W Polsce jest już prawie osiem milionów osób w wieku poprodukcyjnym - podał GUS. Przesunięcie wieku emerytalnego sprawia, że już dwie osoby pracujące muszą utrzymać ze swoich podatków i składek jednego emeryta. To mało. A za 12 lat dojdą dwa kolejne miliony do utrzymania.
Rządzący na prawie całym świecie trzymają się kurczowo „zdobyczy socjalnej” systemu emerytalnego. System spinał się finansowo, póki rodziło się więcej ludzi niż umierało i póki ludzie żyli krótko. Teraz w większości krajów, w których system działa, sytuacja się diametralnie zmieniła. Mamy regres demograficzny. Państwowe systemy emerytalne trzeszczą w szwach.
W Polsce w ubiegłym roku na przekór światowym trendom wycofano się z decyzji poprzedniego rządu o podniesieniu wieku emerytalnego. Kobiet zatem nadal mogą przejść na emeryturę w wieku 60 lat, a mężczyźni - w wieku 65 lat. Rząd PiS uznał, że trzeba oddać prawa nabyte.
Na razie koniunktura w gospodarce jest dobra, wpływy podatkowe rosną i wszystko się razem ze sobą klei, budżet nie jest nadwyrężony wypłatą większych kwot na emerytury. Rząd nawet manipuluje waloryzacją tak, żeby wydać więcej na emerytury, szczególnie w przypadku osób z najniższymi świadczeniami.
Opublikowane w październiku prognozy GUS nie dają jednak najmniejszych szans, by taki stan się utrzymał. Pracujący będą musieli ostro zakasać rękawy, żeby zarobić na rosnącą armię emerytów.
Dwie osoby utrzymują każdego emeryta
Na koniec 2017 roku osób w wieku poprodukcyjnym, czyli kobiet po 60. roku życia i mężczyzn po 65. roku życia, było w Polsce 7,995 mln, czyli do października najprawdopodobniej przekroczyliśmy już liczbę ośmiu milionów.
Inne dane GUS pokazują, że jednocześnie pracą zarobkową zajmuje się 16,57 mln osób. To ci, którzy tworzą dochód narodowy, a z ich pracy biorą się podatki i składki w ZUS i KRUS. Innymi słowy te 16,57 milionów osób musi nie dość, że utrzymać samych siebie i swoje dzieci, to jeszcze - z powodu kształtu systemu emerytalnego - utrzymuje emerytów.
I sytuacja wcale nie będzie szła ku lepszemu. GUS prognozuje, że w 2020 roku liczba osób uprawnionych do emerytury wzrośnie aż o 622 tysiące - do 8,6 mln. Dziesięć lat później, czyli w 2030 roku, w wieku poprodukcyjnym będzie już 9,8 mln osób, czyli o 1,1 mln więcej niż w 2020. Największy przyrost emerytów prognozowany jest na lata 40-te - w połowie wieku będzie około 12,4 mln emerytów.
Tymczasem rocznie rodzi się około 400 tysięcy dzieci. Jak widać, dzieci przybywa mniej niż nowych emerytów. Musiałoby się ich rodzić dwa razy więcej, żeby obciążenie systemu w przyszłości nie wzrosło. I to w niedalekiej przyszłości.
W 2020 roku na rynek pracy powinno wchodzić około 360 tys. osób - tyle rodziło się średnio w latach 2001-2002. Powtórzmy: o 622 tysiące przybędzie osób w wieku poprodukcyjnym. Innymi słowy z rynku pracy ubywać będzie około 260 tysięcy pracowników rocznie. Pod warunkiem, że dziury nie zalepi imigracja, to 8,6 mln emerytów już za dwa lata będzie musiało utrzymywać mniej niż 16 mln pracowników.
W 2030 roku osób starszych będzie 9,8 mln, a pracowników 14,5 mln. W 2050 roku liczba emerytów przekroczy według naszych szacunków liczbę pracujących!
500+ to za mało. Trzeba zatrudnić roboty?
Skoro Program 500+ nie pomógł i nie rodzi się dużo więcej ludzi, to co pomoże? Albo zmiana systemu, na np. nowozelandzki, gdzie państwo gwarantuje tylko minimum emerytalne dla wszystkich, którzy dożyją do określonego wieku albo grzebanie w parametrach obecnego systemu.
Możemy się spodziewać zmian wieku emerytalnego, zwiększania składek i obniżania wypłat, zachęcania do dłuższej pracy. Być może też tego, co niedawno robiła Angela Merkel, czyli sprowadzania imigrantów z krajów, gdzie dzietność jest na wysokim poziomie.
Jeśli nie na imigrantów, zwolennicy systemu mogą liczyć chyba tylko na to, że pracownicy jeszcze bardziej zakaszą rękawy. W latach 2010-2017 produktywność pracowników w Polsce wzrosła o 18,4 proc. - najszybciej w Europie po Rumunii i Bułgarii. Ale to wciąż za mało zważywszy na trendy demograficzne. Gdyby zamiast dwóch, jedna osoba miała pracować na emeryta, produktywność musiałaby wzrosnąć o 100 proc., żeby obecne warunki życia się nie pogorszyły.
Tylko zakrojona na szeroką skalę robotyzacja może w takiej sytuacji uratować system. W innym wypadku jeden pracownik nie da rady utrzymać siebie, jednego emeryta i jeszcze swoich dzieci. Jest jeszcze oczywiście nadzieja, że coś się w ludziach zmieni i będzie nas się rodzić dużo więcej.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl