Trwa ładowanie...
Notowania
Przejdź na

"Nadzór nad spółkami Skarbu Państwa powinien być w kancelarii premiera"

0
Podziel się:

Kowalczyk podkreślił, że instytucja nadrzędna, kontrolująca z zewnątrz spółki Skarbu Państwa jest potrzebna, bo czasami zawodzi czynnik ludzki.

"Nadzór nad spółkami Skarbu Państwa powinien być w kancelarii premiera"
(PAP/Radek Pietruszka)

Nadzór nad spółkami Skarbu Państwa musi być dokładniejszy, a oprócz tego, że ministrowie będą zarządzać merytorycznie swoimi spółkami, nadzór finansowy i kadrowy powinien być w kancelarii premiera, żeby uniknąć nieporozumień - powiedział w środę szef Komitetu Stałego RM Henryk Kowalczyk.

Minister w rozmowie z TVP przypomniał, że we wtorek zebrał się Komitet Ekonomiczny Rady Ministrów i w sprawie planu nadzoru nad spółkami Skarbu Państwa dokonał "pewnych uzgodnień", a do omówienia pozostały "drobne szczegóły".

- Wszyscy się zgadzamy z tym, że nadzór nad spółkami musi być dokładniejszy. Oprócz tego, że ministrowie będą zarządzać w sposób merytoryczny swoimi spółkami, to jednak nadzór finansowy i nadzór kadrowy powinien być w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów, żeby uniknąć pewnych nieporozumień - podkreślił. Wskazał, że zastanowienia np. wymaga rozdział spółek między poszczególne resorty. - Niektóre są dość oczywiste, ale nie wszystkie są tak oczywiste; w przypadku niektórych trzeba pomyśleć, który resort się taką spółką zajmie - mówił.

Kowalczyk podkreślił, że instytucja nadrzędna, kontrolująca z zewnątrz spółki Skarbu Państwa jest potrzebna, bo czasami zawodzi czynnik ludzki. - Wobec tego jeśli jest druga instancja, jeśli jest taki weryfikator, kontrolujący, to jest dużo większa pewność, że wszystkie decyzje dokonywane będą z rozwagą i osoby, które nie posiadają kompetencji, nie będą przez to sito przepuszczone. I o to nam chodzi, żeby właśnie była taka druga instytucja weryfikująca decyzje choćby poszczególnych ministrów - tłumaczył.

Zauważył, że "tego problemu miało nie być". - Chcemy nawet takie przypadki indywidualne, ale niestosowne, eliminować. To jest jak gdyby nasz mechanizm takiego samooczyszczenia się. To jasno mówimy, że chcemy doprowadzić do tego, żeby jednak była ta weryfikacja, żebyśmy mieli pewność, żeby nie było sytuacji, wprowadzili mechanizmy takie, żeby nie było sytuacji niestosownych - zaznaczył.

Minister wypowiedział się także na temat projektu ograniczenia handlu w niedzielę. Wskazał, że nie ma jeszcze stanowiska rządu w tej sprawie. Podkreślił jednak, iż osobiście nie uważa tego za złe rozwiązanie, ale obywatelski projekt złożony w Sejmie jego zdaniem wymaga pracy.

Kowalczyk mówił również o wynegocjowanej między UE a Kanadą umowie o wolnym handlu (CETA). - Są pewne zagrożenia, ale też są z tego porozumienia zalety i korzyści. Wyważenie tego nie jest takie proste. Też wiele krajów w Europie się waha na temat takiego bezwarunkowego poparcia. Stąd jeszcze zostawiliśmy sobie czas na analizy. Chodzi o to, żeby w tym porozumieniu nie pogorszyć sytuacji Polski - podkreślił.

Według niego kwestią wymagającą uwagi jest sąd inwestycyjny i określenie inwestycji. - Tutaj Polska powinna sobie zapewnić jakieś naczelne miejsce, a nie tylko być jednym z członków Unii Europejskiej, gdzie może nawet w tym sądzie nie mieć żadnego przedstawiciela. A będą rozpatrywane np. sprawy polsko-kanadyjskie - powiedział.

Podkreślił, że bez względu na stanowisko rządu ostateczna ratyfikacja umowy należeć będzie do parlamentu. - Mamy jeszcze dużo czasu na ewentualne analizy zagrożeń, jakie by się pojawiły - zauważył.

- Jeśli chodzi o umowę CETA to dzisiaj w Sejmie będzie dyskusja na ten temat. Też chcemy posłuchać opinii parlamentu, żeby to nie była tylko decyzja rządu, ale również głos parlamentu. Tym bardziej, że parlament będzie później to ratyfikował - dodał.

Minister odniósł się do planowanych na 15 października protestów przeciw CETA. - Samo porozumienie CETA jest bardzo mocno nagłośnione, bardzo kontrowersyjnie traktowane. I pewnie nawet ci, co przyjdą na demonstrację, nie będą do końca wiedzieli, o co chodzi w tym porozumieniu - zauważył.

Ocenił jednak, że umowa daje "pewne nadzieje" na dobrą wymianę handlową, na eksport na obszar Kanady, choć stwarza też zagrożenia importowe. - Jeśli chodzi o produkty rolne to praktycznie jest odsunięte wszystko o siedem lat. Czyli to jest bardzo duży okres odsunięcia w czasie wejścia w życie tych zapisów. Czyli jeśli chodzi o rolnictwo nie jest to w tej chwili takie zagrożenie. Chociaż oczywiście w dalekiej przyszłości należy się z tym liczyć - tłumaczył.

wiadomości
gospodarka
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
PAP
KOMENTARZE
(0)