Trwa ładowanie...
Notowania
Przejdź na

Sześciolatki nie pójdą do szkoły, a samorządy stracą na tym 1,6 mld zł

0
Podziel się:

Wycofanie obowiązku posyłania sześciolatków do szkół związane jest nie tylko z bezpośrednimi kosztami dla samorządów, ale też i może być niezwykle kosztowne dla systemu ubezpieczeń społecznych w Polsce.

Sześciolatki nie pójdą do szkoły, a samorządy stracą na tym 1,6 mld zł
(Lech Gawuc/REPORTER)

Rząd na wtorkowym posiedzeniu zajął się planowanymi zmianami w systemie edukacji. Minister Anna Zalewska zaprezentowała członkom rządu szczegóły dotyczące cofnięcia reformy obniżającej wiek szkolny. Wycofanie obowiązku posyłania sześciolatków do szkół związane jest nie tylko z bezpośrednimi kosztami dla samorządów, ale także może być niezwykle kosztowne dla systemu ubezpieczeń społecznych w Polsce.

Od kiedy w kampanii wyborczej PiS pojawiły się zapowiedzi cofnięcia zmian w podejściu do edukacji najmłodszych Polaków, samorządy i związki zawodowe pracowników szkolnictwa zaczęły protestować. Prezes Związku Nauczycielstwa Polskiego Sławomir Broniarz w rozmowie z money.pl wyjaśnia, że organizacja nie prowadzi własnych analiz kosztowych planowanych reform. - Posiłkując się jednak informacjami od samorządów na ten temat mogę powiedzieć, że koszty z tytułu tej reformy będą na poziomie 1,5 - 1,6 mld w skali całego kraju. Tyle po prostu zabraknie w gminnych kasach.

W ocenie byłej minister edukacji rządu PO Joanny Kluzik-Rostkowskiej nie tylko ewentualna likwidacja gimnazjów jest zagrożeniem dla etatów nauczycielskich. Wycofanie sześciolatków ze szkół podstawowych będzie w jej ocenie oznaczało chaos i pusty rok w systemie edukacji.

Jak przekonuje, nauczyciele wczesnoszkolni, którzy w czerwcu skończą pracę z trzecią klasą, we wrześniu nie będą mieli co robić i mogą zostać bez pracy na kolejne trzy lata. Przyjmując, że wszystkich nauczycieli wczesnoszkolnych mamy w Polsce około 150 tysięcy, może to oznaczać utratę pracy nawet dla około 20 tys. z nich.

- To koszt społeczny, ale też realny dla samorządu. Nauczycielom, którzy tracą pracę, przysługują półroczne odprawy. Co więcej, te same problemy dotkną nauczycieli wyższych klas - przekonywała tuż po wyborach na łamach money.pl Joanna Kluzik-Rostkowska. Innym problemem jest fakt, że przez zabranie sześciolatków ze szkół ucierpią także przedszkolaki.

Z ostrożnych szacunków ZNP wynika, że braknie 360 tysięcy miejsc przedszkolnych dla trzylatków. - To ma kolejny ekonomiczny wymiar, który trudno oszacować. Dla młodych matek czy ojców może to oznaczać konieczność rezygnacji z pracy, bo trzeba będzie zostać w domu z dzieckiem - wyjaśnia Broniarz.

To nie koniec problemów. Zgodnie z wprowadzonym przez rządy PO rozporządzeniem, od 2017 r. każdy trzylatek będzie miał prawo do opieki przedszkolnej. Oznaczać to może konieczność wybudowania nowych przedszkoli przez samorządy.

Z zupełnie innej strony na reformę edukacji patrzy prof. Stanisław Gomułka, ekspert Business Centre Club. Ekonomista zwraca uwagę, że przesunięcie momentu rozpoczęcia edukacji z 7 do 6 lat oznacza wydłużenie efektywnego okresu pracy w przypadku wchodzących w przyszłości na rynek pracy roczników, które objęła ta reforma. Jak dodaje, wcześniejsze wejście na rynek pracy to w praktyce to samo, co podwyższenie wieku emerytalnego o rok.

- Wszystkie składki na ubezpieczenie społeczne to 12,5 proc. PKB Polski, a przy założeniu, że mamy czterdzieści roczników płacących te składki, każdy z nich płaci ok. 5-6 mld zł składek. Jeśli wskutek reformy wypadnie jeden rocznik, to na konta ZUS wpłynie o tyle mniej środków - tłumaczy ekonomista.

Na dzisiejszym posiedzeniu rząd nie zajął się likwidacją gimnazjów. Jeszcze przed wyborami pełniący funkcję szefa Rady Programowej PiS prof. Gliński zapowiedział, że nowa reforma oświatowa w pełnym wymiarze może wejść w życie już od 1 września 2016 r. Ostatnio jednak PiS nieco zwolniło tempa i już tak zdecydowanie nie mówi o likwidacji gimnazjów od początku nowego roku szkolnego.

Wicemarszałek Senatu z PiS Stanisław Karczewski zadeklarował nawet, że jego ugrupowanie jest gotowe na referendum w tej sprawie. Warunkiem ma być jednak co najmniej milion podpisów przeciwników tej reformy. Może więc los gimnazjów nie jest jeszcze przesądzony. Powodem mniejszej determinacji rządzących w tej akurat oświatowej zmianie może być ostry sprzeciw nauczycielskich związków.

W odpowiedzi na referendalną deklarację rządzących 250 tys. podpisów za zachowaniem gimnazjów w systemie edukacji zebrał ZNP w ramach kampanii ,,Razem dla gimnazjów". Do związku wpłynęło też ponad 200 tys. podpisów zebranych w tej sprawie przez uczniów.

By spór ze związkami wyciszyć już pod koniec minionego roku MEN zapowiedziało debatę społeczną na ten temat. Ma ona potrwać od lutego do czerwca. Zatem dopiero przed wakacjami możemy poznać plany MEN związane z gimnazjami.

Zobacz także: Zobacz także: Własny biznes lub wyjazd za granicę. Uczniowie szkół średnich z optymizmem patrzą w przyszłość
wiadomości
gospodarka
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl
KOMENTARZE
(0)