Arabski szejk Sultan Sooud Al-Qassemi, znany w świecie m.in. ze swojego zamiłowania do sztuki, pogratulował Polsce kupna Kolekcji Książąt Czartoryskich. Skarb Państwa zapłacił za nią 100 mln euro, czyli - według ekspertów - zaledwie 5 proc. wartości.
Sultan Sooud Al-Qassemi ze Zjednoczonych Emiratów Arabskich to twórca m.in. "Barjeel Art Foundation", która gromadzi eksponaty związane głównie ze sztuką Bliskiego Wschodu. Duża część kolekcji to prywatne zbiory arabskiego szejka.
Ten na swoim facebookowym profilu pogratulował Polsce zakupu Kolekcji Książąt Czartoryskich za 100 mln euro, chociaż jest ona wyceniana nawet na 2 mld euro.
Umowę w sprawie sprzedaży kolekcji podpisali w ubiegłym tygodniu na Zamku Królewskim w Warszawie wicepremier Piotr Gliński oraz prezydent Fundacji Książąt Czartoryskich, Adam Karol Czartoryski. Za kolekcję rząd zapłacił 100 mln euro + VAT. Budżet musiał więc wygospodarować kwotę pół miliarda złotych.
Zgodnie z umową na rzecz państwa przeszła cała kolekcja - to około 86 tys. obiektów muzealnych a także 250 tysięcy książek, rękopisów i starodruków. Najbardziej znane dzieła to "Dama z gronostajem" Leonarda da Vinci oraz "Krajobraz z miłosiernym Samarytaninem" Rembrandta.
Transakcja wywołała jednak szereg kontrowersji w Polsce. Minister Piotr Gliński przekonywał, że transakcja ma na celu ochronę dzieł sztuki. Pojawiały się informacje o tym, że realne jest zagrożenie utraty "Damy z gronostajem", bo ofertę mieli złożyć właśnie szejkowie ze Zjednoczonych Emiratów Arabskich.
W rozmowie z WP money eksperci zajmujący się rynkiem sztuki nie dali jednak wiary tym argumentom. - To szukanie taniej sensacji. Tego typu dzieła sztuki nigdy nie uzyskają zgody na wyjazd z Polski. Mogą sobie szejkowie chcieć to kupić za sto miliardów. Obraz jest praktycznie niesprzedawalny - mówił w WP money marszand Andrzej Starmach.
Zagrożenia "wrogim przejęciem" nie widział też Jan Koszutski, dyrektor Domu Aukcyjnego Desa Unicom. - Absolutnie nie może być mowy o sprzedaży takich dzieł za granicę. Prawo na to nie pozwala, a nielegalna sprzedaż nie wchodzi w grę. To jakaś abstrakcja. Fundacja przecież tego nie sprzeda komuś, kto obraz wyniesie pod pachą - stwierdził Koszutski.
Sprzedaż dzieł sztuki stała się też pretekstem do kolejnego politycznego starcia. "Partia Razem" wskazała, że kolekcja była niesprzedawalna, a do tego fundacja miała obowiązek udostępniać ją publiczności. Pojawił się też wątek tego, w jaki sposób szlachecki ród wszedł w posiadanie sprzedawanych teraz dzieł sztuki.