Nie będzie zniesienia limitu składek ZUS po przekroczeniu 30-krotności przeciętnej pensji - dowiedział się nieoficjalnie money.pl. Oznacza to, że najlepiej zarabiający na etacie i ich pracodawcy nie zostaną obciążeni dodatkowymi kosztami pracy, które miały dać państwu ponad 5 mld zł rocznie. Decyzja w tej sprawie może zostać ogłoszona jeszcze w tym tygodniu.
Aktualizacja 22.11.2017 7:45
Informacja o wycofaniu się rządu z kontrowersyjnej reformy pochodzi ze źródeł zbliżonych do Ministerstwa Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej. Resort na razie nie odpowiedział na prośbę money.pl o komentarz do tych doniesień.
Na temat sprawy nie chce wypowiadać się Ministerstwo Rozwoju, które odsyła do resortu rodziny i pracy. "Prosimy pytać w MRPiPS, które jest autorem projektu" - pisze biuro prasowe MR w mailu do money.pl.
Na razie prace nad projektem prowadzone są jednak według normalnego trybu. We wtorek wieczorem projekt ustawy pozytywnie zaopiniowała sejmowa komisja polityki społecznej i rodziny.
Przypomnijmy, że to właśnie resort Elżbiety Rafalskiej przygotował projekt ustawy znoszącej limit opłacania składki rentowej i emerytalne. Zmiana przepisów miała dotyczyć 350 tys. etatowych pracowników i ich pracodawców. Projekt ustawy został przyjęty przez Sejm 9 listopada.
Choć na zniesieniu ograniczeń w płaceniu składek ZUS sektor publiczny miał zyskać przeszło 5 miliardów złotych rocznie, rząd wyjaśniał, że wcale nie chodzi o pieniądze. Wicepremier Mateusz Morawiecki przekonywał, że "to nie ma związku z budżetem", lecz jest to "propozycja budującą system solidarnościowy".
Pomysł zniesienia limitu, który od czasu reformy z 1999 roku służył jako rodzaj bezpiecznika chroniącego system emerytalny przed wypłacaniem ekstremalnie wysokich świadczeń, wzbudził ostrą krytykę, nie tylko ze strony środowisk pracodawców. Przeciwna zmianom jest nawet "Solidarność", która ostrzega, ze zmiany uderzą m.in. w górników.
Szerokim echem odbił się materiał money.pl, w którym planowaną reformę porównaliśmy do wprowadzenia trzeciego progu podatkowego. Poproszeni o komentarz eksperci wskazywali, że łączne opodatkowanie pracy najlepiej zarabiających będzie wynosić 70 proc.
Ucieczka w samozatrudnienie często niemożliwa lub ryzykowna
Czy rząd ugiął się pod krytyką pomysłu zniesienia limitu składek, a w szczególności ostrzeżeniami, że wielu najlepiej zarabiających pracowników ucieknie w samozatrudnienie lub za granicę?
- Niektóre spółki mogą pogodzić się ze wzrostem kosztów, ale inne poszukają sposobu na to, by uniknąć ich poniesienia - mówi nam Łukasz Kozłowski, ekspert ekonomiczny Pracodawców RP. - Można spodziewać się, że z inicjatywą zastosowania takiego manewru często będą wychodzić sami pracownicy, którzy również odczują zmiany w swoich kieszeniach - zwraca uwagę.
Jak jednak zaznacza, prawo nie w każdej sytuacji pozwala na ominięcie nowych reguł poprzez przejście na samozatrudnienie lub umowę cywilnoprawną. - Trudno na przykład wyobrazić sobie, by ucieczka przed zniesieniem limitu 30-krotności nastąpiła w administracji publicznej, gdzie zasady zatrudniania są ściśle określone - podkreśla.
- Należy pamiętać, iż zgodnie z przepisami kodeksu pracy, w sytuacji, gdy praca wykonywana jest w miejscu i czasie wyznaczonym przez przedsiębiorcę oraz pod jego kierownictwem, mamy do czynienia ze stosunkiem pracy niezależnie od tego, jaką umowę zawrzemy - tłumaczy Kozłowski. - W razie kontroli Państwowej Inspekcji Pracy, fikcyjne samozatrudnienie może zostać zakwestionowane - ostrzega.
- W przypadku menedżerów przejście na działalność gospodarczą może być utrudnione również ze względu na zaostrzoną w ostatnim czasie linię interpretacyjną organów skarbowych w zakresie VAT - zwraca uwagę ekspert.
Łukasz Kozłowski stwierdza, że bardzo trudno oszacować, ile osób mogłoby skorzystać z możliwości ucieczki przed zmianą przepisów, tym bardziej, że "nie podjęli się tego zadania nawet autorzy uzasadnienia i oceny skutków ustawy w Ministerstwie Rodziny i Ministerstwie Finansów".