Za kryzys, który może wybuchnąć po przewalutowaniu kredytów zgodnie z propozycją prezydenta, Polacy zapłacą więcej niż banki. Z wyliczeń KNF wynika, że bankowcy stracą 67 mld zł, klienci 70 mld zł, a budżet państwa 137 mld zł. I to w najbardziej optymistycznym wariancie.
Styczniowy pomysł Kancelarii Prezydenta zakłada, że zadłużenie przeliczane będzie według tzw. kursu sprawiedliwego. Ustawa miała być realizacją jednej z głównych obietnic prezydenckiej kampanii wyborczej. Wiele wskazuje jednak na to, że w proponowanym kształcie nigdy nie wejdzie w życie. Komisja Nadzoru Finansowego przez ponad dwa miesiące pracowała nad oceną skutków propozycji Andrzeja Dudy. I mocno krytykuje proponowany przez prezydenta mechanizm.
Dokument "Informacja w zakresie skutków projektu ustawy o sposobach przywrócenia równości stron niektórych umów kredytu i umów pożyczki. Wpływ na instytucje kredytowe" Komisja Nadzoru Finansowego stworzyła na Kancelarii Prezydenta. Na początku roku ministrowie prezydenta przedstawili koncepcję pomocy dla frankowiczów i od razu zwrócili się do KNF z prośbą o pomoc w wyliczeniu skutków proponowanych regulacji.
Główne wnioski? "Kurs sprawiedliwy" rzeczywiście sprawiedliwie rozłoży ciężar kosztów: zapłacą banki, budżet i klienci. Nawet ci, którzy nie mają kredytu walutowego.
Oto scenariusz Komisji Nadzoru Finansowego. Za realizację prezydenckiego pomysłu pierwsze zapłacą banki - od 66,9 mld zł w wariancie optymistycznym do nawet 103,4 mld zł w wariancie pesymistycznym. Dla pięciu banków "restrukturyzacja kredytów walutowych" - bo tak w dokumentach nazywane jest przewalutowanie pożyczek według propozycji prezydenta - to poważne zagrożenie i realna groźba niewypłacalności. "W konsekwencji zagrożone stają się depozyty klientów sektora niefinansowego znajdujące się w bankach zagrożonych likwidacją" - czytamy w dokumencie.
src="http://static1.money.pl/i/h/235/art381163.jpg"/>Źródło: Komisja Nadzoru Finansowego
I gdyby rzeczywiście kilka banków musiało ogłosić upadłość to straciliby wszyscy - budżet państwa musiałby wyłożyć od 137 mld do 144 mld zł na finansowanie wypłaty środków gwarantowanych. O jak dużej kwocie mówimy? To ponad dwa razy więcej niż wynosi tegoroczny deficyt budżetu państwa. To również 1/3 rocznych zaplanowanych przychodów budżetowych (313 mld zł w 2016 r.). Taka kwota pozwoliłaby na finansowanie rządowego programu "Rodzina 500+" przez osiem lat albo na budowę 3 tys. kilometrów autostrad (dokładnie tyle, ile wynosi w Polsce cały system dróg szybkiego ruchu).
Nie tylko budżet musiałby się dorzucić do łagodzenia skutków kryzysu wywołanego przez ustawę prezydenta. Zgodnie z obowiązującym prawem depozyty do 100 tysięcy euro są zabezpieczone przez państwo. W przypadku upadku instytucji finansowej klienci mogą liczyć na zwrot równowartości 428 tys. zł. Ale wszystkie pieniądze ponad ten limit po prostu byłyby stracone. I jak szacuje KNF - z kont wyparowałoby 70 mld zł nadwyżki.
To jednak wcale nie koniec konsekwencji - rynek nieruchomości byłby kolejną ofiarą. Z danych Komisji wynika, że przynajmniej 180 tys. kredytów walutowych może być zamkniętych przez zwrot nieruchomości. Gdyby banki chciały sprzedać te nieruchomości to na rynku doszłoby do załamania cen. Straciliby wszyscy posiadacze nieruchomości, a przed budownictwem mieszkaniowym stanęłoby widmo załamania inwestycji.
"Gdyby banki próbowały dokonać sprzedaży tych nieruchomości, to na rynku doszłoby do załamania cen na skutek braku możliwości wchłonięcia w krótkim okresie tak dużej podaży, jak też wstrzymania się popytu w związku z oczekiwaniem na pogłębienie spadku. To z kolei doprowadziłoby do ograniczenia inwestycji lub załamania budownictwa mieszkaniowego, jak też do zubożenia wszystkich obywateli posiadających nieruchomości (jak też Skarbu Państwa z tytułu posiadanych nieruchomości)" - tłumaczy KNF.
Kurs sprawiedliwy jest sprawiedliwy tylko w rozłożeniu kosztów. Dla kredytobiorców już taki nie jest. W ocenie Komisji Nadzoru Finansowego mechanizm zaproponowany przez Andrzeja Dudę preferuje kredytobiorców, którzy pożyczyli pieniądze na krótszy okres. A to zdaniem KNF preferuje klientów banków, którzy od początku byli w lepszej sytuacji finansowej.
Najwięcej - w opinii KNF - zyskują osoby, które wzięły kredyt w latach 2007-2008. "Prowadzi to do sytuacji, w której niektórzy kredytobiorcy w praktyce nie ponieśliby dodatkowych kosztów wynikających z zaciągnięcia kredytu walutowego, a zarazem znaleźliby się w najlepszej sytuacji, co wyraziłoby się w najniższym stanie ich zadłużenia po „restrukturyzacji” (przed restrukturyzacją stan ich zadłużenia był najwyższy)" - czytamy w dokumencie.
Co ciekawe, prezydencki minister Maciej Łopiński w dniu prezentacji projektu ustawy tłumaczył, że Andrzej Duda nie chciał dyskryminować i uprzywilejować żadnej grupy kredytobiorców. Między innymi z tego powodu z projektu wykluczeni są przedsiębiorcy.
Kancelaria odpowiada i liczy na wspólną pracę
Kancelaria Prezydenta natychmiast odpowiedziała na pismo KNF. "Kancelaria Prezydenta RP uznaje wyliczenia Komisji za podstawę do dalszych rozmów na temat ostatecznego kształtu regulacji. Jednocześnie Kancelaria czeka na odpowiedź KNF na drugie pismo KPRP, dotyczące informacji o portfelach kredytów hipotecznych i sytuacji banków" - czytamy w oficjalnym oświadczeniu Kancelarii.