Kłótnia polityków o liczbę miejsc w Trybunale Konstytucyjnym i Trybunał orzekający we własnej sprawie. Przewodniczący sądu gotowy ustalić skład sędziowski i termin posiedzenia po telefonie z kancelarii premiera. Pracownicy sądów walczący o podwyżkę w ministerstwie. Szef Trybunału pytający rząd, jaką decyzję ma podjąć. To przykłady nie tylko bałaganu w polskim systemie sądowniczym, ale i skomplikowanych relacji, które w pewnym stopniu uzależniają sądy od pozostałych ośrodków władzy.
Jeden z filarów demokracji to podział i równowaga władz: prawodawczej, wykonawczej i sądowniczej. Dzięki temu państwo ma działać sprawniej, poszczególne władze nawzajem się kontrolują. Te idee zawiera w sobie teoretycznie również i nasza konstytucja. Przepisy dotyczące sądów zaczynają się nawet klasycznie: "Sądy i Trybunały są władzą odrębną i niezależną od innych władz."
Tyle, że już kilka następnych artykułów konstytucji w pewien sposób zaprzecza temu stanowczemu wstępowi. Bo np. działanie i sposób doboru członków Krajowej Rady Sądownictwa (KRS), Trybunału Konstytucyjnego (TK) i Trybunału Stanu (TS) konstytucja zrzuca na ustawy, głosowane przecież przez Sejm większością głosów.
KRS powołuje sędziów, m.in. wystawia kandydatury do Sądu Najwyższego. Trybunał interpretuje konstytucję i może na przykład zablokować ustawy kolejnej ekipy rządzącej - stąd zresztą walka PiS o skład Trybunału. Innymi słowy: ustawa zasadnicza oddaje z góry ważne elementy sądowej układanki w ręce polityków. A ci z tego korzystają.
Do tego dodać jeszcze trzeba powoływanie prezesów wszystkich sądów bezpośrednio lub pośrednio przez ministra sprawiedliwości oraz zasady finansowania z budżetu państwa.
Dlaczego Trybunał jest ważny dla budżetu
Trybunał Konstytucyjny jest kluczowy przy przejmowaniu rządów. Doskonale było to widać na Węgrzech po objęciu władzy przez ugrupowanie Viktora Orbana. W 2010 r. został premierem Węgier, a już w 2011 r. weszła w życie nowa węgierska konstytucja. Nowe zapisy ograniczyły prawo Trybunału do orzekania zgodności z konstytucją ustawy budżetowej, a także podatków i świadczeń socjalnych. Dzięki temu udało się na przykład nałożyć podatki na banki i sklepy wielkopowierzchniowe. Polscy politycy z obu stron - poprzedniej koalicji PO-PSL oraz PiS - doskonale zdają sobie z tego sprawę, stąd zamieszanie wokół polskiego Trybunału.
Czy na takie uzależnienie od polityków jest panaceum? Najbardziej niezależnym ciałem sądowym w Polsce jest Sąd Najwyższy. Jego skład wybiera zgromadzenie sędziów Sądu Najwyższego, do którego z kolei Krajowa Rada Sądownicza powołuje sędziów z minimum 10-letnim stażem. KRS też częściowo jest zależna od polityków, ale mają oni tam mniejszość.
Likwidacja politycznego ciała, jakim jest TK i przeniesienie jego kompetencji na SN byłoby rozwiązaniem, które uniezależniałoby orzekanie odnośnie konstytucyjności ustaw od bieżącej polityki. Do tego jednak wymagana jest zmiana konstytucji, a konkretnie zapisu w artykule 194 punkt 1. "Trybunał Konstytucyjny składa się z 15 sędziów, wybieranych indywidualnie przez Sejm”.
Sędzia na telefon. Sprawa Amber Gold odkryła kolejne zło w systemie
Pewną fikcję niezależności władzy sądowniczej widać i na niższych niż Trybunał szczeblach. Np. sędzia Ryszard Milewski, były prezes Sądu Okręgowego w Gdańsku, stracił tę funkcję w związku z upublicznioną rozmową na temat sprawy Amber Gold. W ramach kary dyscyplinarnej został przeniesiony do Sądu Okręgowego w Białymstoku.
Milewski we wrześniu 2012 r. w rozmowie telefonicznej z osobą podającą się za pracownika kancelarii premiera Donalda Tuska (Paweł M., który dokonał prowokacji dziennikarskiej) wyrażał gotowość do wyznaczenia dogodnego dla władz terminu posiedzenia w sprawie aresztu dla szefów Amber Gold.
_ - _Cały czas mam włączoną komórkę i czekam na telefon - mówił sędzia w odpowiedzi na pytanie prowokatora, czy minister Arabski może dzwonić w godzinach wieczornych. Pytany o skład sędziów na spotkaniu z premierem, zaproponował prezes Sądu Rejonowego Gdańsk-Północ Jolantę Piątek oraz wiceprezes Sądu Okręgowego w Gdańsku Alinę Miłosz-Kłoczkowską. Pytał też o dogodny termin rozprawy.
Skąd taka dyspozycyjność wysokiego przedstawiciela władzy sądowniczej względem kancelarii premiera?
Prezesów sądów apelacyjnych wybiera nie kto inny, jak minister sprawiedliwości. Musi w tym celu tylko zasięgnąć opinii zgromadzenia ogólnego sędziów apelacji. Jeżeli opinia nie zostanie wydana w terminie dwóch miesięcy, minister może powołać prezesa bez opinii, a w razie opinii negatywnej decyduje Krajowa Rada Sądownictwa. W tej natomiast na 25 członków aż jedenastu można określić jako wybranych pośrednio, albo bezpośrednio przez władzę wykonawczą (prezydenta, rząd), lub Sejm.
Minister sprawiedliwości powołuje też prezesów sądów okręgowych, tylko z tym ograniczeniem, że muszą być wybrani z grona sędziów pracujących w danym sądzie. Natomiast o prezesurze sądów rejonowych decyduje powołany przez ministra sprawiedliwości prezes sądu apelacyjnego (powołany przez ministra) i tu też jest wymóg wyboru spośród sędziów z rejonu.
Sytuacja z Amber Gold i wystosowanie propozycji konkretnych sędzi do rozprawy pokazują, że prezes sądu apelacyjnego może mieć decydujący wpływ na wybór konkretnych sędziów do konkretnej sprawy, a to już przecież może decydować o jej rozstrzygnięciu, bo... sędzia też może być przecież dyspozycyjny względem prezesa sądu, tak jak i prezes sądu był względem kancelarii premiera.
Generalnie sposób doboru sędziów do rozpraw zależy od regulaminów działania sądów. Ale te w przypadku sądów administracyjnych ustala rozporządzeniem prezydent, a w przypadku sądów powszechnych - minister sprawiedliwości.
Odrębność, odrębnością, ale kto trzyma finanse
Konstytucja nakazuje, żeby sądy były "odrębne". Faktycznie, nawet w ustawie mówiącej o finansach sądów czytamy: "Dochody i wydatki sądów powszechnych stanowią w budżecie państwa odrębną część".
Dalej z tej ustawy dowiadujemy się, że dysponentem części budżetowej sądów jest minister sprawiedliwości, a zadania dysponowania tym budżetem wykonuje dyrektor sądu apelacyjnego, który ma też w obowiązkach robienie planów finansowych sądów na obszarze apelacji. Dyrektor powoływany jest przez ministra sprawiedliwości na wniosek prezesa sądu apelacyjnego, powołanego wcześniej przez ministra sprawiedliwości. Prawdziwa niezależność i odrębność.
Ministerstwo ustala też, ile będzie zarabiał pracownik sądów. O wynagrodzeniu sędziów zaś stanowią ustawy - w wersji z 2001 r. zapisano, że pensje sędziów zależą od przeciętego wynagrodzenia w gospodarce. Państwo finansuje też sędziom składki emerytalne, czyli ci dostają pensje brutto pomniejszone tylko o podatek PIT i składkę zdrowotną. Sądy nie mają więc odrębnego finansowania, zupełnie nie decydują o sobie.
To Sejm ustala też wysokość opłat sądowych i zasady ich opłacania. Rząd wszystkie kwoty pobiera do budżetu, a potem to również rząd, konstruując ustawę budżetową, ustala ile dostaną sądy i księguje je jako wydatki budżetu.
- Sądy powszechne działają w formie państwowych jednostek budżetowych, czyli takich jednostek organizacyjnych sektora finansów publicznych, które pokrywają swoje wydatki bezpośrednio z budżetu, a pobrane dochody odprowadzają na rachunek dochodów budżetu państwa - podaje Wioletta Olszewska z Ministerstwa Sprawiedliwości. - W formie tej działają m.in. organy administracji rządowej i samorządowej, sądownictwa, wojska, policji czy prokuratury. Poziom wydatków ponoszonych przez jednostkę budżetową nie zależy od wielkości osiąganych przez nią dochodów, co oznacza, że wszystkie wydatki jednostki budżetowej są wydatkami budżetowymi, a uzyskane przez nią dochody są dochodami budżetowymi.
Gdzie tu niezależność? Nawet na obsługę przesyłek sądowych przetarg ogłasza ministerstwo sprawiedliwości, a przez wiele lat brała za nie opłaty jak za zboże państwowa Poczta Polska. To m.in. pojawieniu się konkurencji (InPost) i niższym kontraktom na przesyłki zawdzięczają pracownicy sądów wyższe podwyżki w tym roku.
Tak się składa, że rok w rok budżet państwa coraz więcej dokłada do sądów. W 2015 r. kwota dotacji z podatków przekroczyła 5 mld zł, a w 2016 roku ma to być nawet 5,4 mld zł. Głównie w związku z indeksowaniem płac sędziów na podstawie przeciętnych wynagrodzeń.
Kwota dofinansowania sądów z budżetu jest jednak całkowicie zależna od polityków i ci równie dobrze mogą ją obciąć. Nie istnieje niezależny wskaźnik, względem którego rząd musiałby te wydatki ustalać.
Prezes Trybunału pyta premiera, co ma robić
- Zwróciłem się w sprawie OFE z wnioskiem do Prezesa Rady Ministrów o informację, jakie nieprzewidziane w ustawie budżetowej koszty generowałby negatoryjny wyrok Trybunału Konstytucyjnego - mówił dwa lata temu prezes Rzepliński. Chodzi o ustawę, która miała zabrać połowę zebranych przez członków OFE środków z OFE do ZUS.
Prezes chciał się dowiedzieć, czy budżet ucierpi, jeśli Trybunał zakwestionuje przepisy. Dbałość o budżet jest zapisana w konstytucję (art. 220), ale trudno ją traktować jako przepis najważniejszy. Poza tym w konstytucji jest napisane tylko tyle, że Sejm nie powinien ustalać ustawami "większego deficytu budżetowego niż przewidziany w projekcie ustawy budżetowej". Ustawa zabierająca pieniądze OFE nie była elementem budżetu, a w jej przeprowadzeniu chodziło głównie o uniknięcie przekroczenia limitów zadłużenia, zbyt szybko narastającego.
W celu ochrony lekkiej ręki rządu, prezes Trybunału był w stanie zignorować wszystkie pozostałe przepisy konstytucji i skupić się na ochronie proporcji długu do produktu krajowego brutto.
To jeszcze jeden fakt ukazujący podległość władzy sądowniczej do władzy wykonawczej.
Wszystko zaczyna się od konstytucji, a kończy na kontroli państwa nad większością aspektów działalności sądów, które... nie mogą być do końca niezależne i odrębne, bo prawo im na to nie pozwala.