Jim Rogers przekonuje, że odpowiadają za niego szefowie banków centralnych, których nazywa kretynami. - Wszyscy będziemy płacić straszną cenę za ich niekompetencję. Mamy grono naukowców i biurokratów, którzy nie mają pojęcia, co robią - przekonuje znany inwestor.
W poniedziałkowym wywiadzie dla "CNN Money" Jim Rogers przekonywał, że wprawdzie banki centralne robią wszystko, aby wesprzeć rynki finansowe, ale ich działania nie są skuteczne. W jego ocenie ich niekonwencjonalne strategie wprawdzie doprowadzą do zwyżek na giełdzie w najbliższej przyszłości. Przyjdzie nam jednak za to zapłacić poważnymi problemami już w tym roku, a armagedon ma pojawić się w 2017 r.
- Ostatecznie wywoła to katastrofę. Powinniśmy już teraz zacząć się martwić i przygotowywać na ten kryzys - ostrzega Rogers. Banki centralne na całym świecie przekonują, że za pomocą ujemnych stóp procentowych wspierają swoje gospodarki. Jednak w ocenie Rogersa w ten sposób próbują tylko ratować giełdy i brokerów, by pomóc im utrzymać drogi samochody.
- Minęło już siedem lat od kiedy mieliśmy poważną korektę na amerykańskiej giełdzie. To nie jest normalne. Rynki muszą mieć możliwość na samonaprawy. Powinniśmy wreszcie mieć spowolnienie gospodarcze. W ten sposób świat zawsze działał, ale ci faceci myślą, że są mądrzejsi niż rynek. Problem w tym, że nie są - konkluduje Rogers, uważany za jednego z trzech - obok Warrena Buffeta i George'a Sorosa - najlepszych inwestorów na świecie. Dorobił się fortuny wspierając liczne przedsięwzięcia biznesowe, w które nikt inny nie wierzył. Za sprawą tej strategii zwany jest też Indianą Jonesem świata finansów.
Szczególną pozycję wyrobił sobie już w latach 70. kiedy wraz z Georgem Sorosem powołali do życia najskuteczniejszy fundusz tamtych czasów Quantum Fund. Jim Rogers jest też autorem licznych książek o skutecznych inwestycjach i posiadaczem dwóch podróżniczych rekordów Guinessa.