200 tys. zł - tyle ma wynieść budowa w przyszłym roku maleńkiego punktu podawczego Senatu. Stanie on obok okazałego sejmowego biura korespondencji wartego dziesiątki milionów - informuje w poniedziałek "Rzeczpospolita".
Gazeta podkreśla, że jest to efekt problemów Senatu, które rozpoczęły się w sierpniu 2016 roku. Wtedy marszałek Sejmu Marek Kuchciński wprowadził zmiany w zarządzeniu regulującym poruszanie się po kompleksie parlamentu.
"Dotąd teren Sejmu i Senatu był otwarty, co oznacza, że między budynkami mógł spacerować każdy. Marszałek zdecydował, że wstęp będzie możliwy po pokazaniu uprawniających do tego dokumentów" - informuje "Rz".
Okazało się, że nowe zasady komplikują prace Senatu. Dotąd punkt podawczy izby znajdował się w budynku głównym. Straż Marszałkowska, stosując się do nowych zarządzeń przestała wpuszczać do niego kurierów.
"Decyzja marszałka Sejmu spowodowała, że przestała trafiać do nas korespondencja" - żalą się gazecie senaccy urzędnicy. "Mieliśmy takie sytuacje, że oferty, które powinny wpłynąć w związku z organizowanymi przez nas przetargami nie wpływały w określonym czasie - mówił w październiku szef Kancelarii Senatu Jakub Kowalski, tłumacząc posłom z komisji regulaminowej konieczność budowy biura podawczego.