Car sharing, czyli trend pożyczania samochodów na minuty podbija serca Polaków. Wypożyczalnie wyrastają jak grzyby po deszczu, a szacunki wskazują, że rynek będzie rósł nawet 200 proc. rocznie. Co najdziwniejsze, operatorzy przyjmują swoją konkurencję z radością.
Wypożyczanie aut na minuty lub godziny to w kraju ciągle raczej niszowa usługa – taka możliwość istnieje zaledwie w kilku największych miastach Polski, m.in. Warszawie, Krakowie, Wrocławiu czy Trójmieście.
Świadomość potencjalnych klientów o istnieniu usługi jest na tyle niska, a graczy na rynku tak mało, że informację o kolejnej firmie startującej z car sharingiem pozostali przyjmują z entuzjazmem. Wszystko dlatego, że aby usługa mogła być opłacalna, musi być po pierwsze: dostępna, po drugie - przystępna cenowo. Chodzi o to, aby klient mógł wypożyczyć auto, które stoi tuż za rogiem, nawet jeśli to auto konkurencji. Przy kolejnej okazji bowiem większe jest prawdopodobieństwo, że wybierze jakikolwiek dostępny pojazd, bez względu na operatora.
Zobacz: * *Polacy zarobią na autach elektrycznych. Minister ds. technologii wie jak
- Każdy nowy rynek usług powiększa się dodatkowo wraz z pojawianiem się nowych podmiotów. To jest szczególnie istotne na wczesnym etapie jego rozwoju, dzięki czemu większa grupa potencjalnych klientów dowiaduje się o usłudze. Dlatego dla tworzącego się właśnie rynku usług car sharingu pojawianie się kolejnej konkurencji jest zupełnie naturalne - zaznacza Paweł Błaszczak, prezes firmy 4Mobility, która świadczy usługę wypożyczania aut na minuty, godziny i doby. - Oczywiście fakt ten działa mobilizująco, ma dla nas pozytywny wymiar. Wspólnymi siłami dużo szybciej wyedukujemy rynek i pokażemy zupełnie nową usługę, której w Polsce dotychczas nie było - dodaje.
- W usłudze carsharingowej kluczowa jest dostępność pojazdów na ulicach oraz dystans, jaki klient musi pokonać, by wypożyczyć auto. Z naszych doświadczeń wynika, że maksymalnie jest to odległość 1 kilometra - komentuje Piotr Groński, prezes Traficar, jednej z wypożyczalni samochodów na minuty, działającej w kilku miastach w Polsce. - Sieci, które będą miały kilkaset pojazdów i będą bardziej dostępne, mają zdecydowanie większe szanse na sukces. Znacznie trudniej osiągnąć taki efekt firmie, która ma we flocie zaledwie kilka pojazdów - mówi.
Szanse na rozwój
Choć nie jest łatwo zrobić usługę carsharingową biznesem opłacalnym, operatorzy patrzą na branżę z nadzieją. Do 2025 roku liczba użytkowników car sharingu ma wzrosnąć do 36 mln, a flota dostępnych samochodów ma się zwiększyć do 427 tys. - wynika z raportu Frost&Sullivan. Polska jest rynkiem wschodzącym, a kraje, które są znacznie bardziej rozwinięte, udowadniają, że istotne jest wyrobienie nawyku w kliencie. Chodzi o to, by zamiast kupować własne auto, postawił na wypożyczalnie.
Plusów jest co najmniej kilka: brak kosztów paliwa, parkowania w płatnych miejscach, ewentualnej naprawy samochodu czy jego eksploatacji. Szacuje się, że w najbliższych latach rynek będzie rósł szybciej, w tempie 100-200 proc. rocznie.
- Ten trend będzie postępować. W krajach zachodniej Europy, szczególnie w Niemczech, statystyki mówią, że w dużych miastach jeden samochód carsharingowy przypada na od 500 do 1000 mieszkańców. Jeszcze dużo przed nami, jeżeli chodzi o wzorcowy model zapełnienia rynku - komentuje prezes Traficar.
Coraz istotniejszą kwestią staje się także problem smogu, któremu do tej pory polski rząd raczej biernie się przyglądał. Teraz zapowiedziano w końcu w tym względzie konkretne działania, m.in. pomoc najbiedniejszym Polakom w ocieplaniu domów. Jedną z ważniejszych przyczyn smogu jest jednak produkcja spalin. Statystycznie na 1000 mieszkańców kraju w ubiegłym roku przypadało 539 aut. W rankingu "zmotoryzowanych" państw Europy Polska wypada naprawdę wysoko – wyżej niż przykładowo Francja czy Anglia.
