W skali roku fikus może zyskiwać nawet miliony złotych.
Zaczęło się od niewinnego wpisu w mediach społecznościowych. Radosław Piekarz, doradca podatkowy z kancelarii A&RT zwrócił uwagę na metody skarbówki. Chodzi o sposób obliczania opłat dla przedsiębiorców za wydanie interpretacji podatkowych.
- Za te same wnioski o interpretacje podatków przychodzą różne opłaty. I to na przestrzeni tygodnia. Trzeba jasno powiedzieć, że to niezgodna z prawem praktyka - komentował dla money.pl Piekarz.
Napisał o "wkurzającej praktyce" Krajowej Informacji Skarbowej. Szybko się okazało, że to standard. Inni mają podobne problemy i historie. I to od lat. Można odnieść wrażenie, że urzędnicy niesłusznie narzucają firmom część opłat. A biznes potulnie opłaca rachunek, bo nie chce walczyć o kilkadziesiąt złotych. W skali roku te kilkadziesiąt złotych może przekładać się dodatkowe miliony dla skarbówki.
Ministerstwo Finansów nie widzi problemu. Nie zamierza zmieniać przepisów. Powołuje się za to na "utrwaloną praktykę". Piekarz zwraca tylko uwagę, że praktyka ta nie jest utrwalona w żadnych przepisach podatkowych. Nawet tych, na które powołuje się resort.
O co chodzi?
Mowa o działaniu Krajowej Informacji Skarbowej. KIS ma pomagać, informować i za opłatą wydawać odpowiednie wyjaśnienia dla każdego przypadku. Przedsiębiorcy mogą wysłać do Informacji Skarbowej wniosek o interpretację indywidualną przepisów podatkowych. Cena za taką usługę to 40 złotych od jednego przeanalizowanego "stanu faktycznego" lub zdarzenia przyszłego, które firma dopiero planuje.
I tutaj zaczynają się schody. Bo skarbówka co chwila zmienia zdanie, czym wspomniany stan jest. Raz uznaje, że to każde zadane we wniosku pytanie. Innym razem, że to na przykład każdy wątek dotyczący innego podatku. Efekt jest taki, że przedsiębiorcy rzadko płacą 40 zł. Najczęściej wielokrotność.
- Krajowa Informacja Skarbowa nalicza opłatę w bardzo dziwny sposób. Nie ma tutaj żadnej konsekwencji, wszystko zależy od dnia - tłumaczył kilka dni temu w money.pl Radosław Piekarz.
- Opłata za wydanie interpretacji podatkowej wynosi 40 zł od jednego stanu faktycznego lub od zdarzenia przyszłego. Na przykładzie łatwiej to wyjaśnić. Firma chce produkować piwo i pyta o stawkę akcyzy i VAT dla swoich planów. Logika nakazywałaby uznać to za jeden stan faktyczny, czyli stan dotyczący produkcji alkoholu. Opłata powinna więc wynosić 40 złotych - tłumaczy Piekarz.
I przedstawił też inny przypadek ze swojej firmy.
Przygotował dla dwóch firm z branży kryptowalut podobne wnioski o udzielenie interpretacji podatkowych. Dotyczyły dokładnie podatku od towarów i usług oraz podatku dochodowego, miały te same pytania we wniosku. W obu przypadkach przyszedł zupełnie inny rachunek od KIS.
- Raz urzędnicy uzależnili wysokość opłaty od liczby pytań, które były we wniosku. W drugim wypadku od liczby podatków, które objęte były wnioskiem - opowiada. Dwie firmy, identyczna sprawa, różne koszty. Jedna zapłaci 80 zł, druga 240 zł. - Różnica czasowa pomiędzy tymi wnioskami to mniej więcej tydzień - podkreślał. Trudno wskazywać, że w tym czasie zmieniła się praktyka. Można odnieść wrażenie, że każdy urzędnik sam decyduje o tym, jakie opłaty naliczyć.
Warto dodać, że obie firmy ostatecznie zapłaciły za interpretacje podatkowe. I nie wnosiły żadnych odwołań.
