Wokół projektu nowych przepisów narosło już mnóstwo kontrowersji. Jak pisaliśmy, okazuje się między innymi, że nie każda kobieta w ciąży będzie chroniona przed zwolnieniem. Dorabiać będzie można tylko przez 32 godziny w miesiącu. Do tego dochodzi oczywiście wyeliminowanie umów zleceń i umów o dzieło. Zapowiadają się duże problemy dla freelancerów, pod górkę będą też miały firmy.
W zamyśle nowe przepisy mają dbać o dobro pracowników, ale w obecnej formie to "partyzancka rewolucja". Tak mówiła o nich w rozmowie z money.pl nawet współautorka projektu, prof. Monika Gładoch. Gładoch jest wiceprzewodniczącą Komisji Kodyfikacyjnej Prawa Pracy, która pod okiem wiceministra pracy Marcina Zielenieckiego przygotowuje nowe prawo.
Co ciekawe, choć resort pracy dąży do likwidacji umów cywilnoprawnych, sam nie ma problemu, by je stosować. W środę w mailu do redakcji przypomniało o tym biuro posła Tomasza Jaskóły. Poseł Kukiz'17 już w październiku ubiegłego roku zapytał w interpelacji, jak kwestia zawierania umów cywilnoprawnych wygląda w ministerstwie pracy.
Odpowiedź resortu Elżbiety Rafalskiej pokazuje, że takie umowy są dla ministerstwa chlebem powszednim. W 2015 roku zawarło ono 807 "śmieciówek", rok później - 877, a od stycznia do sierpnia 2017 roku - 461. Trzy lata temu wydało na to 3,4 mln zł, dwa lata temu - 2,4 mln zł, a przez pół poprzedniego roku - 865 tys. zł.
Kto pracował dla ministerstwa na umowach cywilnoprawnych? Osoby realizujące zadania, "które w głównej mierze dotyczyły dokonywania ocen merytorycznych wniosków o przyznanie dofinansowania w ramach Programu Operacyjnego Wiedza Edukacja Rozwój, dokonywania oceny sprawozdań z realizacji zadań dofinansowywanych w ramach Rządowego Programu Aktywności Społecznej Osób Starszych, oraz Programu Funduszu Inicjatyw Obywatelskich" - pisał resort w odpowiedzi na interpelację Tomasza Jaskóły.
"Ponadto umowy cywilnoprawne zawierane były w celu realizacji zadań przez Centralną Komisję Egzaminacyjną w zakresie specjalizacji w zawodzie pracownik socjalny" - napisało też ministerstwo.
W środę zapytaliśmy biuro prasowe resortu Elżbiety Rafalskiej, czy nie zdarzały się przypadki zatrudniania "na śmieciówkach" innych osób - takich, którym należałaby się praca na etat. Na odpowiedź czekamy.
Tak samo jak na odpowiedź na pytanie, czym ministerstwo zastąpi dotychczas podpisywane umowy cywilnoprawne, kiedy już zlikwiduje śmieciówki. Powinno to wiedzieć najlepiej, bo to pod jego opieką powstają nowe przepisy.
W tej chwili trudno powiedzieć, jak to będzie działać. Mają pojawić się nowe formy umów, które zastąpią "śmieciówki". Na przykład praca nieetatowa. Ma ona polegać na tym, że jeśli oferta zostanie złożona przez pracodawcę, a pracownik ją przyjmie, to nawiąże się stosunek pracy.
- Nie wiemy, jak to w praktyce ma być wykonywane, bo obecnie wszystkie umowy o pracę nawiązują się z chwilą podjęcia wykonywania pracy, a tu mamy czas wyczekiwania. To zupełnie nowa, niedookreślona regulacja - wyjaśniała w rozmowie z money.pl prof. Monika Gładoch.
Zawieranie umów cywilnoprawnych w ministerstwach nie dotyczy tylko rządów PiS. Przez większość 2015 roku, w którym w sumie na śmieciówki wydano ponad trzy miliony złotych, u władzy była jeszcze Platforma Obywatelska. W marcu 2016 roku o pladze śmieciówek w sądach i ministerstwach informowała NIK. Kontrola obejmowała czasy, kiedy rządziła koalicja PO-PSL.