Okazuje się, że możliwości przetwórcze odpadów mamy w Polsce za duże jak na własne potrzeby i coraz więcej śmieci sprowadzamy zza granicy. Do naszego kraju przyjeżdża już 154 tys. ton śmieci rocznie - podał Eurostat w swoim najnowszym opracowaniu, obejmującym 2015 rok. To o 36 proc. więcej niż rok wcześniej i aż 252 proc. więcej niż pięć lat wcześniej. Jak widać, zagranicznych śmieci u nas z roku na rok szybko przybywa.
Najwięcej przyjechało z Niemiec (54 tys. ton), Włoch (23 tys. ton) i Austrii (20 tys. ton). Największy przyrost importu był z Niemiec i Włoch.
W 2020 roku, zgodnie z unijnymi regulacjami, Polska musi uzyskać poziom 50 proc. recyklingu i przygotowania do ponownego użycia: papieru, metali, tworzyw sztucznych i szkła. Nieosiągnięcie tych wskaźników będzie skutkowało nałożeniem wysokich kar pieniężnych.
Dane GUS wskazują, że jeszcze nam trochę brakuje do takich poziomów. W 2016 roku z 12 mln ton odpadów komunalnych na wysypiska trafiło 4,3 mln ton, recyklingowi poddano 3,2 mln ton, a spalono 2,3 mln ton. Resztę poddano przetwarzaniu biologicznemu, m.in. na kompost. Odliczając odpady, które można było przetworzyć biologicznie, recykling dotyczy zaledwie około jednej trzeciej śmieci wymaganych do odzysku przez Unię Europejską.
Źle segregowane śmieci
No to jak to jest? Przetwarzamy za mało jak na wymagania Unii, a jednocześnie coraz więcej sprowadzamy zza granicy? Wytłumaczenie nasuwa się tylko jedno - po prostu system zbierania odpadów nie dostarcza do już rozbudowanych zakładów recyklingu wystarczająco dużo surowca.
- Mamy moce przerobowe odpadów surowcowych. Moglibyśmy przetwarzać więcej szkła, tłuczki, tworzyw sztucznych, ale rynek nie daje wystarczającej ilości tych odpadów - komentuje dla money.pl Jakub Tyczkowski, prezes organizacji odzysku opakowań Rekopol.
- Nie znaczy to, że mamy wybredne firmy recyklingowe. Te firmy to nie jest śmietnik i przyjmują surowiec wysokiej jakości. Tymczasem w wielu miejscach w Polsce mamy wciąż nieefektywną zbiórkę. Ciągle są gminy, gdzie odpady zbierane są jest według systemu suche-mokre z dwoma pojemnikami. To powoduje często, że w obu pojemnikach mamy śmieci zdatne tak naprawdę tylko do wyrzucenia na wysypisko. Gminy mają wdrażać standardy, część z nich jeszcze w tym roku i to będzie miało pozytywny wpływ na zbieranie selektywne - dodaje Tyczkowski.
Wskazuje przy tym, że od strony logistyki system już jest w wielu miejscach wystarczający. Według niego kuleje edukacja o tym, jaka jest potrzeba segregowania i że to od nas zależy tak naprawdę, czy surowiec będzie nadawał się do wykorzystywania. - Jeśli nie ma odpadów w Polsce, zakłady recyklingowe będą odpady importować - mówi.
- Jak powinna działać efektywna zbiórka? Są w Polsce miejsca, gdzie przy każdej posesji jest po kilka pojemników albo kilka worków. Jeśli jest dom jednorodzinny z reguły segregacja jest lepsza niż w zabudowie wielorodzinnej - zauważa.
Według niego dużo gorzej jest w mieszkaniach i miejskich blokowiskach.
- Tam jeden mieszkaniec widzi, że skoro sąsiad segreguje, to myśli: "to wystarczy, ja nie będę, bo nikt mnie nie sprawdzi". Jakość i ilość zdatna do dalszego przetworzenia w takiej zabudowie jest dużo słabsza. W domach jednorodzinnych w dniu wystawiania worków, wszystko od razu widać, kto i jak segreguje - komentuje.
Mamy powody do niepokoju?
129 tys. ton z importowanych odpadów to te zakwalifikowane jako niebezpieczne (hazardous). 29 tys. ton z tego trafiło do zniszczenia (m.in. spalenia), a 98 tys. ton do odzyskania jako surowce wtórne.
Powód do niepokoju? Może jeszcze nie przy tej skali. Importowane odpady stanowiły w Polsce zaledwie 1,3 proc. wszystkich śmieci wyprodukowanych przez Polaków. To ilość porównywalna z tym, co wytworzyło 500 tys. osób, czyli miasto wielkości Gdańska, czy Poznania. Trudno powiedzieć, żebyśmy byli zalewani śmieciami zza granicy, ale też oczywiście nie jest to mało.
W 2016 roku Polacy wytworzyli 12 mln ton odpadów komunalnych, czyli 303 kg na mieszkańca (rok wcześniej 282 kg). To jeden z najniższych wskaźników wśród krajów europejskich. Średnia ilość odpadów komunalnych na jednego mieszkańca UE w 2015 r. wyniosła 474 kg. Najwięcej w przeliczeniu na 1 mieszkańca wytworzyła Dania (789 kg).
Jeśli spojrzy się na ilości śmieci, które sprowadza się zza granicy do Niemiec, Holandii, czy Francji i porówna to z Polską, to właściwie trudno bić na alarm. Niemcy - europejscy rekordziści - sprowadzają rocznie do siebie aż 6,5 mln ton, głównie z Holandii i Wielkiej Brytanii. To połowa tego, co produkuje cała Polska. Nasz import to zaledwie 2,5 proc. niemieckiego. Z Polski do Niemiec wysyłamy około 81 tys. ton śmieci rocznie.
Kwestia importu śmieci to, jak można wywnioskować, wcale nie musi być zagrożenie, ale świadczyć może o rozbudowanych możliwościach przemysłu do ich przetworzenia. Nie bez powodu w zestawieniu największych importerów odpadów są: Niemcy, Holandia, Francja, Szwecja i Belgia - kraje wcale nieprzysypane górami śmieci.
Niemcy odzyskują 82 proc. przesyłanych do nich śmieci i wykorzystują te materiały do produkcji. We Francji i Holandii ten wskaźnik wynosi nawet ponad 90 proc.
W Polsce wskaźnik odzyskiwania nie jest rewelacyjny, bo wynosi 80 proc. przysłanych śmieci - reszta jest niszczona. Pocieszające jest tylko, że odzyskiwanie surowców wtórnych z importowanych odpadów jest na poziomie bliskim niemieckiemu.
Z drugiej strony Czechy sprowadzają do siebie śmieci, które odzyskują w całości, podobnie Węgry i Słowacja. U nas jedna piąta trafi prawdopodobnie na góry śmieci i do powietrza po spaleniu. Na pewno dla ludzi, którzy mają szansę mieszkać w okolicy zakładów, zajmujących się utylizacją będzie to problem.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl