"Konsekwencje prób wydobycia Wielkiej Brytanii z UE będą bardzo szkodliwe i bolesne. Chcę uchronić przed tym Szkocję" - oświadczyła Sturgeon.
Zgodnie z brytyjskim prawodawstwem nie jest wykluczone, że Szkocja, Walia i Irlandia Północna, czyli trzy regiony, które odzyskały od Londynu część uprawnień, będą musiały zaaprobować decyzję brytyjskiego parlamentu o wystąpieniu Zjednoczonego Królestwa z Unii Europejskiej.
Zapytana, czy zwróci się do parlamentu Szkocji o zablokowanie procedury Brexitu, Sturgeon odparła: "oczywiście". "Jeśli szkocki parlament miałby podejmować decyzję kierując się tym, co jest dobre dla Szkocji, to wtedy oczywiście na stole jest opcja, że nie zagłosujemy za czymś, co jest sprzeczne ze szkockimi interesami" - powiedziała.
Jej rzecznik sprecyzował po wywiadzie, że między prawnikami toczy się dyskusja, czy rzeczywiście brak zgody szkockiego parlamentu może zablokować decyzję o Brexicie podjętą przez parlament w Londynie.
Sturgeon powtórzyła, że szkocki rząd będzie poszukiwał sposobu bezpośrednich negocjacji z Unią Europejską, by zrealizować cel, jakim jest pozostanie Szkocji w UE.
Wyraziła też pogląd, że Szkocja zechce wrócić do tematu niepodległości. "Kontekst i otoczenie radykalnie się zmieniły. Zjednoczone Królestwo, w którym Szkocja w 2014 roku zgodziła się pozostać, już nie istnieje" - powiedziała.
W 2014 roku Szkoci większością 55 proc. odrzucili odłączenie się od Zjednoczonego Królestwa i ogłoszenie niepodległości. Ale sondaż przeprowadzony dla londyńskiego "Sunday Timesa" wskazuje, że po referendum w sprawie Brexitu niepodległość Szkocji popiera 52 proc. ankietowanych. W badaniu opinii publicznej dla szkockiej gazety "Sunday Post" zwolenników separacji jest jeszcze więcej - 59 proc.
W czwartkowym referendum w Wielkiej Brytanii 51,9 proc. wyborców opowiedziało się za Brexitem, a 48,1 proc. za pozostaniem we Wspólnocie, ale aż 62 proc. Szkotów było w tym głosowaniu przeciwnych Brexitowi.