- Powinniśmy patrzeć na sytuację raczej w kontekście całego regionu Europy Środkowej – przyznaje w rozmowie z money.pl Andrzej Kubisiak, ekspert rynku pracy. Jak wskazuje, wprowadzenie stanu wojennego jest czynnikiem, który może przyspieszyć podejmowanie decyzji o wyjazdach zarobkowych głównie wśród mężczyzn w wieku produkcyjnym.
Wojenna zawierucha tocząca się od lat na wschodzie Ukrainy przypomniała o sobie całemu światu po starciu rosyjskich i ukraińskich okrętów wojennych w Cieśninie Kerczeńskiej. Dwa ukraińskie kutry oraz holownik, które płynęły z Odessy do ukraińskiego portu w Mariupolu nad Morzem Azowskim, zostały ostrzelane, a następnie zajęte przez rosyjskie siły specjalne. W efekcie prezydent Ukrainy Petro Poroszenko zdecydował o wprowadzeniu na terenie całego kraju stanu wojennego.
Stan wojenny oznacza dla mieszkańców Ukrainy ograniczenie części praw obywatelskich. M.in. każdy obywatel decyzją administracyjną może zostać skierowany do wykonywania pracy uznanej przez państwo za niezbędne dla zapewnienia bezpieczeństwa narodowego. Możliwe jest także ograniczenie prawa do zarządzania własnym przedsiębiorstwem, przejmowanie prywatnej własności, a nawet przymusowe wysiedlenia czy obowiązek przyjmowania w domach mundurowych. Prezydent nie ukrywał także, że stan wojenny jest mu potrzebny dla łatwiejszego zarządzania wojskiem. Pobór także wisi w powietrzu, choć i bez stanu wojennego, prezydent Ukrainy może ogłaszać kolejne fale za pomocą dekretów.
Zwiększone zapotrzebowanie na rekrutów i zaostrzenie polityki wewnętrznej, może przywrócić opisywaną przez nas w 2017 r. praktykę "wykupywania" dzieci z wojska za pieniądze zarobione m.in. w Polsce.
Pytany przez money.pl ekspert zastrzega jednak, że wprowadzenie stanu wojennego nie doprowadzi do powtórki sytuacji z 2014 r., gdy w Polsce pojawiła się pierwsza fala migrantów zarobkowych z Ukrainy. Wówczas to na wybuch konfliktu zbrojnego nałożyły się równocześnie dwa inne czynniki.
- Po pierwsze do tamtej chwili, to Federacja Rosyjska była głównym kierunkiem migracji zarobkowych wśród obywateli Ukrainy. Po drugie: tamtą falę wygenerował popyt wśród polskich pracodawców. To zakłady pracy stymulowały napływ Ukraińców - mówi Andrzej Kubisiak. Jak dodaje, polski rynek pracy jest na historycznych szczytach i nie należy spodziewać się, by był w stanie wygenerować podobne zapotrzebowanie.
Ekspert wskazuje również, że nawet zwiększona liczba obywateli Ukrainy opuszczających kraj w celach zarobkowych wcale nie musi zaowocować większą liczbą pracowników podejmujących zatrudnienie w Polsce. Od kilku miesięcy bowiem sprowadzać chcą ich również Węgrzy i Czesi. Nową politykę migracyjną zamierzają wdrożyć także Niemcy i wcale nie ukrywają, że chcą stawiać na obywateli Ukrainy.
Nie sposób zapomnieć także o fakcie, że w ciągu dwóch lat po 2014 r. z Ukrainy wyjechało od 5 do 8 proc. osób w wieku produkcyjnym.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez * *dziejesie.wp.pl