Polscy przewoźnicy mogą nie udźwignąć wymiaru kar związanych z monitorowaniem transportu. Nowe prawo dopiero co zaczęło obowiązywać, a już w 30 tys. przypadków pojawiły się błędy. Za każde uchybienie firmy mogą zapłacić od 5 do 15 tys. zł. Budżet może zyskać 450 mln zł, ale co z przedsiębiorcami?
Nowe przepisy z pakietu przewozowego, które obowiązują od początku maja, miały uszczelnić system podatkowy i przeciwdziałać wyłudzeniom VAT w obrocie paliwami. Trudno jednak nie odnieść wrażenia, że nakładanie uciążliwych obowiązków z tym związanych może służyć pompowaniu pieniędzy do budżetu.
Tym bardziej, że - jak się ostatnio okazało - MF nie chce ścigać papierowych spółek wyłudzających VAT (nawet jeśli mają majątek) i nie widzi powodu, aby robiła to prokuratura.Urzędnicy w ministerstwie doszli po prostu do wniosku, że nie warto tracić energii na słupy, które służą wyłudzaniu VAT, bo pieniędzy od nich budżet i tak nie zobaczy.
Inaczej jest jednak z monitorowaniem transportu. Tu nie trzeba wiele zachodu. Wystarczy tylko przejrzeć wszystkie zgłoszenia i karać za błędy. Można sobie darować kontrolę w terenie, długotrwałe dochodzenia i patrolowanie dróg. Szybko i tanio można zdobyć dla budżetu setki milionów zł. Pytanie tylko, czy urzędnicy sięgną po te pieniądze?
Gra w numerki
Zgodnie z obowiązującym od 18 kwietnia 2017 r. pakietem przewozowym, każdy transport wrażliwych towarów - jak paliwa płynne i oleje - wymaga cyfrowej rejestracji. W tym celu sprzedający i wysyłający paliwo musi to każdorazowo zgłosić na Platformie Usług Elektronicznych Służby Celnej (PUESC).
Musi to zrobić zanim ruszy ciężarówka, bo uzyskany podczas rejestracji numer referencyjny ma obowiązek przekazać przewoźnikowi. Ten też musi zalogować się do PUESC i dopisać swoje dane do odpowiedniego zgłoszenia.
W proces jest też zaangażowany kierowca, który w drogę musi zabrać ten sam numer zgłoszenia. Na końcu tego łańcuszka jest jeszcze odbierający paliwo, który w tym samym systemie musi potwierdzić zakończenie przewozu.
Problem jednak w tym, że jak dowiedzieliśmy się nieoficjalnie, nawet w 30 tys. takich zgłoszeń brakuje informacji, które ma obowiązek dopisać przewoźnik. Oznaczać to może bardzo bolesne konsekwencje.
- Zgodnie z ustawą w przypadku, gdy przewoźnik nie uzupełni zgłoszenia, grozi mu kara w wysokości 5 tys. zł. Dodatkowo może tu znaleźć zastosowanie przepis o karze za brak aktualizacji zgłoszenia, a to już 10 tys. zł - mówi money.pl mecenas Maksymilian Graś z Kancelarii Kijewski i Graś, reprezentujący też interesy Polskiej Izby Paliw Płynnych.
W jego ocenie kary te mogą się łączyć. Będzie to możliwe, kiedy wpisane dane będą niepełne. Np. zamiast pięciu wymaganych danych przedsiębiorca wpisze tylko trzy. Kosztować to będzie 5 tys. zł, bo zgłoszenie będzie niepełne. A jeśli w tych trzech podanych informacjach znajdzie się choć jedna, która nie będzie zaktualizowana (np. transportem zajmie się inna ciężarówka niż wcześniej planowano), wtedy taka firma dostanie kolejne 10 tys. zł kary (w sumie 15 tys. zł). Wszystko za jeden transport.
Telefon z ministerstwa
Jeżeli rzeczywiście dotyczy to już teraz 30 tys. zgłoszeń, oznaczać może setki milionów, a maksymalnie nawet 450 mln zł strat dla przewoźników. O skalę tego problemu pytaliśmy w Ministerstwie Finansów. Jak udało nam się dowiedzieć, do 11 czerwca 2017 r. odnotowano ok. 440 tys. zgłoszeń przewozu towarów i przeprowadzono ponad 40 tys. czynności kontrolnych.
Niestety nie dostaliśmy konkretnej odpowiedzi na pytanie o liczbę zgłoszeń z błędami. MF wyjaśnia tylko, że "w związku z krótkim okresem funkcjonowania systemu (maj był pierwszym pełnym miesiącem), trwają obecnie analizy dokonywanych zgłoszeń, dlatego brak jest jednoznacznych wniosków odnośnie ewentualnego nie wykonywania obowiązków wynikających z ustawy i ich ewentualnych przyczyn".
