- Czy 300 miliardów dolarów, które zostały skierowane pod adresem polskiego rządu, jest rzeczywiście zagrożeniem? – takie pytanie w Zakopanem usłyszała wicepremier Beata Szydło. Chodzi o tzw. ustawę 447, która nakazuje Departamentowi Stanu sprawdzanie, czy państwa wywiązują się ze swoich zobowiązań w związku ze zwrotem mienia ofiar Holocaustu. Akt wywołał prawdziwą burzę w polskiej sieci. Zwłaszcza po jej prawej stronie. Od samego początku prac nad dokumentem można było bowiem przeczytać, że za jego sprawą, Polska zostanie zmuszona do oddania kilkudziesięciu lub nawet kilkuset miliardów dolarów diasporze żydowskiej.
Beata Szydło nie odniosła się wprost do tych obaw. Ograniczyła się jedynie do stwierdzenia, że, "dopóki rządzi Prawo i Sprawiedliwość możemy spokojni". Przypomnijmy zatem, że już w kwietniu, jeszcze przed podpisaniem ustawy przez Donalda Trumpa wyjaśnialiśmy, że tzw. ustawa 447 to narzędzie miękkie. Wyrażenie stanowiska, a nie "pałka polityczna", którą możliwe będzie przymuszenie krajów do wypłat astronomicznych odszkodowań.
Obawy są o tyle zrozumiałe, że rozbieżność w wysokości potencjalnych roszczeń jest spora i rozciąga się na mienie osób, które zostały zamordowane lub zmarły, ale nie pozostawiły potomków. Kwoty, o których mowa zaczynają się od kilku miliardów złotych, a kończą nawet na około 300 mld dol.