Indie to po Chinach i USA trzeci w świecie emiter dwutlenku węgla. Stolica kraju rok rocznie walczy z dławiącym smogiem. Mimo że aż 60 proc energii w tym kraju pochodzi z węgla, Indie zapowiadają zamknięcie wszystkich elektrowni węglowych. Czy w zasnutej smogiem Polsce taka transformacja jest możliwa?
O końcu ery węgla w trzeciej gospodarce Azji mówi rządowy raport opublikowany przez Instytut Zasobów Naturalnych i Energii (TERI). Jak zauważył "Financial Times", już za osiem lat w Indiach nie będą uruchamiane nowe elektrownie węglowe, a ostatnia z nich ma zostać zamknięta około 2050 roku.
- Do połowy stulecia indyjski sektor energetyczne może uwolnić się od węgla. Jest to całkowicie osiągalne, jeśli tylko rząd da zielone światło do prowadzenia działań – zapowiada Ajay Mathur, dyrektor generalny TERI.
Indie dynamicznie się rozwijają. Gospodarka tego kraju rośnie ponad 7 proc. rocznie. Jeżeli obecne tempo wzrostu zostanie utrzymane, to przed 2030 r. prześcignie Japonię. Jednak Indie borykają się z niedoborami energetycznymi. 300 mln obywateli nie ma dostępu prądu. Jej dostarczenie do wszystkich indyjskich domów to priorytet rządu premiera Narendra Modi. Dlatego budowa nowych elektrowni węglowych uważana była dotąd za inwestycję konieczną. W najbliższych latach uruchomiane mają zostać kolejne bloki o 65 gigawatów dodatkowej mocy, co – jak podaje "FT" – odpowiada równowartość energii produkowanej przez 20 dużych elektrony jądrowych. Obecnie 60 proc energii w tym kraju pochodzi z węgla.
- Indie rozwijają bardzo aktywnie sektor odnawialnych źródeł energii. To tylko kwestia czasu i decyzji, kiedy ich energetykę zdominuje OZE. To trend światowy, a Indie wydają się być gotowe do skoku technologiczny. Prognozy Komisji Europejskiej potwierdzają, że około 2050 roku tradycyjne kopalne źródła będą w odwrocie – tłumaczy WP money prof. Robert Zajdler, ekspert Instytutu Sobieskiego.
Indie walczą o powietrze
Dotychczasowa polityka energetyczna i dominacja węgla silnie odbija się na jakości powietrza w Indiach. Już w 2014 roku kraj ten był znalazł się w czołówce największych trucicieli świata. A emisja dwutlenku węgla do atmosfery rok rocznie wzrasta. W 2014 była o 8,1 procent wyższa niż w roku poprzednim, a w 2015 wzrosła o kolejne 5,2 proc.
Badanie TERI wskazują, że program odejścia od węgla i wyciszania elektrowni węglowych zmniejszy emisję o około 10 proc. To oznacza, że do 2030 roku Indie znalazłyby się poniżej poziomu ustalonego podczas Szczytu Klimatycznego w Paryżu.
Smog nad Mumbajem
fot. Tawheed Manzoor/CC/Flickr
Docelowo w 2050 roku Indie mają szansę stać się jednym z największych krajów na świecie wytwarzających energię niemal wyłącznie ze źródeł odnawialnych. Brzmi fantastycznie? Nic bardziej mylnego. Rządowy raport zapewnia, że przy coraz niższych kosztach OZE i rosnącej wydajności tych rozwiązań jest to jak najbardziej realne.
- Węgiel jest źródłem substytucyjnym. Możliwym do zastąpienia przez gaz, energię słoneczną, wiatrową, wodną itp. Magazyny energii oraz inteligenta sieć pozwala na stabilne i efektywne jej wykorzystanie – wyjaśnia prof. Zajdler. – Wzajemne uzupełnianie się źródeł odnawialnych eliminuje wiele z problemów, które powodowały, że OZE uznawane były za mało stabilne.
Zanieczyszczenie powietrza w Indiach jest problemem coraz bardziej zauważalnym i żywo coraz częściej poruszanym publicznie. Jak pokazują statystyki smog jest przyczyną przedwczesnej śmierci setek tysięcy ludzi rocznie.
Jednak nie tylko Indie zmagają się tym problemem. W światowym rankingu największych emiterów CO2 wyprzedzają je USA i Chiny.
