- Odszedłem z Ruchu, teraz chcą ode mnie 50 tys. zł. Nie wiem za co - mówi jeden z byłych agentów. Byli pracownicy sieci oskarżają też firmę o brak wypłat i fatalne warunki pracy. - Wszystko jest u nas transparentne - odpowiada Ruch.
Ruch to bez wątpienia jedna z najbardziej znanych polskich firm. Mało która polska spółka może się też pochwalić taką tradycją - pierwsze kioski z logo Ruch powstały już w 1918 roku. Teraz jednak nad firmą zbierają się czarne chmury, branżowa prasa pisze na przykład, że spółka nie rozlicza się z wydawcami prasy. Problemy ma nie tylko sama firma, ale też jej współpracownicy. - Niesłusznie naliczone "kary", brak wypłat pensji, fatalne traktowanie agentów - to tylko część zarzutów pod adresem spółki.
Rozmawialiśmy z byłymi agentami Ruchu, którzy współpracowali z firmą zwykle nie dłużej niż rok. Pierwszy były agent skontaktował się z nami poprzez dziejesie.wp.pl. Potem Money.pl dotarł do jeszcze czterech osób. Jak mówią, wielokrotnie mieli obcinane pensje, a czasem wypłaty po prostu nie dochodziły. Warunki pracy miały być nieraz skrajnie złe, a choroby bardzo źle widziane.
Dodatkowo Ruch naliczył na każdego agenta kary. Jeden z naszych rozmówców musi oddać 50 tys.zł. Inni agenci wymieniają podobne sumy. Skąd takie kwoty? Teoretycznie miała to być opłata za niezwrócone towary.
- Te opłaty są nakładane na nas sztucznie. System informatyczny im się ciągle myli, nabija na kasę produkty, które w ogóle do mnie nie trafiły. No i wyszło ostatecznie 40 tysięcy - opowiada były kioskarz.
Inny dodaje: - Nie wierzę, że to się dzieje przypadkiem. Ruch manipuluje i robi tak, żebyśmy musieli na koniec płacić te pieniądze. Żąda zwrotu za towar, którego nigdy nawet nie widzieliśmy na oczy - słyszymy.
- Raz dostałem wielką fakturę na gazowane napoje. Problem w tym, że dane na fakturze dotyczyły innego kiosku z tej samej ulicy. Właśnie w ten sposób tworzą się te "długi" - opowiada były agent. - W ogóle nie rozumiem, jakim cudem mój niewielki kiosk miałby w kilka miesięcy narobić szkód na kilkadziesiąt tysięcy. To nic innego, jak próba wyłudzenia pieniędzy - opowiada były pracownik.
Niektórzy agenci są natomiast przekonani, że te 50-tysięczne opłaty, których wymaga Ruch, biorą się z błędów systemu. Ten nadzoruje wszystkie zamówienia i sprzedaż artykułów. - System nalicza nam produkty, które nigdy nie trafiły do mojego kiosku. Stąd wychodzi jakaś kosmiczna kwota 50 tysięcy - opowiada agentka. - Ten system po prostu padł i nalicza jakieś kuriozalne kwoty nie wiadomo za co - dodaje były agent. - Oczywiście to żadne usprawiedliwienie dla Ruchu. Nie dość, że nie panują nad systemem, to jeszcze nie reagują na nasze sygnały, że są z nim gigantyczne problemy - dodaje.
Nie próbują wyjaśniać sytuacji? - pytam.
- Próbowałem, menedżerowie w ogóle nie chcą o tym słuchać Do centrali nawet nie ma jak się dodzwonić - opowiada jeden były kioskarz. Grupa czterech agentów próbowała sprawą zainteresować Prokuraturę Krajową. Ta jednak przekazała sprawę do Prokuratury Okręgowej w Warszawie. - Potwierdzam, dostaliśmy informację od Prokuratury Krajowej. Ze sprawą zapoznaje się już prokurator - mówi money.pl rzecznik warszawskiej prokuratury Łukasz Łapczyński.
Co na to Ruch? Sieć nie zaprzecza, że obciąża byłych agentów specjalnymi notami obciążeniowymi. Na przykład wtedy, gdy rozstający się z siecią kioskarz chce się rozliczyć, ale stan towarów się nie zgadza. - Takie noty obciążeniowe wystawiane są wyłącznie w uzasadnionych sytuacjach, kiedy agent ewidentnie dopuszcza się naruszeń umowy. Proces rozliczeń z agentami prowadzony jest w sposób transparentny – w oparciu o dane systemowe dostępne zarówno dla spółki, jak i agentów. W przypadku pojawienia się zastrzeżeń ze strony agentów, są one każdorazowo weryfikowane oraz rozpatrywane pod kątem zasadności - zapewnia Joanna Dzwonkowska, rzeczniczka Ruchu.
Jednak nie po raz pierwszy agenci sieci narzekają na warunki pracy. Już po prywatyzacji firmy w 2010 r. pojawiły się oskarżenia o nierealne plany sprzedażowe, kurczące się zarobki oraz konieczność sprzedawania szybkich pożyczek.
