Jak podaje Bloomberg, Michale Hickey będzie pracował tylko do końca miesiąca. Na razie nie znaleziono nikogo na jego miejsce.
Zdaniem szefa firmy to człowiek, którego "trudno zastąpić". - Przez ostatnie 30 lat Mick Hickey wniósł ogromny wkład do Ryanaira, a zwłaszcza do jakości i bezpieczeństwa naszych funkcji technicznych i operacyjnych - powiedział szef firmy Michael O'Leary.
To pierwsza z ważnych głów, która poleciała po tym, jak Ryanair odwołał setki lotów. Uderzyło to w setki tysięcy pasażerów.Mówi się nawet o 700 tys.
Decyzja linii wywołała falę oburzenia klientów, którzy poczuli się zaskoczeni i dotknięci tą nagłą decyzją. Irlandzki dziennik "Irish Times" przytacza np. historię uczestników przyjęcia weselnego, którzy na skutek odwołania lotu utknęli we Francji.
Zdaniem dublińskiej firmy analitycznej Goodbody Stockbrokers, na którą powołuje się Reuters, odwołanie tak dużej liczby lotów może kosztować Ryanair ok. 34,5 mln euro, z czego 23,5 mln to odszkodowania, 6,3 mln utracone wpłaty, a 4,7 mln - środki na posiłki, napoje i zakwaterowanie.
Tanie linie lotnicze tłumaczą to niedoborem pilotów. Dyrektor Ryanaira próbuje załagodzić ostatnie konflikty z pracownikami. Możliwe, że piloci wkrótce dostaną podwyżki.
Jak podaje Bloomberg, dyrektor generalny Ryanair obiecuje, że będzie lepiej traktował swoich pracowników. W oficjalnym komunikacie O'Leary gwarantuje, że piloci Ryanair będą pracować mniej, a zarabiać więcej.
Już pod lupę irlandzkie tanie linie lotnicze wzięła Komisja Europejska. - Pasażerowie, których loty zostały odwołane, mają szeroki zestaw praw, w tym prawo do odszkodowania - przypomniała KE, reagując na masowe anulowanie lotów ogłaszane przez linię Ryanair. KE oczekuje, że przewoźnik będzie szanował prawa podróżnych.