- Dla mnie przepisy są jasne. Takie działanie jest niezgodne z prawem, wszyscy doskonale wiedzą, ile powinno się płacić za interpretacje podatkowe - mówi. - Tu się zbiegają dwie kwestie. Po pierwsze urzędy źle interpretują przepisy i to oczywiście na niekorzyść przedsiębiorców, a po drugie nawet w tej złej praktyce nie mają konsekwencji - dodaje.
Inni doradcy od dłuższego czasu też dostają rachunki wystawione według własnego widzimisię urzędnika. Maciej Kacymirow, prawnik i doradca podatkowy z GreenberTraurig, szybko odpisał, że to standardowa praktyka. - Jak długo leżałeś zamrożony w karbonicie? Przecież to norma - skomentował. Dawid Szatkowski, inny prawnik, dodawał, że tak jest już od przynajmniej kilku lat.
Poprosiliśmy Ministerstwo Finansów o wyjaśnienie tej kwestii. Jednocześnie pytaliśmy, czy przypadkiem przepisy dotyczące interpretacji podatkowych nie powinny były zostać po prostu doprecyzowane.
Resort powołał się na ogólne przepisy i... wieloletnią praktykę. I nie widzi problemu w tym, że doradcy podatkowi wprost mówią, że żadnej praktyki nie ma, bo wersje zmieniają się co chwilę.
Ministerstwo powołuje się na... praktykę
Jak Ministerstwo Finansów chciałoby, by była liczona opłata za interpretację? - W przypadku wystąpienia w jednym wniosku odrębnych stanów faktycznych lub zdarzeń przyszłych opłatę pobiera się od każdego z nich - podkreśla resort. I to by się zgadzało. Problem w tym, jak często pytanie uznawane jest za odrębny stan faktyczny.
- W przypadku wniosku o wydanie interpretacji indywidualnej, gdy w odniesieniu do przedstawionego w nim jednego stanu faktycznego/zdarzenia przyszłego zakres odpowiedzi będzie zawierał stanowiska dotyczące interpretacji przepisów dwóch ustaw podatkowych, np. ustawy o podatku dochodowym od osób prawnych i ustawy o podatku od towarów i usług, to takie wystąpienie traktuje się jako dwa odrębne wnioski i opłata pobierana jest od tych dwóch stanów faktycznych/zdarzeń przyszłych - argumentuje resort.
- Jeśli treść pytań zawartych we wniosku o wydanie interpretacji indywidualnej dotyczy różnych aspektów działalności, to wówczas uznaje się, że wniosek dotyczy kilku stanów faktycznych/zdarzeń przyszłych i opłata pobierana jest za każdy z nich. Jest to utrwalona praktyka funkcjonująca w odniesieniu do wniosków o wydanie interpretacji indywidulanych - argumentują przedstawiciele biura prasowego resortu.
Radosław Piekarz na takie wyjaśnienia ma tylko jeden komentarz. - Cienia przepisu nie podali, tylko powołali się na utrwaloną praktykę - skomentował w mediach społecznościowych. Faktem jest, że w odpowiedzi resort przywołał ogólne przepisy dotyczące wydawania interpretacji indywidualnych. Nie ma tam jednak potwierdzenia, że praktyka skarbówki jest zgodna z przepisami.
Resort nie odpowiedział też na pytanie, czy nie widzi potrzeby zmiany przepisów tak, by faktycznie odpowiadały praktykom.
Warto dodać, że zdaniem doradców impulsu do zmian nie ma, bo przedsiębiorcy godzą się na dodatkowe opłaty. Z perspektywy firmy kilkadziesiąt, a nawet kilkaset złotych więcej to żaden problem.
- Nikomu się nie chce walczyć przez kolejny rok o naliczenie dobrej opłaty. Kłótnia o taką opłatę nie jest warta świeczki. Każdy woli zapłacić, zapomnieć o sprawie. I dlatego ten stan się utrzymuje – przyznawał wprost Piekarz.