Wyjście do toalety, pensja zmniejszona o 1/3
- Do toalety mam pół kilometra. A podczas dnia pracy, wiadomo, choć raz trzeba wyjść. Mam 15 minut przerwy. Jak raz się spóźniłem i nie wcisnąłem na czas odpowiedniego guziczka przy kasie, wypłata mi przyszła mniejsza o jedną trzecią - opowiada agent. - Nie wiedzieć czemu, raz dostałam pensję w wysokości 400 złotych, zamiast ok. 3 tysięcy - opowiada była współpracowniczka sieci. Byli agenci mówią też, że zdarzało się, że pensje w ogóle nie przychodziły. - Mi się to zdarzyło dwa razy w ciągu kilku miesięcy - słyszymy od pana Alberta.
Z relacji agentów wynika też, że kłopoty w relacjach z Ruchem pojawiają się także w przypadku chorób. - Mam poważne problemy zdrowotne. Jednak doczekałem się od kierownika co najwyżej zalecenia, że mam sprzedawać gazety nawet na łożu śmierci - opowiada były agent.
To samo miała usłyszeć jedna z byłych agentek.
- Raz wziąłem trochę wolnego, chciałem odwiedzić rodzinę. Powiedziałem kierownikowi, że aby dojechać, muszę zamknąć kiosk dzień wcześniej o godzinie 14. Szef nie chciał się zgodzić, wywiązała się ostra dyskusja, ale postawiłem na swoim. I właśnie tego dnia, gdy miałem zamykać o godzinie 13, było włamanie. Dwie osoby zaatakowały mnie z nożami. Nie udało się ich złapać, może skończyłoby się to inaczej, gdyby Ruch zgodził się na monitoring. Ale stanowczo się nie zgadzał - opowiada agent.
Ruch na oskarżenia o złe traktowanie pracowników reaguje zdziwieniem, przypomina też, że często nie są to w ogóle jego pracownicy. - Przede wszystkim chciałabym podkreślić, że agenci nie są pracownikami Ruch S.A., tylko niezależnymi przedsiębiorcami, często zatrudniającymi swoich pracowników - zaznacza Dzwonkowska. Rzeczywiście, wszyscy agenci prowadzący kioski, z którymi rozmawialiśmy przyznają, że nie są związani umowami o pracę z kolporterem.
Agenci najczęściej nie mają umów o pracę, więc formalnie nie są zatrudnieni przez Ruch. Są zatrudnieni zwykle na podstawie umów agencyjnych. Sieć jednak nie tylko rozlicza ich z towaru, ale reguluje co ma się znaleźć na półkach i w jaki sposób mają wykonywać swoją pracę. Ruch może naliczać też kary. - Mogą wiele, mogą naliczać kary właściwie za wszystko. To wynika też z tego co jest zapisane w "Księdze Ruchu" - to taki zbiór ich zasad. Księga ma ponad 300 stron i została do mnie wysłana już po tym, gdy podpisałem umowę. Gdybym przeczytał ją wcześniej, nie pakowałbym się w tę współpracę - opowiada były agent.
- Warunki współpracy są bardzo restrykcyjne. Pół żartem, pół serio powiem, że nawet za pstryknięcie palcem może być kara - mówi ten sam były współpracownik sieci.
Mimo to Ruch uznaje, że nie zawsze o takich sytuacjach warto pisać. - Niezasadne podawanie tego typu informacji może godzić w wizerunek naszej spółki i relacje z agentami. Na takie sytuacje będziemy zmuszeni reagować w każdym przypadku - mówi nam rzecznik Ruchu.
Ruch ma w tej chwili ok. 2 tysięcy kiosków oraz salonów prasowych. Niektóre z nich prowadzą pojedynczy agenci. Są jednak też agenci, którzy zarządzają kilkoma kioskami i zatrudniają po kilkunastu pracowników.
Problemy z Ruchem mają też współpracujące z nim firmy
Serwis Press opisywał niedawno problemy wydawców z siecią Ruch. - Nie reguluje faktur, dla których termin płatności już dawno minął. W końcu zaproponował rozbicie płatności do 2020 roku. Traktuję to jako ponury żart i niepoważne traktowanie partnera biznesowego - potwierdza nam Krzysztof Wiejak, redaktor naczelny "Dziennika Wschodniego".
Niektóre firmy, nie tylko te prasowe, współpracujące z kolporterem martwią się jednak, czy Ruch w ogóle przetrwa. Money.pl rozmawiał z przedstawicielami dwóch firm współpracujących stale z Ruchem. Opowiadają, że o przetrwanie firmy obawiają się nawet menedżerowie firmy na wysokich stanowiskach, z którymi mają stały kontakt.
Chcieliśmy porozmawiać z jednym z menedżerów Ruchu. Nie zgodził się. Rzeczniczka również nie chce rozmawiać o tym, jak wyglądają relacje sieci z współpracującymi z nią firmami. - Ruch nie udziela komentarzy na temat warunków współpracy z partnerami, co wynika również z klauzul o poufności zawartych w umowach z kontrahentami - mówi nam Joanna Dzwonkowska.
Nasi rozmówcy przekazali nam dokumenty, które mają świadczyć o ich racjach - tzw. noty obciążeniowe, ale też niesłusznie ich zdaniem wystawione faktury. Łącznie money.pl rozmawiał z pięcioma byłymi agentami Ruchu i z przedstawicielami kilku firm, z którymi sieć współpracuje. Nie udało się natomiast nam porozmawiać z nikim ze strony Ruchu poza rzeczniczką prasową. Oni od razu stwierdzili, że rozmawiać z mediami nie będą.
Czytaj też: *Wódka i piwo w kioskach. Na powszechnej dostępności alkoholu gospodarka więcej traci niż zyskuje *
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl