W przeciwieństwie do wiatraków stawianych na morzu, nie potrzebują sztywnego połączenia z lądem, a na dodatek nie zniszczy ich żaden sztorm. Po trzecie pływaki można łączyć i przepinać jak klocki Lego, budując nieograniczone systemy zasilające miasta czy fabryki. To właśnie Wave-Eco - technologia, nad którą pracuje Centrum Innowacji Akademii Morskiej w Szczecinie.
Zaczęło się od tego, że mniej więcej rok temu nad Bałtyk przyjechał przedsiębiorca dokładnie z drugiego końca Polski, z południa. To Maciej Stamirski. Zanim trafił na Akademię Morską w Szczecinie, przez pół roku w całej Polsce szukał ludzi, którzy w ogóle odpowiedzieliby mu na pytanie, czy jego pomysł zadziała?
- W końcu trafił do nas. My jako naukowcy oszacowaliśmy, czy ten pomysł ma sens, dobraliśmy zespół ekspertów, w tym także z przemysłu. Komercyjne firmy powiedziały: "ok, to zadziała i chyba nawet się spłaci". Takie opinie wydały już firmy, które dostarczają elementy albo budują farmy wiatrowe. Bo właściwie z nimi nam dość blisko, choć nie pozyskujemy energii bezpośrednio z wiatru – mówi WP money w Hanowerze Konrad Frontczak, prezes zarządu spółki celowej przy Akademii Morskiej w Szczecinie.
To on zarządza na uczelni wszystkimi technologiami, które mają szansę na komercjalizację. Wave-Eco szanse ma.
Jak to działa?
Technologia opierać ma się o bardzo lekkie, mobilne pływaki, które pozyskują energię z fal morskich, a na dodatek kolejne elementy można do siebie dołączać i skalować cały system. Następnym krokiem jest podłączenie go do sieci, która zasili niewielką miejscowość.
Ile potrzeba by takich pływaków, żeby zasilić na przykład Szczecin? - Pewnie kilka tysięcy, to byłaby już duża konstrukcja. Ale technologa jest cały czas w rozwoju, więc może uda nam się ją jeszcze zminiaturyzować – mówi Frontczak.
Jak ten system działa w praktyce? Pływak ma części stałą i ruchome, które unoszą się na falach i dzięki temu wytwarzają energię kinetyczną, zamienianą następnie w energię elektryczną. Wszystko podłączone jest do podwodnego kabla prowadzącego do sieci miejskiej, przemysłowych instalacji czy też terminala LNG.
Urządzenie jest bezpieczne i zdolne do generowania energii nawet w ekstremalnych warunkach. Cechami charakterystycznymi tej technologii są: skalowalność, modułowość i mobilność.
Modułowość umożliwia seryjną produkcję, co w istotny sposób obniża koszty. A mobilność daje łatwość przemieszczania i elastyczność pod względem miejsca użytkowania, a w połączeniu z modułowością czyni obsługę i utrzymanie stosunkowo łatwymi i niedrogimi.
Jeszcze nikt na to nie wpadł?
- No właśnie nie. Były różne pomysły na pozyskiwanie energii z fal morskich, ale to były potężne farmy, bardzo duże, ciężkie i kosztowne konstrukcje. Tymczasem nasz pomysł jest tańszy, lekki, a na dodatek nie zostanie zniszczony przez fale, bo weryfikowaliśmy to w laboratoriach – podkreśla Frontczak. Choć przyznaje, że potrzebny jest prototyp i testy w warunkach naturalnych.
Do tego niezbędne są jednak pieniądze, dlatego firma szuka inwestora, który wyłoży ok. 5 mln euro. Wave-Eco liczy, że w znalezieniu tych pieniędzy pomoże im pokazanie się na targach w Hanowerze.
Patent w całej Europie
Dziś ekipa, która nad tym pomysłem pracuje, składa się już z ludzi z trzech uczelni: Politechniki Gdańskiej, Zachodniopomorskiego Uniwersytetu Technologicznego i właśnie Akademii Morskiej w Szczecinie oraz czterech firm prywatnych.
Od roku toczy się postępowanie patentowe i to od razu europejskie. Pierwsze oceny dają bardzo dużą szansę na to, że patenty zostaną przyznane w wielu krajach.
Jednak jak przyznaje Konrad Frontczak, na razie technologia jest na dość niskim poziomie rozwoju - na razie zostały zweryfikowane zasady jej funkcjonowania. Prototypu pływaka w Hanowerze zobaczyć nie można. Może za rok w tym samym miejscu o tej samej porze?