Przez obniżenie wieku emerytalnego pracownicy ZUS będą musieli obsłużyć nawet dwa razy więcej wniosków. To oznacza dla nich pracę nawet po 10 godzin dziennie. A już dziś mają często mnóstwo nieodebranych nadgodzin. Związkowcy grożą strajkiem, a wtedy cały Zakład może stanąć i sparaliżować cały polski system.
Obniżenie wieku emerytalnego spowoduje, że uprawnionych do zakończenia pracy będzie znacznie więcej. Większość z nich zgłosi się do ZUS z wnioskiem o wyliczenie i przyznanie świadczenia. Problem w tym, że nie będzie ich miał kto obsłużyć.
Obecni pracownicy już nie nadążają z rozpatrywaniem wniosków, a co dopiero będzie od października?
- Spodziewamy się szturmu na oddziały - mówi money.pl jeden z przedstawicieli związku zawodowego pracowników ZUS. - Widzimy to zresztą po naszych pracownikach - oni też czekają na październik, by nabyć prawo do emerytury i zakończyć pracę.
ZUS szacuje, że aby obsłużyć wszystkich chętnych, zakłady powinny być otwarte przynajmniej do 18. W tej chwili petenci nie są już obsługiwani po 15. Zmiana wymaga akceptacji pracowników. Tej na razie nie ma.
Wyższa pensja za pracę do 18
Szczególnie, że jednocześnie pracownicy domagają się podwyżek. I zapewniają, że pieniądze dałoby się na nie znaleźć. Jak się dowiedzieliśmy, obecnie średnia pensja urzędnika oscyluje wokół 3 tys. zł.
- Prezes Uścińska otrzymała pieniądze na podwyżki, ale te uzależnia od spełnienia kilku warunków - mówi nam osoba z zakładowych związków. - Po pierwsze, musimy zgodzić się na pracę do 18, a po drugie, na coś, co szumnie nazywa się "spłaszczeniem struktury organizacyjnej".
Co to oznacza? - W praktyce chodzi o likwidację kadry kierowniczej średniego szczebla - wyjaśnia nam jeden ze związkowców. To oznacza dla takich pracowników w najlepszym wypadku degradację i zmniejszenie pensji.
Ale to nie jedyny problem. - Przy takim szturmie, jaki czeka nas w październiku, ktoś musi nadzorować pracę urzędników - usłyszeliśmy od przedstawiciela Związku Zawodowego Pracowników ZUS.
Jak się dowiedzieliśmy, w środę o 14 rozpoczynają się "rokowania" między organizacjami związkowymi a kierownictwem ZUS. Mają potrwać do czwartku. Czy jest szansa na porozumienie? - Oczywiście, że jest. Prezes ZUS ma pieniądze, chce zmian, ale nie proponuje nic w zamian. To się musi zmienić - mówi nam jeden ze związkowców.
Trwa spór zbiorowy
Związki od końca maja są w stanie sporu zbiorowego z pracodawcą. "W dniu 26 maja podczas spotkania pracodawcy z przedstawicielami zakładowych organizacji związkowych działających w ZUS nie osiągnięto porozumienia ws. ewentualnego podziału środków na wynagrodzenia pracowników" - czytamy w stanowisku opublikowanym na stronie internetowej związku.
"Partnerzy społeczni zażądali bezwarunkowego podziału posiadanych przez pracodawcę środków i realizację ciążących na pracodawcy zobowiązań wynikających z zakładowego układu zbiorowego pracy (w zakresie corocznej podwyżki wynagrodzeń)" - czytamy dalej.
"Brak poszanowania strony społecznej, która prowadziła w dobrej wierze długotrwałe rozmowy w zakresie podziału środków sprawił, iż dnia 26 maja 2017 r. wszystkie zakładowe organizacje związkowe działające w ZUS rozważyły możliwość wejścia w spór zbiorowy, jeśli nie zostaną spełnione żądania, m.in. w zakresie bezwarunkowego podziału środków na podwyżki" - kończą związkowcy Zakładu.
Gdyby nie udało się dogadać na środowym i czwartkowym spotkaniu, to strony będą musiały przejść do mediacji, a gdy te również nie przyniosą skutku - pracownicy grożą strajkiem.
ZUS uspokaja
- Na razie żaden strajk nam nie grozi. Droga do strajku jest jeszcze daleka - zapewniał pod koniec maja Wojciech Andrusiewicz, rzecznik ZUS. - Trwają negocjacje z pracownikami, ze związkami zawodowymi. Są to negocjacje płacowe i proponowałbym jeszcze nie ogłaszać, że odbędzie się strajk.
Atmosfera w Zakładzie już od dawna jest daleka od ideału. W liście do prezes Gertrudy Uścińskiej przedstawiono listę oczekiwań związków. Była na niej podwyżka płac o średnio 150 zł miesięcznie (już od 1 czerwca), utrzymanie poziomu zatrudnienia i utrzymanie sieci terenowych jednostek bez zmian. To jednak nie wszystko. Do końca roku związki chcą, żeby podwyżki wyniosły łącznie po 700 zł na etat (z uwzględnieniem tych 150 zł).
- Wszystkie zadania ZUS na rzecz klientów są i będą wykonywane bez przeszkód, w tym oczywiście obsługa przyjmowania wniosków emerytalnych - poinformował money.pl Radosław Milczarski z biura prasowego instytucji. - Zakład przygotowując się do operacji obniżenia wieku emerytalnego optymalizuje obsługę Klientów, mamy harmonogram całej operacji, a także zabezpieczone środki finansowe i organizacyjne na ten cel. Jesteśmy w pełni przygotowani do październikowej zmiany przepisów emerytalnych.
Przyznaje również, że zarząd Zakładu otrzymał żądania od związkowców i potwierdził "wszczęcie sporu zbiorowego". Jak jednak podkreślił - postulaty organizacji związkowych są "nie do udźwignięcia ze względów budżetowych".
- Nie oznacza to jednak natychmiastowej eskalacji konfliktu - mówi Milczarski. I wymienia, że zanim dojdzie do ewentualnego strajku, są jeszcze środowe rokowania, a później mediacje i arbitraż. - Formalnie, dopiero po ewentualnym fiasku arbitrażu teoretycznie możliwy byłby strajk. Podkreślę, że to nie pierwszy spór zbiorowy w ZUS - uspokaja przedstawiciel Zakładu.
I przyznaje, że pracownikom należą się podwyżki. - Zarząd ZUS nie ma wątpliwości: wynagrodzenia pracowników ZUS nie są wysokie i pracownicy zasługują na to, żeby je podnieść - oświadczył. - Zarząd ZUS może jednak poruszać się w ramach tego budżetu, który otrzymuje, co oznacza, że podwyżki są możliwe dzięki wygospodarowaniu środków z budżetu.
Pierwszych efektów rozpoczynającego się w środę spotkania możemy spodziewać się jednak dopiero w czwartek.