Brzydka plama na tle Europy
Ostatnio doszło do tego, że New Delhi, Kalkutę i inne wielomilionowe metropolie Indii pod względem smogu deklasują polskie miasta. Do połowy lutego roczny limit norm jakości powietrza przekroczyło aż 16 polskich miast, a jak wskazuje Zielona Sieć, w sezonie grzewczym są miejsca gdzie dopuszczalne limity przekraczane są permanentnie. W grudniu w Skale leżącej nieopodal Krakowa powietrze zawierało 979 mikrogramów szkodliwych cząsteczek na metr sześcienny. W tej niewielkiej miejscowości jest znacznie gorzej niż w wielomilionowym Pekinie.
O Skale i poziomie zanieczyszczenia napisał prestiżowy dziennik "Financial Times", przytaczając wnioski z raportu WHO. Czytamy w nim, że przyczyną gigantycznego zanieczyszczenia w Polsce jest poleganie na węglu i bierność władz we wprowadzaniu zielonych technologii. Na zamieszczonej przez opiniotwórczy dziennik mapie Europy widać brzydką, brudną plamę w miejscu, gdzie leży nasz kraj.
Czy Polska może pójść w ślady Indii? - To kwestia perspektywy czasu. 2050 rok jest dla nas na razie nierealny, ale w dłuższym horyzoncie taka transformacja zostanie wymuszona.
Ekspert Instytutu Sobieskiego powołuje się na raporty KE, które jasno wskazują, że moce węglowe w Polsce będą wygasały choćby przez wzgląd na rachunek ekonomiczny. Zmusi nas do tego również polityka klimatyczna i światowe trendy.
W Polsce wciąż większość energii elektrycznej wytwarzana jest w oparciu o spalanie węgla. Jednak jak wykazują autorzy raportu "Integracja Europejskiego Rynku Energii. Polska i Rozwój w Regionie Morza Bałtyckiego", w ciągu najbliższych 8 lat z użytku z uwagi na wiek i poziom zanieczyszczeń zostaną wyłączone bloki energetyczne o mocy co najmniej 12 GW, a plany przewidują powstanie niewiele ponad 6 GW. Jak wskazują badania za około 20 lat wyczerpiemy nasze zasoby węgla i będziemy zmuszeni do importu, aby utrzymać obecny poziom.
Aby uniknąć niedoborów energii, których przedsmak mieliśmy już w ubiegłym roku, konieczne będą więc wielkie inwestycje. Według szacunków takich firm doradczych, jak Deloitte czy EY, w ciągu najbliższych lat polska energetyka wymaga od 170 do 180 mld zł inwestycji. Najbardziej racjonalne byłyby inwestycje w OZE albo atom, ale nasz program energetyki jądrowej wciąż jest w powijakach.
- Odejście Polski od węgla to nie tyle problem technologiczny, ile w dużej mierze społeczny. To nie tak, że tak bardzo kochamy nasz węgiel. Głównie nie wiemy, co zrobić z wielkim sektorem, który wciąż cierpi na przerost zatrudnienia – wskazuje prof. Zajdler.
Mimo że w ciągu 10 lat zatrudnienie w górnictwie spadło o 20 proc., to wciąż co trzeci górnik Unii Europejskiej pracuje w Polsce- wskazują dane Eurostatu. Dodatkowo, jak udowadniają autorzy raportu Centrum Analitycznego, jak i WISE, praca polskiego górnika jest droga. Koszty pracy sięgają blisko 30 procent całych kosztów produkcji węgla w Polsce. Dla porównania średnia unijna to 10 procent. Oznacza to, że wysiłki polskiego górnika są trzykrotnie droższe i blisko sześciokrotnie mniej wydajne w porównaniu z innymi krajami – wykazał Warszawski Instytut Studiów Ekonomicznych.
Do tego dochodzi jeszcze kwestia ekologii. – Jeszcze 2-3 lata temu nie mówiło się tyle o smogu. Ludzie są dziś znacznie bardzie doinformowani i aktywni społecznie – zaznacza prof. Zajdler.
A także kwestia opłacalności dla obywatela. - Przykład Australii pokazał, że ludzie zaczęli odłączać się od sieci, nie chcąc płacić wysokich opłat dystrybucyjnych, kiedy mogą być samowystarczalni za sprawą przydomowej minielektrowni – wyjaśnia ekspert Instytutu Sobieskiego.
W Polsce podobne rozwiązania miała dać ustawa o OZE z rozwiązaniami dla prosumentów, czyli osób które jednocześnie produkowały, jak i korzystały z własnej energii (szczegółowo na ten temat pisaliśmy w WP money)
. Mało tego nadwyżki zielonej energii będziemy mogli odsprzedać elektrowniom.
- Ceny takich instalacji spadają, a ich wydajność stale rośnie. Raz jeszcze powtórzę, odejście od węgla jest możliwe, to kwestia czasu – podsumowuje prof. Zajdler.