Uregulowanie prawne słynnej polskiej okowity obiecywali już Janusz Palikot, Jarosław Gowin czy Krzysztof Jurgiel. Od roku działa również specjalna komisji powołana do prac nad legalizacją łąckiej śliwowicy. Efekt?" Łącką" w całej gminie wciąż poza prawem produkuje około 300 sadowników. Nie można jej również zabezpieczyć w Brukseli.
Podniesienie sprawy łąckich bimbrowników obiecywali coraz to kolejni politycy, również w randze ministrów. Już w 2005 r. podczas spotkania na Sądecczyźnie wydobycie z szarej strefy łąckiej śliwowicy obiecywał ówczesny minister rolnictwa Krzysztof Jurgiel. Po 11 latach znów w Starostwie Powiatowym w Nowym Sączu, zapowiadał, że pracuje nad możliwością sprzedaży przez lokalnych sadowników tzw. okowity.
I wydawało się, że sprawa ma szansę ruszyć z miejsca. - Sprawdzamy, jak rozwiązały to inne państwa i niewykluczone, że skorzystamy z wypracowanego modelu austriackiego - zapowiadał rok temu minister rolnictwa. Powołana została również specjalna komisji w Sejmie, która miała przyśpieszyć proces wydobycia śliwowicy z szarej strefy.
I choć, zasiadający w Komisji Rolnictwa, poseł Jan Duda przekonywał na łamach "Gazety Krakowskiej", że legalizacja to kwestia roku, do dziś nic się nie zmieniło. Mimo prób kontaktu Duda pozostaje dla nas nieuchwytny.
- Ciągle wypada coś innego, co odwleka sprawę legalizacji okowit, w tym i śliwowicy - przyznał w rozmowie z money.pl senator Stanisław Kogut. - Naciskamy na ministerstwo, ale słyszymy, że są sprawy ważniejsze, jak choćby uszczelnianie VAT. Przez to trwa to tak długo.
Jak zdradził nam senator Kogut, minister Jurgiel ma powołać ekspertów i przygotować właściwą ustawę. Oznacza to, że sprawa łąckich bimbrowników od ubiegłego roku nie posunęła się ani trochę na przód. - Zależy nam na tym, aby śliwowica była produkowana zgodnie z prawem i pod akcyzą z możliwością wytwarzania do 100 litrów na własne potrzeby - zaznaczył senator.
Niejedna obietnica
Jednak nie tylko minister Jurgiel na sztandary wciągał sprawę śliwowicy łąckiej. W 2011 r. obietnice składał Janusz Palikot. Powstała wtedy nawet tzw. ustawa bimbrowa. Ostatecznie jednak nic z niej nie wyszło - pisaliśmy o tym w money.pl.
Rok po Palikocie z problemem obiecał zmierzyć się Jarosław Gowin, tym razem z zapleczem ministerstwa sprawiedliwości. I tak starania o legalizację trwają ponad ćwierć wieku.
- Politykom nie zależy na legalnej śliwowicy. W drodze z Łącka do Warszawy zapominają o deklaracjach. Widocznie zakazany owoc smakuje bardziej – mówił nam przed rokiem Krzysztof Maurer, właściciel "Tłoczni Maurera" i prezes "Stowarzyszenia Łącka Droga Owocowa".
**Tradycyjnie nielegalna **
Śliwowica to alkohol destylowany w warunkach domowych zwany potocznie bimbrem, co oznacza, że jej produkcja oraz obrót w Polsce jest przestępstwem. Mimo tego, jak się szacuje, łącką w całej gminie wytwarza około 300 sadowników.
A co na to władza? Przez renomę, jaką uzyskała, lokalne władze praktycznie nie ścigają tego procederu.
Mało tego, pędzona z blisko czterowiekową tradycją śliwowica już w 1989 r. uznana została przez urząd konserwatora zabytków w Nowym Sączu za niematerialne dobro kultury narodowej.
W 2005 r. wpisana została na Listę Produktów Tradycyjnych. Również jej nazwa została zastrzeżona w Urzędzie Patentowym.
Mogłoby się wydawać, że nielegalność łąckiej nikomu nie przeszkadza. Ale to właśnie nielegalność produktu powoduje, że Polska nie może zabezpieczyć naszej śliwowicy w Brukseli, tak jak to zrobili ze swoimi okowitami nasi sąsiedzi.
Choć świat zachwyca się chorwacką rakiją czy travaricą, a sławę zdobywają węgierskie, czeskie czy słowackie okowity owocowe, rodzima śliwowica wciąż nie może być zalegalizowana.
Ile przyjdzie nam czekać na uregulowanie spraw łąckich bimbrowników? - Do dwóch lat powinni się z tą kwestią uporać - przewiduje w rozmowie z money.pl senator Stanisław Kogut. Poczekamy, zobaczymy.