W Sudanie Południowym ponownie wybuchły walki między armią rządową a rebeliantami. W poniedziałek minął termin ultimatum w sprawie zawieszenia broni. Obu stronom grożą sankcje.
Walki wybuchły rano kilka kilometrów od Bentiu - stolicy naftowego stanu Unity. Nie jest wiadome, kto pierwszy otworzył ogień w pobliżu bazy ONZ, gdzie od miesięcy schronienie znajduje 29 tys. ludzi.
W poniedziałek minął termin ultimatum ustalonego przez regionalną Międzyrządową Agencję ds. Rozwoju (IGAD).
Siły rządowe pod wodzą prezydenta Salvy Kiira i zwolennicy jego byłego zastępcy Rieka Machara nie zawiesili jednak broni; obaj politycy nie utworzyli też tymczasowego rządu.
Negocjacje pokojowe w Addis Abebie, stolicy Etiopii, nie zostały jednak zerwane.
_ Nie wiem, kiedy nastąpi pokój _- powiedział we wtorek przywódca rebeliantów Riek Machar w wywiadzie dla Deutsche Welle.
_ _
W tym tygodniu delegacja Rady Bezpieczeństwa ONZ podczas wizyty w Sudanie Południowym zagroziła nałożeniem sankcji, jeśli obie strony konfliktu nie dojdą do porozumienia.
_ _
_ Prowadzimy rozmowy pokojowe, to proces który może potrwać, nim dojdziemy do porozumienia - _powiedział Machar komentując groźby sankcji w rozmowie z DW.
USA i Unia Europejska kilka tygodni temu ukarały sankcjami przywódców obu stron.
W rozmowie z AP Machar oskarżył prezydenta Kiira o wydawanie pieniędzy pochodzących z ropy naftowej na zakup kolejnych dostaw broni, gdy w kraju grozi klęska głodowa.
Naftowa stolica Sudanu Południowego od początku wybuchu konfliktu w grudniu 2013 roku jest głównym polem bitwy między oddziałami rządowymi a rebeliantami. Od kilku tygodni znajduje się pod kontrolą rządu.
W wyniku konfliktu w Sudanie Południowym życie straciło kilkadziesiąt tysięcy ludzi, a 1,5 mln uciekło z własnych domów.
Sudan Południowy ogłosił niepodległość w lipcu 2011 roku po 22 latach wojny domowej w Sudanie.
Czytaj więcej w Money.pl