- Mam nadzieję, że do wakacji zdążymy przedłożyć państwu pewne ramy ustawy o rynku mocy - powiedział wiceminister Grzegorz Tobiszowski. Kwestia rynku mocy ściśle wiąże się z problematyką sektora górnictwa węgla kamiennego i brunatnego oraz z koniecznością określenie miksu energetycznego.
Aby polski system energetyczny był stabilny i ekonomiczny potrzebne jest wprowadzenie tak zwanych mechanizmów rynku mocy.
- Stworzenie rynku mocy w Polsce ma zapewnić bezpieczeństwo energetyczne, czyli ciągłość i niezawodność zasilania - zapowiadał w lipcu ubiegłego roku minister energiiKrzysztof Tchórzewski.
To zachęty finansowe dla wytwórców energii. Płaci im się nie tylko za wytworzoną i sprzedaną energię, ale za gotowość do zapewnienia w danej chwili określonej mocy. W praktyce oznacza to utrzymywanie w gotowości określonych bloków.
- Jesteśmy obecnie po pierwszych rozmowach w Unii Europejskiej, co do założeń ustawy o rynku mocy, bo chcemy zaproponować takie regulacje, które byłyby zaakceptowane w Komisji Europejskiej - zapewnił w piątek w sejmie wiceminister Grzegorz Tobiszewski.
W grudniu Ministerstwo Energii przeprowadziło konsultacje społeczne projektu ustawy o rynku mocy.
Ile będzie kosztować?
Ministerstwo liczyło w lipcu 2016 r., że dzięki pierwszej aukcji głównej w ramach rynku mocy powstanie lub zmodernizowane z powodów ekonomicznych około 10 GW mocy (w perspektywie 2021 r.), łącznie z tymi, które obecnie się budują. Koszt wprowadzenia mechanizmu wstępnie szacowany jest na ok. 2-3 mld zł rocznie.
Zgodnie z pierwotnymi założeniami, w rynku mocy nie będą mogły uczestniczyć zasoby mocy, które korzystają z określonych systemów wsparcia i pomocy publicznej (operacyjne wsparcie OZE i CHP, kontrakty różnicowe itp.). W początkowej fazie nie będą w nim także uczestniczyć moce zlokalizowane poza granicami kraju.
Rynek ma składać się z dwóch segmentów: pierwotnego i wtórnego. W ramach rynku pierwotnego ogłaszana będzie aukcja główna na rok dostaw i dodatkowa na kwartał dostaw. Pierwsza aukcja dla roku dostaw 2021 planowana jest na koniec 2017 r.
Problem jest i będzie narastał
Z raportu francuskich i niemieckich stowarzyszeń energetyki konwencjonalnej - UFE i BDEW, wynika, że już w ciągu najbliższych 10 lat część krajów europejskich nie będzie w stanie pokryć swego zapotrzebowania na energię. Remedium na to może być wprowadzenie rynku mocy (ang. CRM - Capacity Reliability Mechanism).
O kłopotach polskiej energetyki mówią eksperci pytani przez WP money. Jak zauważa prof. Andrzej Strupczewski, przewodniczący Komisji Bezpieczeństwa Jądrowego Narodowego Centrum Badań Jądrowych w Świerku, w Europie jesteśmy w ogonie krajów wykorzystujących energię elektryczną na mieszkańca. Wyprzedzamy tylko Rumunię i Łotwę. - Jeśli chcemy dorównać Niemcom, Duńczykom czy Austriakom, czeka nas wzrost poziomu wykorzystania energii, a co za tym idzie potrzeba większej jej produkcji. Za 20 lat wyczerpiemy zasoby węgla i będziemy zmuszeni do importu, aby utrzymać obecny poziom - podkreśla.
Jak przekonują eksperci, brak zrównoważonej polityki energetycznej i zorientowanie na tradycyjne elektrownie węglowe, czyli rozwiązania nieefektywne w dłuższej perspektywie, spowoduje, że problem będzie narastał. – Co pięć lat będziemy obserwować, jak coraz bardziej odstajemy od reszty Europy – ostrzegał w rozmowie z WP money Grzegorz Wiśniewski, prezes IEO.