Golizna, seks i prowokacja w reklamie wcale nie są skuteczne - pokazują najnowsze badania. Nie dość, że nie zwiększają sprzedaży, to jeszcze mogą zepsuć wizerunek marki.
"Odkryliśmy dokładnie zerowy wpływ wykorzystania treści seksualnych w reklamie na zwiększenie sprzedaży" – napisał John Wirtz, profesor reklamowy Uniwersytetu w Illinois, podsumowując swoje badania. Wnioski z nich opublikował w International Journal of Advertising, o czym pisze serwis thedrum.com.
Jego badanie wykazało, że jeśli w reklamie zawarty jest prowokacyjny przekaz seksualny, odbiorcy nie zapamiętują marki produktu, a więc tym bardziej go nie kupują. Co gorsze, prof. Wirtz twierdzi, że seksualność może mieć negatywny wpływ na wizerunek marki.
A takie przypadki były już szeroko opisywane. Przykładem może być kampania "gotowa na plażę" z 2015 r., która wywołała burzę w mediach społecznościowych. Do ASA (organu ds. norm reklamowych) zgłoszono 378 skarg.
Coraz częściej wykorzystywana w reklamach seksualność sprawiła, że ASA rozpoczęła dochodzenie ws. stereotypów związanych z płcią, które seksualizują i uprzedmiatawiają kobiety.
Niektóre marki zorientowały się już, że seks nie daje im żadnych korzyści i zaczęły walczyć z jego wykorzystaniem w reklamie. Unilever ogłosił w 2016 r. Sojusz Przeciwko Stereotypom, który zawiązał m.in. z takimi markami jak Dove, Flora czy Magnum, a także we współpracy z UN Women – agendą ONZ zajmująca się prawami kobiet i równością płci na świecie.
Zobacz również: * *Półnaga Sablewska w scenach seksu reklamuje kolekcję Przetakiewicz
Zaangażowane są w niego firmy i marki, które od wielu lat słyną z aktywnej walki o zwalczanie stereotypowego postrzegania kobiet. Są to między innymi: Facebook, Google, IPG, IPA, Johnson & Johnson, Mars, Mattel, Microsoft, P&G i Twitter.
- Nasz głos w reklamie możemy wykorzystać jako narzędzie zarówno dobra moralnego, jak i wzrostu ekonomicznego. Wzrost podąża bowiem za równością. Nawet tak prosty fakt jak to, że kobiety zarabiają o 20 proc. mniej od mężczyzn za tę samą pracę daje nam sporo do myślenia. Wystarczyłaby jedynie korekta zjawiska na rynku, aby siła nabywcza wzrosła aż o 4,3 biliony dolarów – powiedział w Cannes dziennikarzom Szef marketingu firmy P&G, Marc Pritchard.