Nintendo chce wykorzystać rosnącą popularność gry Pokemon GO. By zwiększyć zysk firma planuje pójść w ślady wytwórni Walta Disneya - informuje agencja Reuters. Bohaterowie filmów z Myszką Miki na czele zarabiają dla Disneya zdecydowanie więcej jako zabawki niż w kinach. Nintendo nie chce być gorsze. Niebawem na półki trafi Mario i Pokemony w wielu postaciach.
Sukces Pokemon GO - gry stworzonej wspólnie przez Nintendo, Pokemon Company i Niantic (odnogę Google) - ośmielił japońskiego giganta branży elektronicznej. W tydzień produkcja zarobiła 14 mln dolarów i znalazła uznanie 21 mln użytkowników. Nintendo chce z tej popularności czerpać garściami.
Tatsumi Kimishima, prezes spółki w liście do inwestorów przyznał, że zarząd właśnie szuka drogi do lepszego wykorzystania własności intelektualnej firmy poza branżą gier komputerowych. Co to oznacza? Firma chce zarabiać na licencjach umożliwiających wykorzystanie wizerunku np. Pokemonów na kubkach, poduszkach, długopisach i książkach.
Nie tylko prezes widzi pieniądze w gadżetach. Shigeru Miyamoto, twórca takich gier jak Mario Bros, Donkey Kong czy The Legend of Zelda i jednocześnie dyrektor ds. rozrywki w Nintendo, otwarcie przyznaje, że firma ma duży apetyt.
Miyamoto - według informacji Reuters - miał powiedzieć na zgromadzeniu akcjonariuszy, że zarząd planuje mocniej sprzedawać swoje znaki towarowe poza branżą gier i liczy na większe przychody z umów licencyjnych. - Taki projekty wymagają czasu, ale w końcu przyniosą owoce - mówił. Już teraz Nintendo pozwala wprowadzać swoje postaci do parków rozrywki w Stanach Zjednoczonych. Firma chce działać tak, jak robi to na przykład Walt Disney.
Liczby nie pozostawiają złudzeń. W ubiegłym roku wytwórnia Walta Disneya zarobiła 4,5 miliarda dolarów na gadżetach związanych z filmowymi postaciami. Licencje na podkładki pod herbatę z podobizną Myszki Miki, zakładki do książek z motywem Star Wars, a nawet książki do nauki języka angielskiego odpowiadały za 9 proc. przychodów ze sprzedaży.
Film Toy Story 3 przyniósł firmie 1,7 mld dolarów zysku z kin i praw telewizyjnych. Licencje na sprzedaż zabawek związanych z bohaterami produkcji dały cztery razy więcej, bo aż 7,3 mld dolarów.
Japońskie Nintendo na taki wynik może zerkać tylko z zazdrością. W 2015 roku przychody z licencji wyniosły 54 miliony dolarów i odpowiadały za 1 proc. całej sprzedaży. Firma przez lata tak skupiała się na walce na rynku konsol, że nie wykorzystywała potencjału swoich postaci.
Wynik nie powinien jednak dziwić zarządzających spółką, bo - jak donosi Reuters - za sprzedaż licencji na produkty wykorzystujące wizerunek postaci stworzonych przez firmę odpowiadało do tej pory zaledwie kilka osób. Anonimowa osoba związana z branżą zabawkową zdradziła jednak, że to się właśnie zmieniło.
I niektórzy eksperci są zdania, że Nintendo siedzi na żyle złota. "Wierzymy, że wartość własności intelektualnej Nintendo jest ogromna i ostatecznie zostanie odblokowana w ciągu najbliższych 3 - 5 lat" - napisał Atul Goyal, analityk banku inwestycyjnego Jefferies w nocie o spółce, którą cytuje Reuters.
Nie zawsze jednak oparcie ciężaru działalności na sprzedaży licencji jest opłacalne. Mogą to potwierdzić Finowie z firmy Rovio, która w 2009 roku stworzyła grę Angry Birds. Rovio od początku działalności stawiało na sprzedaż gadżetów. Zemściło się to, gdy spadło zainteresowanie produktem - w ostatnich trzech latach zyski topniały, a w 2015 roku firma musiała informować o stracie operacyjnej.