Rządzący szykują się do kolejnego uderzenia w paliwową szarą strefę. Nowe przepisy mają wejść już za miesiąc. Branża alarmuje, że rząd wszystkich traktuje jak przestępców i to uczciwi przedsiębiorcy zapłacą za oszustów. Problem jest na tyle poważny, że w środę po południu Polska Izba Paliw Płynnych (PIPP) w dramatycznym liście zaapelowała do premier Beaty Szydło o wprowadzenie zmian w ustawie.
"Pakiet przewozowy będzie stanowić narzędzie do walki z nieuczciwymi podmiotami, które nielegalnie wprowadzają do obrotu paliwa płynne, skażony alkohol, susz tytoniowy czy wyłudzają zwrot niezapłaconych podatków. Monitoring transportu drogowego w 2017 r. ma przynieść 330 mln zł dodatkowych dochodów budżetu, zaś w 2018 r. - 1,067 mld zł" - poinformował resort finansów pod koniec stycznia.
Przedsiębiorcom nowe prawo bardzo się nie podoba. W liście skierowanym do premier Beaty Szydło, parlamentarzystów i ministra finansów, PIPP twierdzi, że niektóre zapisy nie tylko nie uszczelnią systemu podatkowego, ale wręcz otworzą nowe możliwości do nadużyć.
Izba alarmuje, że zmiany w przepisach doprowadzą do tego, że polski rynek paliw przejmą największe firmy (Orlen i Lotos). Pakiet przewozowy, który zawiera projekt ustawy o systemie monitorowania drogowego przewozu towarów, mimo wielu wątpliwości branży, trafił już do prac w sejmowej komisji. Według szacunków ma dać jeszcze w tym roku 330 mln zł dodatkowych dochodów z podatków. W przyszłym roku ma być to nawet miliard złotych.
Ustawa ma wejść w życie 1 marca. Zatem podobnie jak w przypadku opisywanej w WP money nowelizacji prawa energetycznego przedsiębiorcy dostaną bardzo mało czasu na dostosowanie się do nowych wymagań.
- Na razie nawet nie wiem, jak my to będziemy robić. Będę musiał rejestrować nawet do 60 transportów dziennie. Do tego wypisywania będę musiał kogoś zatrudnić. Wygląda na to, że nikt nie pomyślał znów o przedsiębiorcach, wrzucając nas do jednego wora z oszustami - mówi WP money Wiesław Deć, współwłaściciel firmy DEKAL autoryzowanego dystrybutora olejów PKN Orlen i Lotosu.
Zgodnie z projektem każdy transport paliw płynnych i olejów będzie musiał posiadać oddzielny numer referencyjny. Będzie można go uzyskać, wypełniając specjalny formularz na platformie usług skarbowo-celnych.
System, który powinien działać
Trzeba będzie podać: planowaną datę rozpoczęcia przewozu, pełne dane podmiotu wysyłającego i odbierającego włącznie z numerami NIP, dane adresowe miejsca załadunku towaru i szczegółowe dane dotyczące ilości towaru z jego pozycjami w katalogach urzędowych i podkategoriach produktowych.
- Problem w tym, że platforma usług skarbowo-celnych już działa, ale są z nią problemy. Zdarza się, że awarie trwają pół dnia - mówi Maksymilian Graś z Kancelarii Kijewski i Graś, reprezentujący też interesy Polskiej Izby Paliw Płynnych.
Z ewentualnych problemów informatycznych najwidoczniej zdaje sobie sprawę również ustawodawca. Jak zapisano w projekcie, w przypadku niedostępności rejestru przedsiębiorca powinien przesłać do właściwego organu Krajowej Administracji Skarbowej maila zastępującego zgłoszenie z tym samym zestawem danych.
Jednak transport ruszyć może w drogę dopiero kiedy firma uzyska mailowe potwierdzenie przesłania zgłoszenia do skarbówki. W ocenie Polskiej Izby Paliw Płynnych może to spowodować poważne opóźnienia w transporcie, a to oznaczać będzie realne straty finansowe. Jednak nawet zakładając, że nie będzie problemu z platformą przed przedsiębiorcami nie lada wyzwanie.
- Jeżeli ktoś ma kilkaset transportów dziennie, to wpisywanie tego wszystkiego z palca będzie absolutnie niemożliwe. Potrzebne jest rozwiązanie systemowe, a na to w ocenie specjalistów IT potrzeba kilku miesięcy. Szybciej nie da się dostosować programów używanych przez firmy z naszej branży - przekonuje Graś.
Mało czasu na dostosowanie
Tymczasem zgodnie z koncepcją rządu ten wymóg zacznie obowiązywać już od 1 marca. Co się stanie jeśli transport nie będzie zgłoszony i kierowca nie będzie miał ze sobą numeru referencyjnego? Ustawodawca uzasadnia, że tylko wysoka kara będzie odstraszała przed niestosowaniem się do przepisów.
W związku z tym przedsiębiorcom grozi grzywna do wysokości 46 proc. wartości netto przewożonego towaru, nie mniejsza jednak niż 20 tys. zł. - W przypadku cysterny będzie to 70 tys. zł. To bardzo dużo w sytuacji, kiedy ktoś nie ma numeru referencyjnego albo błędnie go zapisano, co może być efektem prostej pomyłki - przekonuje Graś.
