Mimo kolejnych reform i zapowiedzi rządu, który - jak pisaliśmy w WP - chce znacząco poprawić dostęp do lekarzy specjalistów, ciągle mamy z tym w Polsce problem. Jak się jednak okazuje, nie tylko z powodu braku pieniędzy.
- Polacy bardzo dbają o swoje samochody. Naprawiają je, lakierują każdą ryskę i jeżdżą na coroczne przeglądy. Niestety nawet w zbliżonym stopniu nie dbamy tak o siebie samych. Co gorsza, na ten brak nawyku profilaktyki, nakłada się jeszcze nieudolny system. Najbardziej jaskrawym tu przykładem jest bezsensowna wysyłka listów z zaproszeniem na badania - mówi Dobrawa Biadun, ekspertka ds. ochrony zdrowia konfederacji Lewiatan.
Wysyłka przybiera różne formy. W niektórych przypadkach korespondencja idzie drogą na skróty z pominięciem listonosza. W tę rolę wcielają się pielęgniarki środowiskowe, które wrzucają zaproszenia do skrzynek na listy pacjentów ze swojej przychodni.
Tak dzieje się np. we Wrocławiu. Do jednej z tamtejszych placówek publicznych przyszedł nasz czytelnik, który całą historię opisał na platformie dziejesie.wp.pl.
Nie mamy prawa narzekać?
- Kiedy przyszedłem na badania kardiologiczne do swojej przychodni, niemalże zostałem przez panie w rejestracji przywitany kwiatami. Jak mi powiedziały, na 300 już doręczonych zaproszeń, jestem jedynym pacjentem, który zdecydował się skorzystać z bezpłatnego zaproszenia - mówi Andrzej.
Jak wspomina, pielęgniarki środowiskowe żaliły mu się na brak zainteresowania taką formą profilaktyki. Zaproszenia na badania ignoruje większość pacjentów. - Dotyczy to również cytologii, mammografii i kolonoskopii. Wygląda więc na to, że marnujemy mnóstwo pieniędzy i energii na badania przesiewowe, które nie przynoszą żadnych rezultatów. A jak powszechnie wiadomo w naszym systemie służby zdrowia ciągle przecież brakuje pieniędzy - mówi Andrzej.
Nasz czytelnik zwraca również uwagę na to, że tym samym, przynajmniej częściowo, tracimy prawo do narzekania na kolejki do specjalistów. Skoro tak słabo wykorzystujemy szansę na bezpłatne i szybkie konsultacje.
Brakuje też czasu
- Mamy z tym dwa podstawowe problemy. Po pierwsze, nie uczymy w szkołach, jak istotna jest profilaktyka. Po drugie, źle zbudowaliśmy cały system, który za nią odpowiada. W coraz mniejszym stopniu winić można za to samo finansowanie. Obecnie idzie na ten cele 2,6 proc. z połączonych środków NFZ i samorządów. Średnia unijna to 3 proc. - mówi Dobrawa Biadun.
OECD szacuje, że dopiero od około 4 proc. budżetu służby zdrowia przeznaczanych na profilaktykę można oczekiwać znaczących oszczędności związanych z mniejszymi kosztami leczenia. Niemniej w ocenie Biadun nasze 2,6 proc. można lepiej wykorzystać.
- Skuteczność wysyłki zaproszeń jest mała, bo ludzie nie rozumieją celu tego badania. Nikt im tego nie tłumaczy. Tymczasem tu nie trzeba wymyślać prochu na nowo. W systemach, gdzie lepiej to działa, większy ciężar przenosi się na lekarzy rodzinnych, którzy kierują swoich - zdrowych jeszcze - pacjentów na badania. W naszych warunkach ogranicza nas jednak liczba lekarzy, którym brakuje nawet czasu na zajęcie się chorymi pacjentami z konkretnymi dolegliwościami. Na zdrowych nie maja już zwyczajnie czasu - dodaje ekspertka.
Zwraca uwagę, że profilaktyki nie powinno się mylić z samym wysyłaniem zaproszeń na poszczególne badania, bo to bardziej kompleksowe działanie polegające np. na konsultacjach z całą rodziną.
Nie zgłosisz się na badania - zapłacisz więcej
- Przy walce z otyłością, która jest jedną z poważniejszych przyczyn występowania wielu różnych chorób, trzeba spotkań z całymi rodzinami. Nie zawsze też np. trzeba od razu wysyłać ludzi do kardiologa. Dietetyk może tu bardzo skutecznie obniżyć ciśnienie, przez ustawienie odpowiedniego żywienia - dodaje Dobrawa Biadun.
Na naszym systemie profilaktyki zdrowotnej suchej nitki nie zostawił też NIK. Najwyższa Izba Kontroli w swoim raporcie z maja 2017 r. stwierdziła generalny brak „kompleksowego, spójnego i sprawnego systemu profilaktyki zdrowotnej, obejmującego planowanie działań, nadzór nad ich realizacją oraz ocenę uzyskiwanych efektów”.
Kontrolerzy Izby stwierdzili, że w okresie 2012-2015 dostęp do świadczeń profilaktycznych był niewystarczający, niektóre regiony były odcięte od profilaktycznych badań przesiewowych, a tam, gdzie takie możliwości były, problemem była niska zgłaszalność na badania.
- Coraz częściej pojawia się w naszych rozmowach wątek odpowiedzialności pacjenta. Wśród propozycji w ramach zespołów dialogu społecznego, czy sejmowych do spraw zdrowia są m.in. wyższe składki zdrowotne dla tych, co nie przychodzą na badania przesiewowe. Ale nie ma na razie zielonego światła, żeby takie rozwiązania wprowadzić - mówi Biadun.
O pomysł na lepszą profilaktykę zapytaliśmy w Ministerstwie Zdrowia. Z przesłanych do naszej redakcji wyjaśnień wynika, że po raporcie NIK zaprzestano „centralnie sterowanej” wysyłki zaproszeń na badania.
Wydatki duże, efekty skromne
Stało się tak ze względu na zalecenia NIK, „która zwróciła uwagę na zbyt wysokie koszty wysyłki w stosunku do uzyskiwanych efektów (nadal utrzymującej się niskiej zgłaszalności na badania) i zaleciła zmianę organizacji działań w zakresie profilaktyki i zachęcania kobiet do zgłaszania się na badania” - czytamy w oświadczeniu MZ.
Na czym polega ta zmiana? Teraz te programy profilaktyczne są rozproszone na poszczególne województwa i organizacje pozarządowe. „Realizacja tych działań jest prowadzona przez osoby i instytucje zajmujące się na co dzień działaniami edukacyjnymi i medialnymi, a nie - jak dotychczas - podmioty lecznicze pełniące funkcję Centralnego oraz Wojewódzkich Ośrodków Koordynujących” - uzasadnia MZ.
Efekty zmian jednak, mówiąc najdelikatniej, nie zachwycają.
Najlepiej widać to na jednym z przykładów przesłanych przez MZ. NFZ na realizację badań przesiewowych raka jelita grubego (badania kolonoskopowe) wydał w zeszłym roku 48,6 mln zł. W 2017 roku system oportunistyczny (chętni w określonym wieku zgłaszają się samodzielnie lub z polecenia lekarza) prowadzony był w 91 ośrodkach na terenie całego kraju, natomiast system zapraszania w 29.
Zaproszenia na badania związane z profilaktyką raka jelita grubego wysłano do 325 tys. osób w wieku 55-64 lat, spośród których ponad 42 tys. (13 proc.) wykonało badanie. Z grupy tych, którzy mieli samodzielnie się zgłaszać (system oportunistycznych), na badania przyszło nieco ponad 2 tys. osób (0,6 proc.). Daje to łączną tzw. zgłaszalność na poziomie 13.6 proc. Wynik może się jeszcze nieco poprawić, bo - jak przekonuje MZ - część osób, które otrzymały zaproszenie w 2017 r., badało się w tym roku.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl