Rząd, szukając oszczędności w budżecie na 2016 rok, zaczął ciąć wydatki na Państwową Inspekcję Pracy. Urzędowi zmniejszono o 8 mln zł finansowanie, choć w tym roku ma mieć więcej obowiązków niż dotychczas. "Solidarność" apeluje do senatorów, by cofnęli decyzję. A nowo wybrany szef PIP krytykuje decyzje tych, którzy dopiero co go powołali.
Wniosek o zmniejszenie budżetu PIP o 7 mln 995 tys. zł złożył rząd. Powód? Niewiadomy. Jak twierdzi "Solidarność", stała za tym najprawdopodobniej chęć ministra finansów Pawła Szałamachy, by jak najwięcej oszczędzić. Jasne jest tylko, że postulat rządu został pod koniec stycznia przegłosowany przez posłów.
Rzecznik "Solidarności" Marek Lewandowski zauważa, że jego związek nie zdążył nawet poprawki zaopiniować, a ta już przeszła przez Sejm. Teraz więc w specjalnym piśmie apeluje do Senatu, by ten oddał PIP 8 mln zł.
- To wygląda tak, jakby ktoś odciągał z baku paliwo, choć chce, aby samochód zajechał dalej niż zwykle - mówi obrazowo.
W 2016 roku na PIP nałożono bowiem nowe obowiązki. Po pierwsze: od 22 lutego zaczną obowiązywać nowe przepisy prawa pracy. Zrównane zostaną na przykład okresy wypowiedzenia w umowach na czas określony i nieokreślony. Od 1 stycznia obowiązują już przepisy oskładkowujące tzw. śmieciówki. A rząd planuje dalsze zmiany, np. ustalenie godzinowej stawki minimalnej na poziomie 12 zł.
"Solidarność" boi się, że zmiany w prawie nie będą miały znaczenia, jeśli nikt kontrolami nie przypomni o nich przedsiębiorcom. A zdaniem Lewandowskiego PIP i tak już od lat traci na znaczeniu, bo zmniejszono na przykład wysokość mandatów. Poza tym, nawet gdy inspektor wykryje, że firma na umowę o dzieło zatrudnia sprzątaczkę, to nie może nawet takiego mandatu nałożyć. Sprawa musi trafić do sądu i tam być rozpatrywana.
W tym czasie najczęściej sprzątaczka i tak pracę traci, a jeśli nawet nie, to w obawie przed takim scenariuszem niezbyt chętnie skarży się na pracodawcę. PiS deklarował ostatnio, że chce to uprościć. Urzędnik PIP, oprócz możliwości nakładania kar finansowych, ma też decydować, jaki stosunek pracy wiążę firmę i jej pracownika
- Czy jesteśmy zszokowani decyzją rządu? Powiedziałbym raczej, że zaskoczeni i zdumieni. PIP musi być wzmacniana, a nie osłabiana - tłumaczy Marek Lewandowski.
Pierwotnie wysokość budżetu PIP wynieść miała 317,8 mln zł. Oznacza to, że była o ponad 26 mln zł większa niż rok wcześniej (w 2015 roku było to 291,4 mln zł). Blisko 10-procentowy wzrost argumentowano właśnie większymi wydatkami związanymi z nowym prawem, podwyżkami wynagrodzeń oraz potrzebą zatrudnienia nowych inspektorów. Rząd, decydując się zabrać blisko 8 mln zł, ściął budżet na wynagrodzenia w PIP o 5,75 mln zł.
W budżecie Inspekcji wydatki na pensje stanowią ponad 80 proc. wszystkich kosztów, jednak i tak jej pracownicy nie zarabiają kokosów. Początkujący inspektor dostaje ok. 2 tys. zł na rękę. Średnia pensja to ok. 3,5 tys. zł netto.
Dlatego w czwartek w Senacie nowo powołany szef PIP Roman Giedrojć zaczął swoją pracę od krytyki rządu i posłów. Jak na ironię, na stanowisko powołał go właśnie działacz PiS, Marszałek Sejmu Marek Kuchciński. Przy okazji dostało się też poprzedniej ekipie, która nie zadbała o podwyżki dla pracowników urzędu przez ostatnich kilka lat.
- Czuję się w obowiązku zwrócić się do państwa z apelem o przywrócenie kwoty 5,7 mln zł na wynagrodzenie osobowe pracowników PIP i kwoty 1,4 mln zł na pochodne od wynagrodzeń. Wzrost wynagrodzeń jest dla nas priorytetem - mówił Giedrojć do senatorów dwie godziny po powołaniu go na stanowisko.
Giedrojć stwierdził też, że PIP nie ma jak walczyć o dobrych pracowników, w tym na przykład prawników, bo nie ma na to pieniędzy. Tymczasem inspektorów podkupują duże firmy i korporacje, bo dzięki temu mają zarazem sprawnego eksperta pracy z kontaktami, jak i osobę znającą wszystkie kruczki prawne.
Owe 8 mln zł miało dać pracownikom PIP podwyżki w wysokości 8 proc., czyli średnio ok. 410 zł na etat. Byłaby to jednocześnie pierwsza podwyżka od 2010 roku, bo właśnie wtedy został zamrożony fundusz płac.
- 8 milionów mniej oznacza dalszy spadek płacy inspektorskiej. Pensje wzrosłyby nie o zaplanowane 8 proc., a o 5 proc. Mielibyśmy zatem do czynienia z dalszym spadkiem płacy realnej pracowników PIP, której wysokość kształtuje się obecnie poniżej poziomu z 2004 r. - wynika z oświadczenia przesłanego do money.pl przez PIP.
Poza tym brak zaplanowanej wcześniej w budżecie kwoty nie pozwoli na zatrudnienie i przeszkolenie 30 dodatkowych inspektorów.