Ministerstwo Finansów informuje, że przez pierwszy miesiąc przedsiębiorcy unikną konsekwencji. Ale od 1 kwietnia za brak zgłoszenia lub numeru kary będą naliczane.
- Kara jest wysoka, by niedopełnienie obowiązku rejestracji było nieopłacalne – informuje wiceminister finansów Marian Banaś.
Jak zaznacza Maksymilian Graś, należy przy tym pamiętać, że te pieniądze mają trafić do budżetu. W związku z tym funkcjonariusze mogą odczuwać silną presję na „wykręcanie dobrych wyników”. Kontrolować będą: służby celno-skarbowe, policja, straż graniczna i Inspekcja Transportu Drogowego. Jak pokazuje doświadczenie, drobne błędy prowadziły już do potężnych strat.
- Znam przypadek nałożenia grzywny w wysokości 2 mln zł z powodu błędu w zapisie numeru PESEL. Podobnej wysokości grzywny otrzymywali moi klienci za źle postawione pieczątki czy pomyłki w dacie - dodaje prawnik.
Karani mają być zresztą nie tylko właściciele ładunków, ale i kierowcy. Nie posiadający numeru referencyjnego dostaną mandat w wysokości 5-7,5 tys. zł. W sytuacji, kiedy wiele takich transportów realizowanych jest pod presją czasu, bardzo łatwo o błąd. Pracodawca może też naciskać na kierowcę, by pojechał bez stosownego dokumentu.
- Kierowcy w związku z tym zażądają podwyżek albo się pozwalniają. Jako właściciel firmy boję się tych kar. Jak ktoś jest niewinny, to go podwójnie boli. Oszust wlicza to w koszty, a ja mogę się przecież zwyczajnie pomylić - mówi Wiesław Deć.
Według zapisu projektu firma musi zgłaszać każdy transport paliw powyżej 500 litrów. Jednak w przypadku olejów silnikowych taki obowiązek występuje przy pojemnikach powyżej 11 litrów. Najczęściej w tej branży przewozi się zbiorniki na 20 i 30 litrów.
- To groteskowe, że każdy z nich ma podlegać rejestracji. Moi handlowcy dziennie zbierają zamówienia od 20 odbiorców po około 20 litrów. Potem te 20 baniek ląduje na samochodzie dostawczym i jest rozwożonych. Według nowych przepisów ten transport będzie musiał być opatrzony 20 numerami referencyjnymi. Zabraknie jednego i zapłacę 20 tys. zł - irytuje się Deć.
Przedsiębiorca nie jest w stanie zrozumieć dlaczego obowiązek dotyczy też tak małych opakowań olejów smarowych - Przecież nikt przy zdrowych zmysłach nie będzie w tych małych baniaczkach przewoził paliw z nielegalnych źródeł. To bez sensu - mówi.
Współwłaściciel firmy paliwowej nie rozumie też, jak miałby oszukać państwo, jadąc cysterną do Orlenu i rozwożąc potem paliwo do odbiorców. - Przecież taniej go nie sprzedam. Nie wyleję też do rowu - dodaje.
Duzi będą mogli więcej
W ocenie PIPP w projekcie ustawy jest coś jeszcze, co może budzić niepokój przedsiębiorców. Definicja podmiotu wysyłającego w obecnym kształcie ustawy zapewnia dużym koncernom wgląd w to, co dzieje się potem z zakupionym paliwem.
- Taki duży producent przez numer referencyjny będzie miał dostęp do danych, które powinny być chronione. Według projektu jako wysyłający transport, nawet kiedy przestaje być już właścicielem tego paliwa, nadal będzie wiedział, co się potem z nimi dzieje. Przez to może wyjść z atrakcyjniejszą ofertą do ostatecznego odbiorcy - przekonuje Graś.
Izba i przedsiębiorcy przekonują, że nie są przeciwnikami walki z szarą strefą. Chcieliby tylko bardziej przyjaznych przepisów i więcej czasu na dostosowanie się do nich. Ponadto, na co zwraca uwagę Maksymilian Graś, by projekt był skuteczny, ustawodawca powinien raz jeszcze rozważyć niektóre paragrafy.
- Wyłączenie spod tych przepisów transportów wewnątrz magazynami tej samej firmy może sprawić, że system nie będzie szczelny. Kolejnym wyłączeniem jest transport, którego odbiorcą będzie osoba prywatna. To przecież może zachęcić do podstawiania tzw. słupów i nierejestrowanego przewozu nielegalnego paliwa - wylicza prawnik.
Dla współwłaściciela firmy DEKAL zaskakująca jest też niekonsekwencja URE, które do 2015 roku wydawało koncesje na tzw. czysty obrót paliwami. Taka firma nawet musiała posiadać żadnej infrastruktury, by handlować.
- To mógł być ktokolwiek i dlatego w to miejsce często podstawiano fikcyjnych przedsiębiorców, np. zagranicznych studentów, a zyski z nielegalnej sprzedaży trafiały do oszustów. To wzmocniło szarą strefę. Teraz wajcha idzie w drugą stronę i urzędnicy będą kontrolować firmy dosłownie na każdym kroku - uważa Deć.