Upadek małych polskich firm, dalsza monopolizacja rynku i spadek produkcji - to obawy wynikające z ustawy o przewadze kontraktowej. Pomysł PiS tak się nie spodobał branży handlowej, że zjednoczył przeciwnych sobie przedstawicieli małych sklepów, polskich średniaków i zagranicznych sieci handlowych. Wszyscy boją się gigantycznych kar nawet za nieumyślne winy.
Polscy producenci od lat informują, że sieci handlowe wymuszają na nich różne opłaty półkowe. To wszystkie rabaty, zniżki, premie, jakie pobierane są z okazji otwarcia nowego sklepu, nowej promocji czy wreszcie jak ostatnioz powodu podatku handlowego. Ministerstwo Rolnictwa zaproponowało więc swój pomysł na ograniczenie tego typu nadużyć - ustawę o tzw. przewadze kontraktowej.
W zamyśle ma ona pomagać i sklepom, i producentom, i rolnikom dostarczającym swoje produkty do przetwórców. De facto przepisy skonstruowano w ten sposób, że zyskać mogą tylko ci ostatni.
Maciej Ptaszyński z Polskiej Izby Handlu podaje przykład sklepu, który nie chce przyjąć od swojego dostawcy nowego produktu i wprowadzić go na półki. Uznaje bowiem, że nowość niekoniecznie się sprawdzi. Co może zrobić producent? W myśl proponowanych przez PiS przepisów, może on pobiec do UOKiK na skargę, że blokuje mu się dostęp do rynku. Kara może sięgnąć nawet 50 mln euro.
- To branża mleczna próbuje wylobbować korzystną dla siebie ustawę. Szybko zwróci się to jednak przeciwko niej samej. Sieci handlowe przestaną kupować u polskich dostawców, bo wszyscy będą się bali gigantycznych kar - mówi Robert Krzak z Forum Polskiego Handlu.
Jak tłumaczy, kary zapisane w ustawie są srogie. Nawet za nieumyślne przewinienia mogą wynosić do 3 proc. rocznych obrotów, a maksymalnie sięgnąć wspomnianych wcześniej aż 50 mln euro. A PiS ma też pomysły, by ustanowić wyższe kary i ten zapis jeszcze zaostrzyć. Kary wynosiłyby wtedy minimum od 1 do aż 5 proc. rocznych obrotów.
Dodatkowo kontrolę i przeszukania w firmie bez zgody sądu będzie mógł przeprowadzić UOKiK. Aby ten mógł kontrolować firmy, pojawiła się idea, by sklepy i najwięksi producenci żywności o obrotach powyżej 100 mln zł płacili nową opłatę w wysokości 0,0024 proc. Na razie pomysł przepadł, ale sieci handlowe boją się, że jeszcze wróci w Sejmie.
- Ustawa będzie bardzo mocno oddziaływała na handel, na relacje z dostawcami. Jeszcze rok temu w trudach został wypracowany projekt dobrych praktyk. Teraz go już nie ma, a jest ustawa, która ma wady prawne. Niemal w ogóle w konsultacjach nie uwzględniono naszych uwag - mówi Maciej Ptaszyński z Polskiej Izby Handlu, która zrzesza małe sklepy.
Robert Krzak dodaje, że choć o projekcie branża rozmawiała już m.in. z przedstawicielami wicepremiera Morawieckiego, to nic z tego nie wynika.
- Czujemy się napiętnowani i stygmatyzowani przez tę ustawę. Brak wiedzy o rynku powoduje takie właśnie projekty legislacyjne. To kolejny problem po podatku handlowym, który także nie uwzględniał specyfiki branży. I wszyscy wiemy, jak to się skończyło - wyjaśnia Renata Juszkiewicz z Polskiej Organizacji Handlu i Dystrybucji, która zrzesza zagraniczne sieci handlowe.
Jak dodaje, to chyba pierwszy raz kiedy przedstawiciele wszystkich firm zrzeszających polskich kupców, mówią jednym głosem. Poza POHID-em, PIH-em oraz FPH to samo zdanie ma także Naczelna Rada Zrzeszeń Handlu i Usług.
Wszyscy są zdania, że ustawa zaszkodzi nie tylko sklepom, ale także producentom. Twierdzą, że duzi gracze będą się bali podpisywać umowy handlowe z polskimi firmami w obawie przed karami. W konsekwencji większe zakupy robić będą poza Polską.
- Duży sklep z dużym dostawcą sobie krzywdy nie zrobią. Ustawa tylko im pomoże, bo będzie zmierzać do koncentracji. Nikt nie będzie chciał współpracować z małym, bo będzie się bał, że szybko pobiegnie na skargę do UOKiK - mówi Krzak.
Sieci handlowe przypominają też ostatni raport Fundacji Republikańskiej. Wynika z niego, że w wielu kategoriach spożywczych już dziś jest bardzo wysoka koncentracja, przez co rynkiem rządzi tylko kilku producentów. Na przykład w karmach dla zwierząt, żywności dla niemowląt, piwie czy jogurtach ponad 90 proc. sprzedaży przypada na pięć największych firm.
Fundacja zwraca uwagę, że takim układem na rynku to sklepy i konsumenci mogą być poszkodowani. Z jej wyliczeń wynika, że firmy działające w silnie skoncentrowanych branżach mają dużo większą rentowność niż te, które działają na rynku rozdrobnionym. Jak dodają, może to więc świadczyć o tym, że za te produkty przepłacamy.
Przypominają też, że ustawa PiS nie wskazuje, jakie nielegalne praktyki mogą stosować producenci. Tymczasem katalog jest spory: wstrzymywanie czy opóźnianie dostaw, stosowanie różnych cen dla sklepów, odmowa dostaw do mniejszych dystrybutorów.
- Widzimy nadmierną koncentrację na rynku spożywczym. Rolą państwa jest działanie antymonopolistyczne. Mamy już dziś jeśli nie monopole, to oligopole. Sam pomysł na ustawę nie jest niczym złym, ale chodzi o jej doprecyzowanie. Kary mogą być niewspółmierne do czynu. Takie ryzyko jest bardzo realne - mówi Radosław Żydok z Fundacji Republikańskiej.
Na razie ustawa jest w sejmowych komisjach. Jej wejście w życie zaplanowano na przyszły rok.