Premier Beata Szydło bierze wszystkie spółki skarbu państwa. - To kolejny krok w stronę kadrowego skoku na spółki skarbu państwa - komentuje prof. Ryszard Bugaj. - Przynajmniej będzie wiadomo, kto jest odpowiedzialny wprost za złą nominację - dodaje Andrzej Sadowski, prezydent Centrum im. Adama Smitha. Ostrzejszy jest Jacek Rostowski, były wicepremier i minister finansów w rządzie PO-PSL. - Mateusz Morawiecki został pokonany - komentuje.
Beata Szydło będzie pierwszym premierem w Polsce, który może dostać władzę nad wszystkimi państwowymi spółkami. Projekt stworzył Henryk Kowalczyk, szef Komitetu Stałego Rady Ministrów. Znaleźć go można już w Rządowym Centrum Legislacji. O sprawie pisaliśmy tutaj.
Dlaczego pozycja premier wymaga wzmocnienia? Chcieliśmy o to zapytać przedstawicieli rządu. Telefonu nie odbierał jednak dziś rzecznik rządu Rafał Bochenek. Nie odpisał też na wiadomość tekstową. Komentarzy od rana unika również Henryk Kowalczyk, czyli pomysłodawca zmian w sposobie zarządzania spółkami skarbu państwa.
Do sprawy nie chcą się odnieść wysocy urzędnicy Ministerstwa Rozwoju. To resort, którego zmiany mogą dotknąć w znacznym stopniu.
Na pomyśle nie zostawia suchej nitki Jan Vincent Rostowski, były wicepremier i minister finansów w rządzie Donalda Tuska. - Jedynym sposobem zwiększenia kompetencji Beaty Szydło w sprawach gospodarczych jest wysłanie jej na długoletnie dokształcanie w zakresie ekonomii i zarzadzania. I to mógłby być mój jedyny komentarz do sprawy - mówi money.pl. - W tym zderzeniu Mateusz Morawiecki został dobitnie pokonany. W PiS głównym zajęciem wydaje się być walka o stołki - dodaje Rostowski.
- Oczywistym jest, że premier jednoosobowo nie jest w stanie dokładnie nadzorować działanie wszystkich spółek skarbu państwa. Wydaje się, że ten kto będzie bliżej rdzenia partii, będzie mógł wpływać na decyzje kadrowe - komentuje dla money.pl prof. Ryszard Bugaj. - To kolejny krok w stronę kadrowego skoku na spółki skarbu państwa - dodaje.
Choć prof. Bugaj nie mówi tego wprost, ale wygląda na to, że taka zmiana byłaby ciosem w Mateusza Morawieckiego, wicepremiera i podwójnego ministra. Pod resorty rozwoju i finansów podchodzi spora część spółek. Ale Morawiecki nigdy nie zyskał statusu "człowieka partii" w PiS.
- To jedna z rzeczy, która mnie ostatecznie zniechęciła do Prawa i Sprawiedliwości. Wierzyłem do końca, że nie dokona się partyjna wymiana zarządzających wszystkim we wszystkich możliwych miejscach. Tak się jednak stało. Zdecydowanie lepiej by było, gdyby przy premierze lub w zastępstwie zlikwidowanego ministerstwa Skarbu Państwa powstało niezależne ciało, trochę na wzór Rady Polityki Pieniężnej. Tam można by było wstawić osoby z wysokimi kompetencjami, które rzeczowo oceniałyby zarządzających spółkami. Tak się nie stało i nie zapowiada się na to, żeby ktokolwiek poszedł w tym kierunku - dodał prof. Bugaj.
- To przyznanie się, że nadzór właścicielski nad spółkami skarbu państwa nie działa. Od trzech dekad już nie działa - mówi z kolei Andrzej Sadowski, prezydent Centrum im. Adama Smitha.
- Dla polskiej gospodarki nie ma to większego znaczenia, bo nie stoi ona wcale na spółach skarbu państwa. Jej motorem jest zupełnie inny biznes. Na dodatek wybór zarządców w krótkim terminie nie ma większego znaczenia. Firmy tej wielkości mają już swój rytm i nawet fatalny wybór nie zniszczy ich z dnia na dzień - tłumaczy.
I jak zaznacza, jest też dobra strona takiej zmiany. - W wypadku, kiedy jest to wybór bezpośrednio dokonany przez premiera to przynajmniej znana jest odpowiedzialność. Sytuacja, gdzie poszczególne spółki są porozdzielane na poszczególnych ministrów, tworzy konflikty - komentuje.