- Potencjał tego rynku jest wciąż rosnący, już dzisiaj możemy powiedzieć, że z aut na minuty korzysta kilkadziesiąt tysięcy osób, a to wciąż kropla w morzu. W ciągu pierwszych tygodni od wprowadzenia nowej aplikacji dla klientów, przybyło ich 5 tys. i skorzystali 10 tys. razy z naszych samochodów – podaje Paweł Błaszczak z 4Mobility.
- Od 2012 roku najbardziej rozwiniętym pod względem car sharingu rynkiem są Niemcy. Szczególnie od czasu, kiedy na popularności zyskały systemy tzw. free-floating, czyli otwartego modelu parkowania. Całkowicie zrewolucjonizowało to branżę, która działa już od blisko 30 lat. Chodzi o to, by klient mógł wypożyczyć i zostawić samochód w dowolnym miejscu, wtedy, gdy ma na to ochotę. To bardziej elastyczny system. Klienci zdecydowanie preferują ten model wypożyczania - komentuje prezes Traficar.
Nieco odmiennego zdania jest firma Panek, która twierdzi, że car sharing rozwija się w Polsce dynamicznie, ale widoczne jest już nasycenie rynku.
- Niepokoi szczególnie fakt, iż firmy leasingowe, informatyczne, a nawet banki chcą uruchamiać własne car sharingi. Mamy wrażenie, że rynek jest już podzielony pomiędzy największych graczy posiadających wieloletnie doświadczenie w wynajmie samochodów. Pojawiający się nowi operatorzy mogą wywołać efekt tzw. bańki - uważa przedstawiciel firmy Panek. - Car sharing przeżywa hossę i wiele firm chce się zająć tym biznesem. Może to być jednak ze szkodą dla samej usługi. Zwłaszcza że car sharing w Polsce nie osiąga jeszcze progu rentowności - przestrzega.
Według firmy Panek istotną rolę w rozwoju branży będą mieć samorządy miejskie, których "rolą jest promowanie wyższości samochodu współdzielonego nad własnym". - Rozwój car sharingu jest ściśle związany z rozwojem świadomości społecznej i zmniejszeniem przywiązania do własności, co jest procesem i wyzwaniem dla samorządów i firm promujących usługę na następnych kilka lat - komentuje spółka.
W oczekiwaniu na polski samochód elektryczny
Choć rynek samochodów elektrycznych w Polsce jest dopiero w powijakach, a rząd ma ambitne plany wprowadzenia polskiego "elektryka" do 2020 roku, firmy stopniowo podążają za globalnym trendem i stawiają na ekologię.
Nie tak dawno Innogy, jeden z największych w Europie koncernów energetycznych, ogłosił, że do końca marca będzie prowadzić w stolicy testy wypożyczalni samochodów elektrycznych. Na razie udostępni w Warszawie pięć samochodów.
Co na to konkurencja? Podobnie jak w pozostałych przypadkach – przyjęła tę wiadomość nadzwyczaj optymistycznie.
- W usłudze carsharingowej samochód jest tylko narzędziem. Jeżeli samochody elektryczne będą uzasadnionym, biznesowym rozwiązaniem, to w każdym momencie możemy dołączyć je do naszej floty. Przy aktualnym rozwoju technologicznym oraz infrastrukturalnym nie spełniają one wielu warunków, które są potrzebne do efektywnego świadczenia tej usługi - komentuje szef Traficara. - Przede wszystkim pojazdy elektryczne są zbyt drogie, a liczba systemów do ładowania jest niewystarczająca. Przy założeniu rozwoju infrastruktury i zwiększenia zasięgów przez pojazdy elektryczne, rozważymy ich zakup. Początkowo jednak zdecydujemy się na nie bardziej na zasadzie testów, niż komercyjnego rozwiązania - zapewnia.
Podobne zdanie ma firma Panek, która podkreśla, że wiadomość o nowym graczu na rynku odbiera bardzo pozytywnie.
- Elektryczny car sharing jest również naszym celem. Z powodu niedostatecznej infrastruktury, nie da się jeszcze uruchomić rentownego systemu w Polsce. Fakt, że operator energetyczny zdecydował się na pilotażowy program, świadczy, że wkrótce powstanie sieć ładowania - uważa przedstawiciel firmy. Dodaje, że Innogy już korzysta z silników hybrydowych, a naturalnym krokiem rozwoju będą samochody elektryczne.
4Mobility wskazuje, że udostępnia swoim użytkownikom samochody elektryczne BMW i3. Jest to co prawda projekt pilotażowy, ale - jak mówi przedstawiciel firmy, zainteresowanie klientów samochodami elektrycznymi jest duże. Za największe ograniczenie uważa brak odpowiedniej infrastruktury pozwalającej na sprawne ładowanie samochodów. Jeśli jej nie będzie, plany masowego wprowadzenia elektrycznych pojazdów na ulice polskich miast pozostaną jedynie w sferze marzeń.