Wszczęto śledztwo ws. finansowania Solidarnej Polski - poinformował rzecznik Prokuratury Okręgowej w Warszawie prok. Michał Dziekański. Solidarna Polska konsekwentnie zaprzecza, by w finansowaniu partii doszło do jakichś nieprawidłowości. W listopadzie 2016 r. Nowoczesna złożyła zawiadomienie do prokuratury ws. finansowania SP.
Podstawą śledztwa, które wszczęto 27 stycznia br., jest art. 297 par. 1 Kodeksu karnego. Stanowi on: "Kto, w celu uzyskania dla siebie lub kogo innego, od banku lub jednostki organizacyjnej prowadzącej podobną działalność gospodarczą na podstawie ustawy albo od organu lub instytucji dysponujących środkami publicznymi - kredytu, pożyczki pieniężnej, poręczenia, gwarancji, akredytywy, dotacji, subwencji, potwierdzenia przez bank zobowiązania wynikającego z poręczenia lub z gwarancji lub podobnego świadczenia pieniężnego na określony cel gospodarczy, instrumentu płatniczego lub zamówienia publicznego, przedkłada podrobiony, przerobiony, poświadczający nieprawdę albo nierzetelny dokument albo nierzetelne, pisemne oświadczenie dotyczące okoliczności o istotnym znaczeniu dla uzyskania wymienionego wsparcia finansowego, instrumentu płatniczego lub zamówienia - podlega karze pozbawienia wolności od 3 miesięcy do lat 5".
W listopadzie 2016 r. tygodnik "Newsweek" podał, że w 2013 r. Solidarna Polska za ok. 40 tys. euro, przekazanych jej przez europejską partię MELD (Ruch na rzecz Europy Wolności i Demokracji) miała w Krakowie zorganizować "kongres klimatyczny" na 800 osób, który w rzeczywistości miał się okazać konwencją przedwyborczą partii.
Solidarna Polska odpiera zarzuty
Solidarna Polska podkreśliła wtedy, że tekst "Newsweeka" "składa się z manipulacji, pomówień i insynuacji" i pominięto w nim informacje przekazane przez SP tygodnikowi. SP zapewniała, że jest otwarta na kontrole i nie ma nic do ukrycia. Jak podkreślano, "rzetelność, uczciwość i celowość wydatków dokonywanych w ramach projektów finansowanych przez europejską partię MELD przy współpracy z Solidarną Polską, potwierdziły instytucje kontrolne Parlamentu Europejskiego". Podkreślono też, że finansowanie SP nie budziło jakichkolwiek wątpliwości Państwowej Komisji Wyborczej.
SP dodawała, że wśród darczyńców byli "politycy Solidarnej Polski i ich rodziny, którzy przeznaczali własne pieniądze na finansowanie partii reprezentującej bliskie im wartości". "Działo się tak, ponieważ Solidarna Polska nigdy nie korzystała z dotacji budżetowych ani wsparcia podejrzanych biznesmenów i lobbystów spotykających się na cmentarzach i stacjach benzynowych, jak to bywało w przypadku innych partii" - podawała SP.
SP zapowiedziała wtedy pozew SP przeciw wydawcy "Newsweeka" z żądaniem wypłaty 100 tys. zł zadośćuczynienia na cel społeczny. Jak oceniała Beata Kempa (SP), artykuł w tygodniku to był "dość brutalny" i precyzyjnie wymierzony atak w rocznicę działalności rządu.
W listopadzie 2016 r. Nowoczesna złożyła zawiadomienie do prokuratury ws. finansowania SP. Według N, chodzi o podejrzenie przestępstw oszustwa, defraudacji i poświadczenia nieprawdy. Więcej czytaj tutaj.
SP i jej szef Zbigniew Ziobro informowali też wówczas, że w związku z wystąpieniami posłów PO "na temat finansowania partii politycznych" wystąpią na drogę sądową przeciwko wiceszefowi klubu PO Andrzejowi Halickiemu. Wcześniej Halicki informował, że PO złożyła wniosek do CBA o sprawdzenie domniemanych nieprawidłowości w finansowaniu Solidarnej Polski. Halicki apelował też do premier Beaty Szydło, aby odniosła się do zarzutów wobec ministra swojego gabinetu. PO żądała też dymisji Ziobry.
"Solidarna Polska była finansowana jak inne partie, a rozliczenia zostały zaakceptowane przez Parlament Europejski" - mówił minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro. "W tej sprawie został powołany specjalny audytor, firma, która słynie na świecie nie dopatrzyła się żadnych nieprawidłowości. Jest to sztuczna afera tworzona przez tych, którzy mają złą wolę i chcą szukać igły w całym" - dodał.