Liczba polskich dzieci zaszczepionych przeciwko odrze po raz pierwszy w historii spadła poniżej bezpiecznego poziomu, a do Sejmu wpływa projekt obywatelski zakładający likwidację obowiązku szczepień, który posłowie z miejsca kierują do dalszych prac w komisjach.
- Wszyscy jesteśmy zwolennikami szczepień. Dopuszczenie do prac w komisji projektu obywatelskiego jest wynikiem zapowiedzi PiS, że będziemy rozpatrywać każdy projekt oddolny. Nie oznacza to jednak, że popieramy inicjatywę zniesienia obowiązkowości – tłumaczy poseł Krzysztof Szulkowski z PiS, członek Komisji Zdrowia.
Zobacz także: Za darmo szczepić się nie chcemy. Ale 250 mln zł rocznie wydajemy na szczepienia dodatkowe
W efekcie jednak w czwartek komisja musiała zaopiniować kontrowersyjną propozycję. W piątek będzie ona głosowana w Sejmie. W Polsce natomiast wybucha gorąca dyskusja na temat szczepionek i rośnie niepokój związany z potwierdzonymi ogniskami odry i przypadkiem śmieci niezaszczepionego dziecka na sepsę.
Rodzice w obawie o bezpieczeństwo swoich pociech, bez powodzenia, szukają informacji w żłobkach i przedszkolach, czy wszystkie dzieci są zaszczepione. Tym bardziej, ze w myśl prawa oświatowego, samorządy nie mogą wymagać, aby rodzice zapisujący dzieci do państwowego żłobka czy przedszkola przedstawiali dowód szczepień. Nie mogą odmówić im również miejsca w placówce, jeśli ich nie było.
Stąd w kontrze do projektu znoszącego obowiązek pojawiają się inicjatywy proponujące zaostrzenie prawa i uzależnienie od szczepień szeroko pojętego socjalu i pomocy państwa.
Zobacz również: Nawet 50 tys. zł kary za brak szczepień. Liczba zaszczepionych dzieci alarmująco spada
- Powinny być podjęte jak najszybsze kroki, dosyć dokuczliwe, aby miały walor mobilizujący. Tak, aby zatrzymać ten niebezpieczny ciąg zdarzeń, który przetacza się przez Europę i świat – przekonuje poseł i lekarz Marek Ruciński, wiceprzewodniczący Komisji Zdrowia z ramienia Nowoczesnej.
Żłobki i przedszkola tylko dla zaszczepionych
Coraz większą popularność zyskuje kampania "Szczepimy, bo myślimy”. Jej autorzy zbierają podpisy pod projektem ustawy, która do kryteriów przyjmowania do państwowych żłobków i przedszkoli włączyłaby szczepienie dziecka. Jedynym wyjątkiem od tej reguły byłyby dzieci, które nie mogą zostać zaszczepione z powodu przeciwwskazań zdrowotnych.
Taki mechanizm od marca tego roku funkcjonuje choćby we Włoszech, gdzie obowiązek szczepień rozszerzono do 12 szczepionek. Dzieci, których nie można szczepić z powodu stanu ich zdrowia, są zapisywane do klas, w których są wyłącznie zaszczepieni uczniowie. Ograniczenia dostępu do szkół i przedszkoli dzieciom z pustą kartą szczepień stosują również Niemcy, Czechy, Francja, Kanada i USA, a ich wprowadzenie rozważa również Rumunia.
Polski pomysł zmobilizowania rodziców do szczepień poparła już Naczelna Izba Lekarska, Porozumienie Rezydentów oraz dolnośląski okręg Porozumienia Zielonogórskiego. Inicjatywa wydaje się mieć również poparcie części posłów z różnych środowisk.
- Być może gdyby liczba uchylających się od obowiązkowych szczepień niebezpiecznie rosła, należałoby rozważyć zaostrzenie prawa – ostrożnie stwierdza poseł Szulkowski z PiS.
Bardziej jednoznacznie wypowiada się Nowoczesna. - Pomysł "Szczepimy, bo myślimy" jest ze wszech miar wspaniały, zwłaszcza w dobie aktywnych działań ruchów antyszczepionkowych, a w szczególności w obliczu rosnącego zagrożenia epidemią oraz powrotu chorób, które - wydawałoby się - już nam nie grożą – przekonuje wiceprzewodniczący Komisji Zdrowia Marek Ruciński. - Działania muszą być szybkie i konkretne – podkreśla.
Jak przypomina, inicjatywa "Sczepimy, bo myślimy" uzyskała pozytywne opinie wszystkich Izb Lekarskich i na terenie całej Polski działają w nich punkty, w których można podpisać się pod tym projektem. Aby zajął się nim Sejm, jej autorzy mają 3 miesiące na zebranie 100 tys. podpisów.
Nie szczepisz, nie płacimy
- Czy uzależnianie przyjęcia do państwowych żłobków i przedszkoli od obowiązku szczepień wystarczy? – pyta poseł Ruciński. Podobnie wątpliwości ma coraz więcej Polaków. Opozycja już chce, aby dodatkowo uzależnić wypłaty świadczeń socjalnych od szczepień.
- Należy zastanowić się, czy nie uzależnić od realizacji szczepień również wypłat 500+. – zaznacza wiceprzewodniczący Komisji Zdrowia. - Takie działanie podjęły już inne państwa. Finlandia, gdzie funkcjonuje podobny program do 500+, również debatowała nad wdrożeniem takiego obostrzenia. W Australii już działa program ”Nie kłujesz, nie płacimy" – wylicza poseł Nowoczesnej.
Zobacz również: Kilkadziesiąt milionów zł rocznie na szczepienie imigrantów. Epidemia będzie kosztować znacznie więcej
Rzeczywiście australijskie władze aktywnie walczą z ruchami antyszczepionkowymi. Od 2017 roku rodzice, którzy nie zgadzają się na szczepienia z przyczyn pozamedycznych tracą prawa do świadczeń wypłacanych na dzieci.
Również poseł PiS nie odrzuca takiego rozwiązania. - Część krajów zachodnich faktycznie łączy obowiązek szczepień z programy społecznymi. Rozważyłbym takie rozwiązania w momencie, gdyby tendencja odmów szczepień niebezpiecznie wrosła. Na razie to jedynie rozwiązania teoretyczne, bo takiego zagrożenia nie ma – mówi nam poseł Krzysztof Szulkowski.
Konieczna edukacja i szybkie działanie
Choć argumenty antyszczepionkowców, że na Zachodzie odchodzi się od obowiązku szczepień, są naciągane, rzeczywiście znajdą się państwa, gdzie panuje w tej kwestii dowolność. Mekką przeciwnych sczepieniom obowiązkowym była Finlandia, ale tam wskaźniki szczepień należą do najwyższych w Europie.
Podobnie w Belgii, Wielkiej Brytanii i w Nowej Zelandii nie ma takiego nakazu. Jednak obok dobrowolności jest tam prowadzona poważna akcja podnosząca świadomość społeczną uchylania się od szczepień.
Jak wskazuje Polski Zakład Higieny, we wspomnianej Nowej Zelandii podniesienie świadomości szczepień wskazano jako jeden z głównych celów zdrowotnych i przeprowadzono szeroką kampanię. Po 2 latach działań stan zaszczepienia poprawił się do 94 proc.
W Polsce tzw. wyszczepialność jest na poziomie 95 proc., ale eksperci przekonują, że ten wynik to efekt właśnie wprowadzenia obowiązku. Jednocześnie alarmują, że procent ten spada, dla odry już spadł z 98 do 94 proc.
- Działania trzeba podjąć szybko. Rozwiązania podstawowe, jak choćby żłobek, przedszkole, czy wypłaty 500+, powinny być poddane pod dyskusję – podsumowuje wiceprzewodniczący Komisji Zdrowia Marek Ruciński - Czy odbierać świadczenie, czy może jednak przy pierwszym ostrzeżeniu jedynie je ograniczać np. o połowę to już kwestia techniczna, ale także wymaga debaty .
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez * *dziejesie.wp.pl