Dziennik "Kommiersant" zastanawia się w czwartkowym wydaniu, "czym Rosja może odpowiedzieć USA na nowe działania ograniczające", czyli ustawę o sankcjach przyjmowaną w amerykańskim Kongresie.
W razie podpisania ustawy przez prezydenta USA Donalda Trumpa Rosja "podejmie mimo wszystko pewne kroki symetryczne" - prognozuje "Kommiersant", powołując się na źródła w rosyjskim MSZ.
Chodzi o sygnalizowane już - w związku z wydaleniem z USA rosyjskich dyplomatów i sporem wokół dacz dyplomatycznych - możliwe zajęcie ośrodka wypoczynkowego ambasady USA czy wydalenie 35 amerykańskich dyplomatów. "Strona rosyjska rozpatruje też możliwość ograniczenia maksymalnej liczby pracowników ambasady amerykańskiej w Moskwie" - przypomina dziennik.
"W innych sferach absolutnie symetryczne sankcje rosyjskie będą faktycznie mało skuteczne. Jeśli zaś mówić o niesymetrycznych punktowych działaniach, to w sferze dyplomacji Moskwa może odmówić współpracy z Waszyngtonem w tych kwestiach, które są dla niego krytycznie ważne", np. wywierania presji na Koreę Północną - ocenia "Kommiersant". Poza tym - jak przyznaje gazeta - "zestaw narzędzi, jakie ma do dyspozycji Kreml, jest ograniczony".
Dziennik zauważa, że "bezpośrednia wymiana handlowa (między Rosją i USA) jest niewielka i wyniosła w 2016 roku tylko 20,2 mld USD". Z USA do Rosji dostarczane są głównie wyroby przemysłu maszynowego i sprzęt zaawansowanych technologii. "Zastąpienie go jest zapewne możliwe (...), ale na pewno okaże się dla Moskwy wielkim problemem, ponieważ dotknie nie po prostu zwykłych obywateli (...), a całe branże ważne strategicznie" - wskazuje "Kommiersant".
Jak ocenia, "teoretycznie możliwe" byłyby ograniczenia w eksporcie z Rosji pewnych towarów obecnie dostarczanych przez nią do Stanów Zjednoczonych. To np. produkty przerobu ropy naftowej, czy rosyjski wzbogacony uran dla amerykańskich elektrowni atomowych, od którego USA stały się w ostatnich latach "krytycznie uzależnione". To także dostawy tytanu, bowiem Rosja pokrywa jedną trzecią potrzeb amerykańskiego koncernu Boeing. Ogółem jednak - zaznacza "Kommiersant" - "teoretycznie możliwe ograniczenia dotyczące eksportu z Rosji do USA mogą okazać się dość bolesne, ale miałyby nie mniej poważny efekt zwrotny", czyli dla Rosji.
"Poważniejsze może okazać się ograniczenie pracy firm amerykańskich w Rosji. Najszerzej reprezentowane są one na rynku konsumenckim i w sferze IT, co czyni zakaz stosunkowo prawdopodobnym. Sankcje, które uderzają w obywateli, Moskwa przetestowała już z sukcesem w przypadku Europy i Turcji" - wskazuje "Kommiersant".
"Problemy McDonald's w Rosji na początku kryzysu ukraińskiego nigdy nie wiązały się bezpośrednio z konfliktem z USA, jednak wielu uczestników rynku tak właśnie je traktowało. Jeśli sytuacja powtórzy się w oficjalnym wariancie na szerszą skalę, to może dotyczyć wielu branż - od produkcji żywności do farmaceutyki, żywienia zbiorowego i serwisów internetowych" - ocenia dziennik.
Przypomina, że zakłady w Rosji mają Coca-Cola i PepsiCo; Amerykanie mają też "znaczące udziały na rynku cukierniczym, na którym pracują firmy Mendelez i Mars. "Nie mniej popularne są w Rosji Google, Facebook, Apple, Adobe i Microsoft. Pierwszym trzem (firmom) teoretycznie można byłoby odmówić (dostępu do) rynku, choć grozi to gniewem użytkowników. Jednak produktów ostatniej na razie nie udało się zamienić (krajową) analogiczną produkcją nawet w strukturach państwowych" - przyznaje "Kommiersant". Zdaniem gazety "na rynku lekarstw skuteczny może okazać się zakaz bezpośredniego importu".
Z kolei w rządowej "Rossijskiej Gaziecie" ekonomista Jakow Markin podkreśla, że niepokoi go wymienienie w amerykańskiej ustawie "przyszłych zagrożeń w sferze finansowej, sankcji w sferze rosyjskiego długu państwowego". Ekspert ocenia to jako niepokojące dlatego, że Rosja, która zainwestowała 100 mld USD w amerykańskie obligacje państwowe, może "zacząć odpowiadać swoimi kontrsankcjami" i "może rozpocząć się reakcja łańcuchowa na rynkach finansowych".