Aż 3,4 z 9 mln pracowników przedsiębiorstw, czyli 37,5 proc. pracuje w Polsce dla firm najmniejszych, czyli takich, które zatrudniają nie więcej niż dziewięć osób. To najwyższy poziom w historii, a wzrost jest stały już od 2013 roku - podaje Eurostat.
Ktoś może pomyśleć, że mamy przedsiębiorczy naród. W ludzkich głowach pojawia się mnóstwo pomysłów, których nie boimy się natychmiast wprowadzać z sukcesem w życie. Tyle że rzeczywistość jest trochę mniej różowa.
Ta armia 37,5 proc. zatrudnionych wytwarza zaledwie 16,8 proc. wartości dodanej w gospodarce. Gorsze proporcje są tylko w Grecji, gdzie małe firmy to aż 52,7 proc. zatrudnienia, ale zaledwie 24,1 proc. wartości dodanej w gospodarce.
Po co zakładać firmę, skoro pożytku to daje niewiele (niska wartość dodana), a w związku z tym i wynagrodzenie prawdopodobnie będzie mniejsze niż w większych jednostkach? Jedyne co się nasuwa na myśl, to kwestia podatków.
Jest o co się bić
Średnia pensja w październiku wyniosła 4,9 tys. zł brutto, co oznacza przy umowie o pracę wypłatę 3,5 tys. zł na rękę. Ale pisząc „brutto” przyjmujemy wersję z nazewnictwa urzędowego. Prawdziwe brutto to tyle, ile płaci przedsiębiorca. A on musi wyłożyć już 5,9 tys. zł. Najwięcej odejmują od tego różne obowiązkowe ubezpieczenia, na które idzie łącznie 2,1 tys. zł.
Czytaj też: Samozatrudnienie. Zalety i wady
Kawałek z tej ostatniej kwoty mogą chcieć uszczknąć zarówno pracownik, jak i pracodawca - ten drugi zapłaci mniej niż 5,9 tys. zł, a ten pierwszy dostanie więcej niż 3,5 tys. zł, tj. o tyle więcej, żeby pokryć koszt rachunkowości i mieć jeszcze coś na plus. Obaj zadowoleni - mniej zadowolone jest państwo. A przecież można jeszcze zaoszczędzić na PIT, odliczając niektóre koszty, np. VAT od paliwa.
Dane GUS z 2017 roku wskazują, że aż 59 proc. zatrudnionych Polsce w niewielkich firmach to samozatrudnieni.
- Nie demonizowałbym sytuacji w kontekście, że to tylko formuła omijania podatków - mówi money.pl Jacek Męcina, profesor Uniwersytetu Warszawskiego i ekspert konfederacji Lewiatan. - Ważny aspekt związany z działalnością indywidualną jest taki, że wypełniamy deficyty, jeśli chodzi o zatrudnienie w usługach. Częściowa profesjonalizacja rynku pracy opiera się na samozatrudnieniu jako formule outsource'owania usług, od fryzjera, masażysty, fizjoterapeuty, lekarzy, do informatyków - wskazuje.
"Usługi są mniej produktywne"
- Analizowałem podobne dane kilka lat temu dla Ministerstwa Finansów - dość często działalność gospodarcza jest uzupełnieniem działalności podstawowej i to ma związek z rozwojem rynku. Tu jest częściowo odpowiedź dlaczego ta działalność jest mniej produktywna - usługi są po prostu mniej produktywne - podsumowuje Męcina.
Kwestia tylko w tym, że w Polsce proporcje między liczbą zatrudnionych a wytwarzaną przez nich wartością są drugie najniższe w Europie. Skąd to się bierze? Czy u nas dużo więcej jest małych firm usługowych?
Z 3,4 mln pracowników mikrofirm w budownictwie pracuje 0,5 mln, w handlu 1,1 mln, w transporcie 0,3 mln, a w usługach profesjonalnych (w tym sprzątanie, fryzjerzy) 0,4 mln. Ale i produkcją zajmuje się aż 0,4 mln osób.
Gdzie widać największe różnice względem Europy? Przede wszystkim w transporcie i magazynach. Małe firmy zatrudniają u nas w tej branży 37,2 proc. pracowników i tylko w Grecji ta proporcja jest wyższa. Również w branży informacyjnej i komunikacyjnej (informatycy, dziennikarze, PR, telekomunikacja) proporcja jest u nas druga najwyższa w Europie - nasze proporcje 40,7 proc. zatrudnionych przez małe firmy w tej branży wyprzedza tylko Słowenia.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl