Bieżący tydzień rozpoczynamy od strajku w służbie zdrowia. Pracownicy tego państwowego resortu żądają podwyżek wynagrodzeń w swoich państwowych miejscach pracy.
Sprawa jest złożona, zaś spełnienie żądań strajkujących ekonomicznie niemożliwe – oznacza bowiem radykalny wzrost składki zdrowotnej lub podatków na dotację budżetową bez szans na poprawę jakości usług. Z drugiej strony obecny poziom wynagrodzeń to dalsza emigracja zarobkowa kadr na Zachód oraz wszechpanująca w tym sektorze gospodarki korupcja.
Rząd zastanawia się tymczasem, jak podnieść te wynagrodzenia, nie podnosząc składki zanadto i nie zwiększając deficytu budżetowego. Minister Religa prosi o czas jaki jest mu potrzebny dla rozwiązania tej kwadratury koła. Czasu jednak nie ma, bo kolejne lata bez radykalnych reform to coraz większy deficyt sektora, coraz większa emigracja zarobkowa i związany z nią ubytek kadry oraz coraz bardziej starzejące się społeczeństwo, na którego leczenie wydatki będą musiały nieubłaganie rosnąć przez kolejne dziesięciolecia.
Lekarze, personel pielęgniarski oraz techniczny jest zdeterminowany i gotowy nawet do strajku generalnego, po raz pierwszy wszystkie zawody protestują razem. Żądania płacowe to 30% wzrostu w tym roku i negocjacje w sprawie dalszego wzrostu wynagrodzeń w latach następnych, ponadto postulaty związane ze zwiększeniem finansowania procedur medycznych oraz rozwiązania problemu oddłużenia.
Strajkujący chcą zwiększenia nakładów na publiczną służbę zdrowia z 3,7% do 6% a nawet do 7% PKB, bo taki poziom ma gwarantować prawidłowość funkcjonowania lecznictwa. A spełnienie tego życzenia oznacza prostą drogę do zapaści finansów publicznych, jeszcze wyższe podatki i korupcję o trzy piętra wyższą niż dotychczasowy wieżowiec.
Składka zdrowotna w swojej konstrukcji nie różni się niczym od tej emerytalnej, skutkami również. Spełnienie żądań musi bowiem oznaczać albo realny spadek wynagrodzeń do dyspozycji o 5%, albo wzrost kosztów pracy o 5% lub też znaczący wzrost deficytu budżetowego i kryzys finansów.
Czas więc na stwierdzenie, że obecna postać konstrukcyjna sektora opieki zdrowotnej to systemowy potwór pożerający własny ogon albo i coś więcej niż tylko ogon. Podstawowe wady systemu to: brak konkurencji, brak kontroli, korupcja, drożyzna, niewydolność w zakresie wywiązywania się z założeń, pogłębiająca się nieodwracalna zapaść finansowa, brak odporności na niekorzystne zmiany demograficzne, składka zdrowotna jako kolejna składowa wysokich kosztów pracy (bezrobocie)
.
Póki co, wolnego rynku jak nie ma, tak nie ma. Jednak reformę powinien przeprowadzić jakiś wizjoner makro-ekonomista a nie lekarz, choćby był profesorem kardiochirurgii. A najlepiej jakby reformy przeprowadzali wizjonerzy makroekonomiści...