Czarny sen frankowiczów staje się rzeczywistością – nici z ustawy umożliwiającej korzystne przewalutowanie kredytów. Posłowie nawet nie podejmą próby przepchnięcia jej jeszcze w tej kadencji. Ale jest i marchewka. Kredytobiorcy, którzy stracą pracę, będą mogli otrzymać do 1,5 tys. zł dopłaty do rat.
- Komisja finansów publicznych nie zdecydowała się na wprowadzenie pod obrady komisji uchwały Senatu w sprawie tzw. ustawy frankowej, dotyczącej pomocy frankowiczom, z uwagi na duże wątpliwości natury konstytucyjnej - poinformowała z sejmowej trybuny szefowa komisji finansów Krystyna Skowrońska (PO). Oznacza to praktycznie zablokowanie prac na ostatniej prostej. Gdyby komisja zajęła się poprawkami Senatu do kontrowersyjnej ustawy, to Sejm mógłby ją uchwalić jeszcze przed wyborami. Wówczas potrzebny byłby już tylko podpis prezydenta. Teraz już nie ma na to szans. Zgodnie z zasadą dyskontynuacji, projekty, których Sejm nie zdąży uchwalić przed wyborami, nie przechodzą do następnej kadencji.
Trudne losy ustawy frankowej
Ustawa umożliwiająca przewalutowanie kredytów zaciągniętych w obcej walucie od początku wzbudzała duże emocje. Część kredytobiorców zadłużonych np. we frankach szwajcarskich czuła się oszukana przez banki, natomiast ci, którzy w ogóle kredytów nie mają, albo zadłużyli się w złotówkach zwracali uwagę, że nikt nikomu nie kazał brać kredytów walutowych i że całe społeczeństwo nie może się zrzucać na pomoc dla garstki frankowiczów.
Projekt przewidywał, że kredytobiorca mógłby ubiegać się w swoim banku o przewalutowanie kredytu w walucie obcej, czyli m.in. w szwajcarskim franku. Przewalutowanie miałoby następować po kursie z dnia sporządzenia umowy restrukturyzacyjnej i polegać na wyliczeniu różnicy między wartością kredytu po przewalutowaniu, a kwotą zadłużenia, jaką posiadałby w tym momencie kredytobiorca, gdyby w przeszłości zawarł z bankiem umowę o kredyt w polskich złotych.
Rząd zakładał, że kosztem takiego przewalutowania kredytobiorca i bank podzielą się po połowie. Jednak pod koniec prac sejmowych głosami opozycji przeszła poprawka, że aż 90 proc. kosztów mają wziąć na siebie banki, a kredytobiorca - 10 proc. W efekcie na warszawskiej giełdzie zaczęła się wyprzedaż akcji banków. Ich właściciele zapowiadali pozwanie Polski, a specjaliści przestrzegali przed destabilizowaniem sektora bankowego. Ale panika była krótka, bo Senat szybko przywrócił ustawie brzmienie proponowane przez rząd, że kosztami przewalutowania kredytobiorcy i kredytodawcy mają się dzielić po 50 proc. Ponadto senatorowie zgłosili do niej tyle poprawek, że jej uchwalenie w tej kadencji stało się właściwie niewykonalne. Przyznała to nawet marszałek Sejmu, Małgorzata Kidawa-Błońska. - Chociaż komisje potrafią pracować przez wiele, wiele godzin, wydaje mi się to nierealne w tej kadencji – oceniła.
Jej zdaniem zgłoszona przez SLD poprawka, przerzucająca większość kosztów przewalutowania kredytów na banki „zburzyła założenia tej ustawy i sprawiła, że ustawa jest niekonstytucyjna”.
Dopłaty zamiast przewalutowania
Poseł Skowrońska zapowiedziała, że choć komisja nie zajmie się ustawą frankową, to podjęła również decyzję o przyśpieszeniu prac nad projektem innej ustawy, która ma pomóc kredytobiorcom. Chodzi o zapisy, dzięki którym ci, którzy znaleźli się w tarapatach finansowych, mogliby otrzymywać pomoc do 1,5 tys. złotych nawet przez 18 miesięcy. Projekt powstał w ministerstwie finansów, ale do Sejmu trafił jako poselski – dzięki temu może być uchwalony szybciej. Początkowo rząd mówił, że ma to być pomoc dla kredytobiorców zadłużonych w złotówkach. Jednak to się zmieniło – ma być niezależna od waluty, w jakiej został zaciągnięty kredyt.
Rząd szacuje, że z dopłat będzie mogło skorzystać 38 tysięcy kredytobiorców. Ma to kosztować łączne ponad miliard złotych – licząc po 1,5 tys. zł dopłaty przez 18 miesięcy dla 38 tys. kredytów.
Trzeba będzie jednak spełnić szereg warunków. Po pierwsze, pomoc trzeba będzie zwrócić po dwóch latach od otrzymania, choć zwrot mógłby zostać rozłożony na raty. Po drugie, na dopłaty będą mogli liczyć ci, którzy stracili pracę, wartość ich nieruchomości jest niższa od wartości kredytu albo rata kredytu przekracza 60 proc. dochodów danej rodziny.
Pieniędzy nie dostaną ci, którzy sami odeszli z pracy albo ubezpieczyli się od jej utraty. W tym drugim przypadku tak długo, jak otrzymują świadczenie z ubezpieczenia, nie dostaną wsparcia. Na dopłaty nie mogą też liczyć ci, których mieszkanie jest większe niż 75 mkw., a dom większy niż 100 mkw. albo mają także inne mieszkanie lub dom – poza tym, na które zaciągnęli kredyt.
Zgodnie z zapowiedziami polityków, ustawa ma być uchwalona na kolejnym posiedzeniu Sejmu.