Jeszcze w ostatnim roku ubiegłego wieku na umowach zlecenie czy o dzieło zatrudnionych było zaledwie 5,6 proc. wszystkich pracujących. Przed 2000 rokiem takie umowy trzeba było obciążać składkami emerytalnymi oraz rentowymi, jeśli były dłuższe niż 14 dni.
Po nowelizacji prawa dla umów zawartych od 14 stycznia 2000 r. bez znaczenia był czas ich obowiązywania, czyli odpadała bariera 14 dni. Składka ZUS od umów zleceń już się w większości przypadków nie należała. To wyraźnie zmieniło sytuację.
Uwolnić się spod reżimu podatkowego zapragnęło tak dużo pracowników i pracodawców, że w 2001 roku odsetek umów potocznie zwanych „śmieciowymi” skoczył do 11,6 proc., a od 2005 aż do dziś co najmniej jednak czwarta pracowników w Polsce wykonuje swoje obowiązki bez umowy o pracę.
Pracodawca płaci mniej, a pracownik więcej dostaje - wszyscy są zadowoleni oprócz Skarbu Państwa, który zgarnia mniej składek. Pracownik martwić się tym będzie dopiero w momencie przejścia na emeryturę, a na razie ma trochę więcej środków dla siebie.
Zmiana ustawy była formą uelastycznienia rynku pracy. W 2000 r. bezrobocie szybko rosło i doszło do 15 proc., potem w 2003 r. do rekordowego poziomu 20,7 proc. Upowszechnienie umów zleceń, czyli de facto zdjęcie części opodatkowania z mniejszych płac, pomogło przeprowadzić rynek pracy przez trudniejsze chwile.
A teraz? Bezrobocie mamy na rekordowo niskim poziomie od 1990 roku - 6,3 proc. w kwietniu. A mimo to na umowach śmieciowych zatrudnionych jest aż 3,4 mln osób, czyli 26,1 proc. pracowników - podał Eurostat. W całej Unii pracuje w ten sposób 27 mln osób, wyższy niż w Polsce odsetek jest tylko w Hiszpanii (26,8 proc.), a poza UE w Europie jeszcze w Czarnogórze (30,5 proc.).
Polska była w ostatnich dwóch latach, czyli za rządów PiS, wśród tych gospodarek, które wycofywały śmieciówki. Odsetek takich umów obniżył się z 28,0 do 26,1 proc. To po części skutek obarczenia od 2016 roku składką ZUS umów zleceń na poziomie od minimalnego wynagrodzenia. Jednak pewnie jest to też wynik zmian na rynku pracy - pracownicy już zaczynają stawiać większe wymagania i nie zawsze śmieciówki ich interesują.
Szybciej niż w Polsce przechył w stronę umów o pracę następował tylko na Cyprze, Węgrzech i w Islandii. Największy wzrost zatrudnienia „śmieciowego” odnotowano w Danii (o 4,2 pkt. proc.) i Holandii (o 1,7 pkt. proc.) - prawdopodobnie to efekt napływu emigrantów, m.in. z naszego kraju. W najbogatszych krajach, czyli w Szwajcarii, Norwegii, Luksemburgu i Niemczech na śmieciówkach pracuje od 8,5 do 12,9 proc. zatrudnionych.
Mali pracodawcy wolą śmieciówki
Mimo wysokiego popytu na pracę i utrudnień ze strony państwa pracodawcy i pracownicy nadal w Polsce bardzo często wybierają niestałą formę zatrudnienia. Dlaczego? Najwyraźniej obu stronom umowy to pasuje, a już szczególnie w branżach, gdzie wynagrodzenia nie należą do najwyższych.
Największy odsetek umów śmieciowych jest w firmach zatrudniających od 10 do 49 pracowników. 12,9 proc. wartości wypłat w Polsce idzie w tej grupie na umowy inne niż umowy o pracę.
Ciekawie jednak wygląda rozkład tych wartości po branżach. W branży kulturalnej, rozrywkowej i rekreacyjnej aż 37,2 proc. wypłat idzie dla pracowników pobierających śmieciówki, przy czym w mniejszych firmach z tej branży, zatrudniających od 10 do 49 pracowników, ten odsetek wynosi aż 57,8 proc. Kina, teatry, muzea nie są najwyraźniej zainteresowane zatrudnianiem na stałe.
- Wszyscy tutaj to studenci pracujący na umowę zlecenie - podaje Jan, lat 22, pracownik jednej z sieci kin w Warszawie, wskazując na korzyści w wysokości wynagrodzenia "na rękę" dzięki mniejszym składkom ZUS.
Kolejny największy procent płatności na śmieciówkach jest w branży usług administracyjnych i wspierających dla biznesu - chodzi o sektor obejmujący m.in. usługi sprzątania i ochroniarskie. Tam aż 25,6 proc. wypłat idzie na umowy zlecenia i o dzieło. I tu znowu, co nie jest niespodzianką - największy udział śmieciówek jest w małych firmach - aż 40,1 proc.
Młodzi Polacy nie mają nic przeciw umowom o dzieło?
Najczęściej na śmieciówkach pracują młodzi - podaje w swoich statystykach Eurostat. W ubiegłym roku w całej Unii Europejskiej w tej formie zatrudnionych było aż 8 mln osób w wieku od 15 do 24 lat, czyli 43,9 proc. wszystkich pracujących młodych.
W całej Europie - nie tylko w UE - pod względem skali zatrudnienia młodych na umowy inne niż „o pracę” wyprzedza nas znowu Hiszpania, ale i Słowenia oraz Czarnogóra. My jesteśmy na czwartym miejscu z wynikiem 68,2 proc. (691 tys. osób).
Młodym oczywiście zależy głównie na wysokości wynagrodzenia. Skoro i tak mają być małe, to na śmieciówce kasa jest przynajmniej nieco wyższa. A że dopiero zdobywają doświadczenie, więc i żądań na razie stawiać nie mogą.
Lepsze pieniądze będą musieli zarabiać dopiero, jak się wyprowadzą od rodziców i wtedy zaczną myśleć o składkach, emeryturze i bezpieczeństwie zatrudnienia, terminie wypowiedzenia itd. Jeśli jest się „na garnuszku u rodziców”, to takie rzeczy nie zaprzątają młodych głów.
Co ciekawe, najmniej osób w wieku od 15 do 24 lat ma problemy z pracą na stałe w Rumunii - tam tylko 4,1 proc. zgodziło się na śmieciówki. Poniżej dziesięcioprocentowy wskaźnik jest jeszcze na Łotwie i na Litwie. Najwyraźniej w tych krajach obowiązują przepisy takie jak u nas jeszcze w latach 90-tych, czyli żadnych zwolnień śmieciówek od oskładkowania ich wersją ZUS-u.
Wśród najbogatszych poziomy zatrudnienia młodych poza umowami o pracę wynoszą około 50 proc. w Szwajcarii, Niemczech, Szwecji i Holandii. W Norwegii i Islandii jest to około 25 proc.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl