Rzecznik stołecznego ratusza Bartosz Milczarczyk powiedział PAP, że prezydent Warszawy Hanna Gronkiewicz-Waltz będzie w piątek w stolicy i odniesie się do wszystkich zarzutów ws. reprywatyzacji w mieście.
Apel Partii Razem ma związek ze sprawą kontrowersyjnego zwrotu w prywatne ręce działki pod dawnym adresem Chmielna 70, obok Pałacu Kultury. Jej wartość to nawet ok. 160 mln zł. Miasto zwróciło ją w 2012 r., choć najprawdopodobniej przyznano za nią wcześniej odszkodowanie.
Justyna Drath z Partii Razem przekonywała na środowej konferencji prasowej, że prawa mieszkańców stolicy były łamane przez dziesięć lat, zarówno przez polityków PiS, jak i PO. O swoje prawa - jak mówiła - lokatorzy dopominali się wspierani przez aktywistyczne organizacje. - Upublicznienie tego skandalu reprywatyzacyjnego, które ma miejsce w ostatnich dniach, to jest też efekt lat protestów, petycji, walki bardzo oddolnej - mówiła działaczka Razem.
Jej zdaniem, "są to też lata bezsilności i upokorzeń, zmagania się z urzędnikami, z Radą Miasta, z radami dzielnic, z sądami". - Dlatego domagamy się całkowitej odpowiedzialności urzędników i dymisji wszystkich urzędników związanych ze skandalem reprywatyzacyjnym - powiedziała Drath. W tym kontekście wymieniła nazwiska wiceprezydenta Warszawy Jarosława Jóźwiaka, szefa stołecznego Biura Gospodarki Nieruchomościami Marcina Bajko oraz p.o. wiceszefa tego biura Jerzego Mrygonia.
- Chcemy też, żeby CBA prześwietliło wszystkie powiązania urzędników z biznesową mafią reprywatyzacyjną, ale wiemy też, że tak naprawdę to nie wystarczy, że potrzebne są na przyszłość rozwiązania systemowe - dodała Drath.
Milczarczyk pytany o dymisje urzędników miejskich zajmujących się reprywatyzacją, w tym wiceprezydenta Jarosława Jóźwiaka i dyrektora Biura Gospodarki Nieruchomościami Marcina Bajko, ocenił w środowej rozmowie z PAP, że nie ma ku temu podstaw. Zaznaczył, że Jóźwiak od niedawna zajmuje się sprawami reprywatyzacji i "w ogóle nie ma mowy o żadnej dymisji".
Pytany o rezygnację dyrektora Bajko, rzecznik powiedział, że nie ma podstaw do wyciągania "jakichkolwiek personalnych konsekwencji" wobec pracowników BGN. Podkreślił, że ratusz, kiedy miał wątpliwości, czy jakieś działanie było zgodne z przepisami zwracał się do prokuratury. Dodał, że ratusz składał w prokuraturze zawiadomienie dotyczące b. wicedyrektora Biura Gospodarki Nieruchomościami Jakuba Rudnickiego, ale sprawa - według niego - została umorzona.
Przypomniał, że decyzją prezydent stolicy sprawy reprywatyzacyjne zostały przeniesione z BGN do Biura Prawnego.
Maciej Konieczny z zarządu Partii Razem ocenił na środowej konferencji prasowej, że "przez lata politycy wszystkich opcji wyżej stawiali święte prawo własności, a w praktyce interesy różnych szemranych biznesmenów, niż dobro obywateli, niż dobro mieszkanek i mieszkańców Warszawy". Wyraził pogląd, że "niejasne powiązania biznesmenów i polityków stworzyły mafię dewelopersko-prawniczą, która odzyskuje najlepsze działki i nieruchomości w Warszawie".
- Nie może być tak, że zysk garstki spekulantów, że zysk oszustów stoi wyżej niż dobro nas wszystkich. Nie po to kilkadziesiąt lat temu warszawianki i warszawiacy odbudowywali to miasto, podnosili je z gruzów, żeby teraz rozkradali je oszuści cyniczni i złodzieje w garniturach - zaznaczył Konieczny.
Zaproponował, by osobom, które posiadają roszczenia do nieruchomości warszawskich, wypłacić odszkodowanie w formie pieniężnej w wysokości "nie większej niż 10 proc. wartości gruntu". - W ten sposób raz na zawsze skończymy z problemem reprywatyzacji. I dlatego proponując to rozwiązanie, proponując odszkodowanie pieniężne w wysokości 10 proc. wartości gruntu zamykające roszczenia, apelujemy do wszystkich partii politycznych, żeby je poparły - powiedział działacz Partii Razem.
Milczarczyk odnosząc się do postulatu Razem, powiedział, że kwestia wysokości odszkodowań za nieruchomości powinna być uregulowana w "większej" ustawie reprywatyzacyjnej, nad którą, jak ma nadzieję ratusz, pochyli się parlament.
- Jesteśmy jak najbardziej za tym, żeby weszły w życie przepisy, które pozwalałyby "miarkować" wysokość wypłacanych odszkodowań. Procent czy wielkość tych odszkodowań jest kwestią do zastanowienia się, omówienia i zweryfikowania. Wypłacanie 100 proc. wartości nieruchomości po 70 latach nie zawsze wydaje się racjonalne - ocenił rzecznik ratusza.
Dodał, że miasto będzie pracować nad swoimi propozycjami prawnymi ws. odszkodowań, liczy także na inicjatywy parlamentarzystów.