Warto do tego dodać, że według danych resortu do tej pory wystawiono ok. 50 mandatów związanych z nowymi wymogami. Tu jednak również MF nie chce być konkretne i sum nie podaje. W Zrzeszeniu Międzynarodowych Przewoźników Drogowych w Polsce udało nam się z kolei potwierdzić, że problem rzeczywiście istnieje.
- Dostaliśmy telefon z Ministerstwa Finansów. Jasno zasygnalizowano nam, że musimy uczulać przewoźników na problem wpisów do systemu monitorującego przewozy. Przekaz był jasny: bardzo duża liczba przewoźników po prostu tego nie robi - mówi money.pl Piotr Mikiel, zastępca dyrektora departamentu transportu w ZMPD.
Mikiel nie jest w stanie odpowiedzieć na pytanie, dlaczego tak się dzieje. Czy odpowiada za to wadliwy system informatyczny, czy też niewiedza przewoźników. W tę ostatnią trudno jednak mu uwierzyć, bo ZMPD jak i inne organizacje w tym Polska Izba Paliw Płynnych, organizowały szkolenia w tej sprawie.
- Tych szkoleń było wiele i wielokrotnie też pouczaliśmy naszych członków o tym, jak bolesne mogą być konsekwencje niestosowania się do nowych obowiązków. Rzecz jednak w tym, że w Polsce funkcjonuje też wielu przewoźników niezrzeszonych. Dysponujących jednym czy dwoma samochodami. Im tej wiedzy może brakować - dodaje Mikiel.
Z tą oceną zgadza się Maksymilian Graś z PIPP. Jego zdaniem największy problem mogą mieć teraz mali gracze na tym rynku. - Niektórzy są po prostu zbyt mali, żeby się orientować we wszystkich zmianach, a ciągle mamy przecież ich tak dużo - dodaje prawnik.
Przewoźnik łatwym celem?
Dlatego też branża od początku prac nad pakietem przewozowym, wprowadzającym w życie obowiązek monitorowania przewozu paliw i olejów, wnosiła o inne skonstruowanie biurokratycznych obowiązków z tym związanych.
- Wszystko powinni rejestrować nadawcy i odbiorcy towaru. Nie ma przeszkód, by zminimalizować te obowiązki pojawiające się po drodze. Przecież sprzedający paliwo, czyli nadawca, ma wszystkie dane przewoźnika - przekonuje Mikiel.
Przedstawiciel ZMPD nie che jednak dywagować, dlaczego tak tego nie zorganizowano. Jak jednak zauważa, nie jest to jedyny przypadek, w którym wsadza się przewoźników na przysłowiową minę.
- Jeżeli firma przewozi inny towar niż jest wpisany w liście przewozowym, też ponosi za to odpowiedzialność. Tymczasem jak kierowca ma sprawdzić, czy w cysternie rzeczywiście jest płyn do spryskiwaczy, czy inny alkohol. Przecież on nie jest chemikiem. Dlaczego ma nie ufać dokumentom. Niech odpowiedzialność spoczywa na wysyłającym i sprzedającym towar - dodaje Mikiel.
Ze względu na te właśnie wcześniejsze już doświadczenia branży z walką służb skarbowych z wyłudzającymi VAT, ZMPD tak mocno uczulało swoich członków na konieczność dopilnowania wszystkich formalności związanych z nowym obowiązkiem.
Ustawa jak ser szwajcarski
Maksymilian Graś zwraca uwagę na coś jeszcze. - Ustawa ma tak wiele luk, że w przyszłości będzie można pewnie wyłożyć się na rzeczach, których teraz jeszcze nie widzimy. Dlatego apelujemy do przewoźników i wszystkich związanych z tymi transportami, żeby nie wykładali się na tym, o czym już wiemy.
Prawnik przypomina też, że ustawa jest tak skonstruowana, że ukaranie jednego z uczestników transportu nie oznacza, że pozostałych już nic złego nie spotka. - Te kary mogą się rozlewać dalej. Kiedy wysyłający towar nie zgłosi do rejestru zostanie ukarany do 46 proc. wartości towaru, ale nie mniej niż 20 tys. zł. W przypadku cysterny to może być nawet 70 tys. zł. Potem karanie idzie dalej - wylicza Graś.
Rzeczywiście tak jest. Przewoźnik, który bez numeru wyruszy w drogę zapłaci 20 tys. zł. Karę dostanie, bo powinien odmówić. Dokładnie tak samo powinien na brak numeru referencyjnego zareagować kierowca. Jeżeli tak nie zrobi, też zapłaci karę od 5 do 7,5 tys. zł.
- Zainteresowanie szkoleniami było duże. Jednak wielu przedsiębiorców przebudzi się dopiero, kiedy zacznie się karanie - konkluduje Mikiel z ZMPD.