Objąć ma cały kraj i dotyczyć nawet tysiąca placówek.
Słowo "strajk" oficjalnie nie pada, ponieważ zorganizowanie go musi poprzedzać cała długa procedura sporu zbiorowego. Dlatego liderzy związkowi mówią o "proteście". Będzie on polegał na skrajnie skrupulatnym i drobiazgowym wypełnianiu obowiązków służbowych. Jakkolwiek związkowcy unikaliby określenia "strajk" to właśnie taka forma protestu nosi nazwę "strajku włoskiego". Może on doprowadzić do sparaliżowania pracy sklepów w środku majówki.
Początkowo protest miał dotyczyć tylko pracowników Biedronki. Jednak już wiadomo, że przyłączy się do nich część pracowników Carrefoura, Auchan, Decathlonu, Tesco i Dino. Protestować chcą także zatrudnieni w centrum logistycznym H&M w Gądkach.
- Przed chwilą dowiedzieliśmy się, że do protestu przyłącza się Kaufland. Udział potwierdziło też ponad 300 Biedronek, ale liczba ta cały czas się zwiększa - mówi Piotr Adamczak, szef "Solidarności" w Jeronimo Martins.
Organizatorzy protestu nie są w stanie na razie powiedzieć, ilu sprzedawców czy magazynierów będzie protestować - sporo zależy od tego, ilu z nich będzie chciało przyłączyć się do akcji.
- Pomysł jest oddolny, tym razem nie jest to pomysł "Solidarności", ale wziął się od samych pracowników - mówi Alfred Bujara, przewodniczący Sekcji Krajowej Pracowników Handlu "Solidarności". - Chcemy przeprosić klientów za niedogodności i zwrócić ich uwagę na to, że obsługuje ich człowiek, który jest wykorzystywany, pracuje na gorszych warunkach, jest przeciążony pracą. Żeby patrzyli nie tylko na towar na półkach, ale także na człowieka - dodaje.
Protestujący będą mieli naklejki z pandą - symbolem akcji. Ma to związek z hasłem akcji "Pan da: lepsze warunki pracy, wyższe wynagrodzenie".
Na początku pracownicy chcieli protestować biorąc urlop na żądanie. - Ale nie chcieliśmy narażać pracowników na konsekwencje. Nie można nie przyjść do pracy i przysłać wniosek urlopowy, bo za to można być ukaranym, a nawet dyscyplinarnie zwolnionym - mówi szef handlowej "Solidarności"
O co chodzi pracownikom sieci? O warunki pracy i wynagrodzenie. Te są dalekie od ich oczekiwań. - Chcemy zwrócić uwagę obywateli na warunki panujące w handlu. Chcemy też rozmawiać z pracodawcami. Dzisiaj nie ma możliwości rozmów na poziomie krajowym tak, jak to się odbywa w innych państwach. Ale pracodawcy nie są zainteresowani takimi rozmowami - mówi Bujara.
Jak pisaliśmy w tym tygodniu, Biedronka ma wypłacić pod koniec kwietnia pracownikom premie. Jednak pracownicy zwracają uwagę, że chcą rozmawiać o trwałej poprawie warunków pracy, zasadach wynagradzania czy wolnych niedzielach.
- Pracownicy oburzyli się taką kampanią medialną, jak to się świetnie zarabia w handlu. Rzeczywiście podstawowe wynagrodzenia wzrosły, ale zlikwidowano ruchome składowe, jak premie czy dodatki. Pracownicy są za to karani za niewypełnianie norm, muszą płacić mandaty. Warunki pracy w handlu systematycznie od lat się pogarszają - podsumowuje Bujara.
Związkowcy nie wykluczają dalszych protestów w przyszłości, w coraz ostrzejszej formie.