Nie 200 firm, a zaledwie nieco ponad 100 złożyło deklaracje związane z podatkiem detalicznym. Choć rząd zawiesił jego pobieranie, to jednocześnie nie zwolnił sklepów ze składania rozliczeń. Z danych do których dotarł serwis wiadomoscihandlowe.pl wynika, że szacunki dotyczące wysokości daniny zostały przeszacowane.
Jak informuje serwis, deklaracje podatkowe za wrzesień w ustawowym terminie do 25 października złożyło 98 podmiotów. Kolejne 11 wysłało je do urzędów skarbowych już po terminie, ale dwie deklaracje były tylko korektami. W sumie więc podatek najprawdopodobniej było zobowiązanych zapłacić 109 sklepów.
To dużo mniej niż pierwotnie planowano. Rząd szykując ustawę o podatku detalicznym szacował, że objętych nią będzie poniżej 200 firm. Wiceminister finansów Wiesław Janczyk mówił o około 200 podmiotach.
Serwis wiadomoscihandlowe.plprzyznaje, że otrzymane z MF dane mogą być niedoszacowane. Wszystko dlatego, że część firm mogła nie wiedzieć, że muszą złożyć deklaracje podatkowe.
Jeśli jednak rzeczywiście płatników detalicznego jest tylko 109, to oznacza, że i wpływy z daniny muszą być dużo mniejsze niż prognozowano. Tym bardziej, że w tej liczbie jest aż 12 podmiotów, które złożyły deklaracje podatkowe choć nie osiągnęły obrotów na poziomie 17 mln zł. A to oznacza, że podatku płacić i tak by nie musiały. W sumie więc płatników detalicznego było jedynie 97.
Według danych uzyskanych przez serwis, gdyby danina obowiązywała, do budżetu państwa wpłynęło by jedynie 114 mln zł. Z czego około 80 mln zł wpłaciłoby dziesięć największych firm.
- To ewidentnie pokazuje, kogo podatek miał objąć i jednocześnie wskazuje, jak nierówno obciąża podmioty prowadzące działalność handlową - komentuje w rozmowie z wiadomoscihandlowe.pl doradca podatkowy Radosław Piekarz.
Dane MF sugerują, więc że duże sieci handlowe miały rację, mówiąc, że głównie one będą głównym podatnikami. A w związku z tym danina nie jest uczciwie skonstruowana. Z drugiej strony wskazuje to na silną pozycję największych sklepów.
Przypomnijmy, że pieniędzy z podatku Ministerstwo Finansów nie otrzymuje. We wrześniu Komisja Europejska stwierdziła, że może on być niezgodny z unijnym prawem. Powodem była wysoka kwota wolna od podatku i dwie stawki. Jej zdaniem premiuje to małe przedsiębiorstwa względem dużych.
Do czasu rozstrzygnięcia sprawy rząd postanowił rozporządzeniem zaniechać poboru podatku. Jednocześnie jednak firmy nie zostały zwolnione ze składania deklaracji. Muszą tam wpisywać swoje obroty i obliczać ile zapłaciły by podatku, gdyby ten obowiązywał.
Serwis oszacował ile rocznie mogłyby wynieść wpływy z nowego podatku. Przemnożenie 114 mln zł z września przemnożone przez 12 miesięcy da 1,368 mld zł. Tymczasem rząd szacował wpływy na 1,89 mld zł.
Ministerstwo Finansów przyznaje, że zebrane dane mają posłużyć do lepszego szacowania wpływów lub opracowania nowej koncepcji podatku. Jednocześnie w Sejmie jest już projekt ustawy całkowicie zawieszającej podatek handlowy do końca 2017 roku.
PiS przedstawił też nową wizję podatku, gdyby nie udało się wygrać batalii z KE. Propozycja zakłada opodatkowanie wszystkich sklepów jednolitym podatkiem w wysokości ok. 1,5 proc. obrotów. Jednocześnie jednak firmy mogłyby odliczać handlowy od podatku dochodowego. Zdaniem PiS sprawi to, że sklepy uczciwie płacące obecnie CIT nie odczują nowej daniny.
Z taką argumentacją nie zgadzają się niemal wszyscy przedstawiciele sieci handlowych. Przeciwko niemu protestują już nie tylko dyskonty i supermarkety, ale także mali przedsiębiorcy. Część grozi, że próba wprowadzenia podatku w nowej formie skończy się protestami pod Sejmem.