Głośna porażka Polski w rywalizacji ze Słowacją o inwestycję Jaguara oprócz ciosu wizerunkowego w wicepremiera Janusza Piechocińskiego przyniosła także inny, niespodziewany skutek. Ujawnienie skali pomocy publicznej, jaką indyjskiemu inwestorowi był gotowy udzielić resort gospodarki, zwróciło uwagę na skalę pomocy finansowej rządu dla zagranicznych firm. Choć polskie firmy tworzą miliony miejsc pracy, w przytłaczającej większości nie mogą liczyć nawet na ułamek kwot, jakie zagraniczni giganci dostają od rządu w prezencie za tworzenie setek lub co najwyżej kilku tysięcy etatów. Co gorsza, ten przyrost zatrudnienia jest często czysto koniunkturalny - gdy zwolnienia podatkowe się kończą, tak stworzone etaty wyparowują.
Aktualizacja 16:35
Należący do indyjskiego koncernu Tata brytyjski Jaguar Land Rover domagał się od polskiego rządu 500 mln złotych pomocy publicznej między innymi w postaci poniesienia przez rząd kosztów przygotowania terenów, na których miałaby stanąć fabryka.
Specjalnie dla Jaguara rozszerzono Legnicką Specjalną Strefę Ekonomiczną o Jawor, gdzie miała stanąć fabryka. Choć z inwestycji nic nie wyszło, 10 września Ministerstwo Gospodarki z pompą zainaugurowało działalność Dolnośląskiej Strefy Aktywności Gospodarczej.
Choć ostatecznie do inwestycji brytyjskiego producenta luksusowych samochodów będzie dopłacał słowacki podatnik, inne wielkie koncerny korzystają z gigantycznego wsparcia finansowego ze strony polskiego rządu. Często w zamian za tworzenie miejsc pracy na wręcz symboliczną skalę.
Kierowany przez szefa ludowców resort właśnie opublikował umowy, jakie podpisał z inwestorami zagranicznymi działającymi w strefach. Jakie są najciekawsze przykłady?
Produkująca turbiny i komponenty do samolotów Hispano Suiza dostanie 16,3 mln złotych w zamian za zatrudnienie w fabryce w Sędziszowie Małopolskim 109 osób. To niemal 150 tys. zł za utworzenie jednego etatu.
Samsung, który otworzy nową linię produkcyjną we Wronkach, otrzyma 17 mln złotych. Spółka chce rozszerzyć w ten sposób swój asortyment sprzętu AGD. Do produkcji ma wejść 7 nowych modeli lodówek oraz dwa modele pralek. Koreańczycy obiecali przyjęcie 251 pracowników, ale tylko 15 z wyższym wykształceniem. Za jeden etat zapłacimy prawie 68 tys. zł.
Pomoc w postaci zwolnienia podatkowego otrzymali od Polski także producenci materiałów budowlanych Homann Holzwerskstofffe oraz Steico. Firma kurierska UPS otrzyma prawie 1,3 mln złotych, a SolarWings 1,5 mln złotych. Pieniądze dostanie nawet bank Nordea.
Zagraniczne koncerny, wymuszając zwolnienia podatkowe i dopłaty z państwowej kasy do swoich inwestycji w Polsce, nieraz posługują się wręcz szantażem. Tak było w przypadku francuskiego koncernu oponiarskiego Michelin, który dwa lata temu zagroził władzom Olsztyna, że jeśli nie zostanie zwolniony z podatku od nieruchomości, przeniesie inwestycje do innych zakładów i zwolni część załogi. Dopiął swego. Rok później Michelin zobowiązał się zainwestować w swoją fabrykę w Olsztynie 100 mln euro do 2018 r. Dotacja polskiego rządu to 8 proc. tej kwoty.
Inwestycje zagranicznych firm w specjalnych strefach ekonomicznych opierają się na rządowych dotacjach oraz zwolnieniach podatkowych, co bardzo nie podoba się wielu rodzimym przedsiębiorcom, którzy często czują się pokrzywdzeni takim nierównym traktowaniem.
Gdy spojrzeć na SSE w szerszym kontekście, nie mają one większego znaczenia ani dla polskiej gospodarki, ani dla rodzimego rynku pracy. W 2011 r. realizowane w strefach inwestycje stanowiły tylko 3 proc. wszystkich inwestycji w Polsce, a zatrudnieni w nich pracownicy stanowili zaledwie 2 proc. wszystkich pracujących.
- Nie można tworzyć rezerwatów, w których jest lepiej niż w innych częściach kraju, mówiąc, że to przynosi korzyści gospodarce - mówi w rozmowie z Money.pl Andrzej Sadowski, prezydent Centrum im. Adama Smitha.
- Kraje, które stosowały właśnie taką politykę, czyli starały się przekupić zagraniczne koncerny, żeby one zechciały łaskawie zrobić coś w danym kraju, na dłuższą metę traciły. Tak było nawet z inwestycją Nokii w Niemczech w czasach jej świetności. Gdy wyczerpały się rządowe ulgi i granty, Finowie przenieśli fabrykę do Rumunii, zwalniając kilka tysięcy osób. Podobnie postąpił Dell w Polsce - przypomina ekspert. - W czasach, gdy fabryki można z łatwością przenosić w dowolne miejsce świata, nie ma żadnych sentymentów - mówi.
Jak mówi Andrzej Sadowski, polityka specjalnych stref ekonomicznych to "tworzenie systemu Apartheidu gospodarczego". - W Polsce mamy rasizm gospodarczy, bo dyskryminuje się własnych przedsiębiorców na rzecz zagranicznych inwestorów - podkreśla ekonomista.
- Jeżeli ulgi, to wszystkim - mówi Sadowski. I dodaje, że zapytany o to, co Polska powinna zrobić, żeby ściągnąć zagranicznych inwestorów, Milton Friedman powiedział kiedyś: Jeśli stworzycie warunki, w których wasi przedsiębiorcy osiągną sukces, to będzie to najlepsza zachęta dla zagranicznych inwestorów.
Radosław Pastusiak z Wydziału Ekonomiczno-Socjologicznego Uniwersytetu Łódzkiego, cytowany przez "Dziennik Gazetę Prawną" policzył wartość zysku netto dla działających w Polsce specjalnych stref w 2013 r. Po zsumowaniu kosztów wynagrodzeń, wartości eksportu i importu, kwot podatku CIT, wartości sprzedaży krajowej do stref, pomocy publicznej, a także wydatki na infrastrukturę i wydatki administracyjne, okazało się, że ogólny bilans wyszedł dodatnio, ale to dość skromne 116,5 mln zł.
Specjalne Strefy Ekonomiczne w Polsce miały przestać istnieć w 2020 roku, ale w 2013 r. rząd przedłużył ich funkcjonowanie aż do 2026 roku. Jak wykazał raport przygotowany w 2011 r. przez firmę konsultingową EY, od 1995 r. w SSE stworzono 167 141 miejsc pracy, ale utrzymano jedynie 58 148. Suma zwolnień z podatku dochodowego w ramach SSE w latach 1997-2010 wyniosła 8,8 mld zł, a suma zwolnień z podatku od nieruchomości w 1999-2010 to 6,7 mld zł. Dotacje rządowe tylko w latach 2005-2009 wyniosły 680 mln zł.
Na koniec 2014 r. suma zrealizowanych inwestycji sięgnęła 101,9 mld zł, a licznik stworzonych miejsc pracy dobił do 213,9 tys. Utrzymanych miejsc pracy było jednak 81,6 tys.