Szef ZNP przyznał, że Związek ciepło odnosi się do protestu. Dodał jednocześnie, że "nie rekomenduje takiej formy działań".
- Nie dysponujemy informacjami na temat liczby nauczycieli, którzy nie stawili się w poniedziałek do pracy, ani listą placówek, w których mogą wystąpić braki kadrowe – powiedział w rozmowie z money.pl
We wtorek zbiera się Zarząd Główny Związku, który podejmie decyzję o formie protestu. Prezes nie chciał zdradzić, jak może wyglądać nauczycielski protest. Informacje na ten temat poda na jutrzejszej konferencji prasowej.
Zapytany, czy taka forma protestu – masowe zwolnienia lekarskie, w wyniku których część rodziców nie będzie mogła zostawić dzieci w placówkach szkolnych i przedszkolnych, nie stanowi balansowania na granicy prawa, odpowiedział, że przecież to nie nauczyciele sami wystawiają sobie zwolnienia. Skoro więc lekarze uznają, że się one należą, to trudno mówić, że działania nauczycieli są niezgodne z prawem.
Czytaj więcej: Protest nauczycieli się rozszerza. Od 17 do 21 grudnia nieczynne będą też przedszkola
"W dniach 17.12–21.12 bierzemy zbiorowe L4. Żądamy 1000 zł podwyżki od 1.02.2019 r. Jeżeli rząd nas nie wysłucha, akcję powtarzamy po Nowym Roku. Mamy dość niskich zarobków i coraz trudniejszych warunków pracy. Nie czekajmy na związki zawodowe, bo efekty ich pracy są marne i niewidoczne. Zjednoczmy się na dole!" – napisali nauczyciele kilka dni temu w specjalnym oświadczeniu.
Informacje o liczbie nauczycieli, którzy nie pojawili się w pracy, dopiero spływają do kuratoriów.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl