Jakby stresu związanego z opóźnionym lotem i przedłużającym się pobytem było mało, polscy turyści zaczynają się obawiać utraty pracy. Niektórzy z nich urlopy mieli tylko do niedzieli. "Jeśli w poniedziałek rano nie stawisz się w pracy, zostaniesz zwolniony" - takie wiadomości otrzymało kilkoro z nich.
Zgodnie z Kodeksem pracy, pracodawca ma obowiązek usprawiedliwić nieobecność pracownika w przypadku choroby jego lub wymagającego opieki członka rodziny, sprawowania opieki nad dzieckiem, konieczności stawiennictwa przed organami państwowymi (sąd, policja, prokuratura etc.) czy odpoczynku po nocnej podróży służbowej.
Paraliżu komunikacyjnego jako przyczyny usprawiedliwionej nieobecności w pracy nie ma. To jednak nie oznacza, że pracodawca może w takim przypadku dyscyplinarnie zwolnić.
Sprawa dla sądu
- Oprócz kodeksu, mamy też orzecznictwo sądów, zasady logiki i współżycia międzyludzkiego - mówi adwokat Anna Dzido-Kulik z kancelarii Bartosiak i Wspólnicy, specjalizującej się w sprawach z zakresu prawa pracy. - Zgodnie z art. 52 Kodeksu Pracy, pracodawca może zwolnić pracownika dyscyplinarnie tylko w przypadku ciężkiego naruszenia obowiązków.
To, czy pracodawca uzna nieobecność w pracy za ciężkie naruszenie obowiązków, zależy w dużej mierze od jego interpretacji całej sprawy. Od rozwiązania umowy pracy można się jednak odwołać.
- Sąd na pewno weźmie pod uwagę to, czy i w jakim stopniu pracownik zawinił - tłumaczy mec. Anna Dzido-Kulik. - Jeśli pracownik utknął na lotnisku, bo odwołano jego lot, to trudno mówić o jego odpowiedzialności. A jest na tyle daleko od miejsca pracy, że przybycie na czas byłoby niemożliwe.
Na zaskarżenie decyzji pracodawcy pracownik ma 14 dni. Może się domagać przywrócenia do pracy na tym samym stanowisku, lub odszkodowania.
- Pracownik zwolniony bezprawnie może też żądać wynagrodzenia za miesiące, w których pozostawał bez pracy - tłumaczy Anna Dzido-Kulik. - Na otrzymanie takich pieniędzy może liczyć dopiero po zakończeniu sprawy sądowej. W warszawskich sądach takie procesy trwają zazwyczaj około roku. Nie ciągną się bardzo długo, bo nie ma w nich potrzeby przesłuchiwania dużej ilości świadków czy zbierania materiału dowodowego. Spory dotyczą interpretacji przepisów.
Na śmieciówkach jest trudniej
W trudniejszej sytuacji są pracownicy zatrudniani na umowach cywilnoprawnych, czyli umowie o dzieło czy zlecenia.
- W takich wypadkach kodeks pracy nie obowiązuje - mówi Anna Dzido Kulik. - Roszczeń można dochodzić wyłącznie na drodze procesu cywilnego.
To jednak nie oznacza, że pracownicy na "śmieciówkach" są na całkiem straconej pozycji. Umowy cywilnoprawne powinny zawierać warunki dotyczące ich zrywania czy unieważniania. Jeśli pracownik uzna, że przesłanek do zerwania umowy nie było (bo np. do opóźnienia czy nie wykonania w terminie jakiegoś zadania doszło z przyczyn od niego niezależnych), może wytoczyć pracodawcy proces cywilny.
- Taki proces znów będzie dotyczył interpretacji przepisów i tego, czy przesłanki do rozwiązania umowy zaistniały, czy nie - komentuje Anna Dzido-Kulik.
Pracownik zatrudniony na podstawie umowy cywilnoprawnej ma jeszcze jedną możliwość dochodzenia swoich praw. Jeśli wykonuje obowiązki pracownika, czyli ma jasno określone godziny, w których musi stawić się w zakładzie pracy, narzucone konkretne standardy czy reguły wykonywanych zadań, może wytoczyć pracodawcy proces o ustalenie stosunku pracy.
Jeśli sąd przyzna mu rację, może domagać się przywrócenia na stanowisko (z umową o pracę) lub odszkodowania.
Grożenie dyscyplinarką
Już samo grożenie zwolnieniem w sytuacji, na którą pracownik nie ma wpływu, może być uznane za bezprawne.
Zgodnie z kodeksem pracy "działania lub zachowania dotyczące pracownika lub skierowane przeciwko pracownikowi, polegające na uporczywym i długotrwałym nękaniu lub zastraszaniu pracownika" podpadają pod definicję mobbingu.
- Żeby mówić o mobbingu, przypadki nieuzasadnionego grożenia dyscyplinarką musiałyby zdarzać się częściej, ale jeśli takie wiadomości czy groźby pojawiają się regularnie, to można wytoczyć pracodawcy proces - mówi Anna Dzido-Kulik. - W takiej sytuacji to nie pokrzywdzony określa, czego się domaga, tylko sąd decyduje o tym, jak pracodawca ma naprawić wyrządzoną szkodę. Może to być przywrócenie do pracy, jeśli na skutek takich działań ktoś został zwolniony, odszkodowanie czy zadośćuczynienie.
Pracodawca też człowiek
Opóźniony lot i konieczność koczowania na lotnisku to nie tylko stres dla pracownika, ale często i realna strata dla pracodawcy.
Jeśli firma jest w stanie oszacować stratę, na którą naraziło ją odwołanie lotu pracownika, może zażądać odszkodowania od linii lotniczych czy biura turystycznego.
- Tutaj też sprawa toczy się na gruncie prawa cywilnego. Jeśli firma uzna, że pracownik tego dnia miał się spotkać z klientem, a przez jego nieobecność klient zrezygnował z zawarcia kontraktu, to będzie trudne do udowodnienia - ocenia Anna Dzido-Kulik. - Ale jeśli firma jest w stanie w konkretny sposób wycenić godziny pracy swojego pracownika, to jak najbardziej może liczyć na odszkodowanie.
Turyści, którzy utknęli w Bułgarii, mieli wrócić do Polski w sobotę rano, wrócą - w poniedziałek w nocy.
* Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl *