- Nie jest to na pewno wyzysk, bogaci jej nie odczują - mówi o "daninie solidarnościowej" ekonomista dr Marian Szołucha z Akademii Finansów i Biznesu Vistula. Tłumaczy, że na Zachodzie taki model wsparcia potrzebujących to nic nowego, a pomysł polskiego rządu idzie o krok dalej, co jest jego dodatkowym atutem.
Na rząd Mateusza Morawieckiego spadła lawina krytyki, po tym jak ogłosił wprowadzenie "daniny" na rzecz niepełnosprawnych. Zdaniem dra Mariana Szołuchy z Akademii Finansów i Biznesu Vistula krytyki zupełnie nieuzasadnionej. W rozmowie z money.pl ekspert wyjaśnia, że bogaci podatku nie odczują.
Adam Janczewski, money.pl: Minister Teresa Czerwińska zapowiedziała, że "danina społeczna" pobierana będzie od osób zarabiających blisko 87 tys. zł miesięcznie, czyli ponad nieco ponad milion zł rocznie. To grupa 25 tys. najzamożniejszych Polaków. Pojawiają się wątpliwości czy jest to społecznie sprawiedliwe.
*Dr Marian Szołucha, ekonomista z Akademii Finansów i Biznesu Vistula: - *Uważam, że takie dedykowanie niepełnosprawnym pomocy, to słuszne rozwiązanie. Alternatywą było wprowadzenie trzeciego progu w podatku PIT i wrzucanie z niego dochodów do wspólnej budżetowej puli, z której pieniądze raz przeznaczane byłyby na niepełnosprawnych, a w przyszłości jednak być może na inny cel, niekoniecznie tak słuszny jak pomoc niepełnosprawnym.
Grupa osób niepełnosprawnych oraz ich bliscy, opiekujący się nimi na co dzień, to są ludzie, którym pomoc ze strony państwa, a więc de facto nas wszystkich jako podatników, należy się w sposób szczególny i w pierwszej kolejności. To są osoby, które nie z własnej winy, nie są w stanie wykorzystać tych dobrych warunków, jakie powstały do zarobkowania w Polsce po 1989 r. Nie są w stanie żyć z pracy własnych rąk i nie ma w tym ich winy.
Jako reszta społeczeństwa powinniśmy otoczyć ich opieką. Z resztą w polskiej Konstytucji jest zapis o naszym ustroju gospodarczym, który określony jest jako społeczna gospodarka rynkowa. Społeczna z komponentem solidarnościowym, który takie rozwiązania jak danina usprawiedliwia i wręcz nakazuje.
To wynika też z przyczyn aksjologicznych, nauki społecznej kościoła. Koniec końców z praktyki innych - wyżej od nas rozwiniętych krajów.
Czyli danina solidarnościowa to forma podatku znana w innych państwach?
- W Europie jest to mechanizm znany już od dawna. Daniny solidarnościowe, ustanawiane z różnych przyczyn, funkcjonują w Niemczech, Austrii, Portugalii, Włoszech czy Grecji.
W Niemczech było to spowodowane połączeniem NRD i RFN na początku lat dziewięćdziesiątych, potrzebą wyrównania szans, poziomów rozwoju i życia w obu częściach zjednoczonych Niemiec.
W przypadku innych krajów wynikało to głównie z załamania tamtejszych finansów publicznych po kryzysie z 2008 roku. W ramach toczącej się w tych państwach debaty publicznej postanowiono, że koszty tego kryzysu powinny być pokryte przede wszystkim przez tych, którzy zarabiają lepiej, którzy więcej korzystają z dobrych warunków, stworzonych w tych krajach do prowadzenia działalności gospodarczej i zarobkowania.
Patrząc na te kraje, o których Pan mówi, to rozwiązanie zaproponowane przez polski rząd, jest poniekąd nowatorskie. Daniny solidarnościowe nie były tam dedykowane. Nie były przeznaczone na konkretną grupę społeczną.
- Tak, ale widzę w tej różnicy tylko przewagę polskiego pomysłu, bo to właśnie niepełnosprawni tego najbardziej potrzebują. Te potrzeby muszą być zaspokojone z dochodów podatkowych. Mówiąc kolokwialnie - jeśli mamy sięgnąć do czyjejś kieszeni, to oczywiście należy sięgnąć do tych, którzy w tych kieszeniach mają najwięcej.
Kiedy wybuchła dyskusja na temat daniny solidarnościowej, to mówiąc szczerze obawiałem się, że próg dochodowy ustanowiony zostanie zbyt nisko i że daniną zostaną obciążone osoby zarabiające już przyzwoicie, ale takie, którym nie nadalibyśmy miana krezusów.
Czyli klasa średnia.
- Tak, klasa średnia, która jest na dorobku, ciągle się buduje oraz jest i powinna być fundamentem społeczeństwa obywatelskiego. Próg na poziomie miliona złotych rocznie, a więc bardzo wysoki, daje gwarancję, że danina będzie płacona tylko przez naprawdę bardzo dobrze zarabiającą, wąską grupę Polaków, która tego obciążenia nie odczuje.
Czy to w ogóle jest możliwe, aby konkretne pieniądze w budżecie przeznaczyć na konkretny cel. Czy nie dojdzie do takiej sytuacji, że zagubią się gdzieś w budżecie i "wpadną do innego worka"?
- Od momentu uruchomienia daniny będzie potrzebny bieżący monitoring skutków tego rozwiązania: głównie ilości pieniędzy, które z daniny będą wpływały do kasy państwa, a potem środków, które będą przeznaczane na pomoc osobom niepełnosprawnym. Być może trzeba będzie reagować, wprowadzać korekty, ale na pewno takie postawienie sprawy, będzie gwarantowało właśnie niepełnosprawnym, a nie innym grupom społecznym, realne wsparcie.
Czyli potrzebny będzie nadzór odpowiednich instytucji i opinii publicznej?
- To będzie konkretne zobowiązanie państwa wobec osób niepełnosprawnych. Zobowiązanie pokryte gwarancją dochodu, który popłynie do budżetu z tych czterech procent. To oczywiste, że te pieniądze nie będą znakowane. Przecież nie będziemy rozróżniać numerów serii banknotów. Chodzi o to, żeby był system, który da gwarancję osobom niepełnosprawnym. Co do tego, że zasługują na pomoc państwa, nie ma wątpliwości, a krytyka, która płynie pod adresem daniny solidarnościowej z niektórych środowisk ma już naprawdę charakter polityczny.
Przeciwnicy tego rozwiązania mówią, że to niesprawiedliwe żeby jednym grupom społecznym dawać, a drugim odbierać i nazywają daninę społeczną "Janosikowym".
- Państwo nie ma żadnej puli pieniędzy, która wzięła się z powietrza i można ją rozdysponować. Wszystkie pieniądze jakimi państwo dysponuje, pochodzą z naszych podatków. Na tym polega redystrybucja części dochodu narodowego, że jednym się z ich dochodu, inwestycji, majątku w formie podatku zabiera i transferuje do budżetu państwa, a następnie wydatkuje.
Podatek od osób najbogatszych to jedno, a zgodnie z zapowiedziami, 650 mln zł rocznie ma pochodzić z Funduszu Pracy. Ma być odciągane z niego 0,15 proc. Będzie to więc składka od wszystkich wypłacanych Polakom wynagrodzeń, nie tylko od najbogatszych.
- Tak, ale sytuacja na rynku pracy jest dobra. Wszyscy też są raczej zgodni co do tego, że w ciągu kilkudziesięciu ostatnich miesięcy poprawiła się na trwałe. Dzięki temu w Fundusz widzimy nadwyżkę, a nie deficyt, jak na przykład w funduszu ubezpieczeń społecznych. Po tę pulę pieniędzy po prostu rząd może dziś sięgnąć.
Czyli Polacy, którzy pracują i odprowadzają podatki, nie odczują tego w ogóle?
- Nie odczują, bo to pieniądze ze składek już odprowadzanych. Nie ma mowy o tym, żeby składka na Fundusz Pracy wynosiła więcej.
Padają zarzuty, że rząd chwali się dobrymi wynikami finansowymi, a teraz nie potrafi w budżecie znaleźć pieniędzy i wprowadza kolejne obciążenia. Wychodzi na to, że kondycja tego budżetu wcale nie jest tak dobra.
- Rząd przede wszystkim chwalił się i chwali do dzisiaj radykalną poprawą budżetu, bez dodatkowych obciążeń podatkowych. Moim zdaniem słusznie. Ta poprawa jest widoczna i ma swoje dwa źródła. Pierwsze to jest lepsza koniunktura gospodarcza. Drugie to jest zacieśnienie fiskalne. Czyli jest więcej pieniędzy od tych, którzy wcześniej tych podatku unikali albo te podatki wręcz wyłudzali.
Natomiast jeszcze ciągle w budżecie państwa mamy deficyt. Nie mamy nadwyżki. W związku z tym z każdą publiczną złotówką należy się liczyć, należy ją rozważnie wydatkować. To nie jest jeszcze czas, w którym państwo mogłoby wydatki społeczne podnieść radykalnie.
Czyli traktuje Pan wprowadzenie tej daniny jako gospodarność państwa, a nie jako wyzysk konkretnej grupy społecznej?
- Nie jest to na pewno wyzysk, bo osoby zarabiające ponad milion złotych rocznie, tego nie odczują, a tak wysoki pułap, jest naprawdę bezpieczny dla przytłaczającej większości Polaków.
Niepełnosprawni protestują w Sejmie od miesiąca. Czy przez taki czas można opracować dobre przepisy dotyczące podatków?
- Pracowano rzeczywiście bardzo intensywnie od kilku tygodni. Myślę, że pani minister Rafalska nie wystąpiłaby na konferencji prasowej, gdyby nie była w stanie odpowiedzialnie zagwarantować, że jest to pod każdym względem projekt zbadany, bezpieczny dla budżetu i możliwy do zrealizowania.
Nie przyjmuję takiej argumentacji, że ktoś mógłby nie sprawdzić jakiegoś elementu tego pomysłu w ciągu tych kilku tygodni. To krótki czas, ale myślę, że presja społeczna po proteście w Sejmie spowodowała, że eksperci z rządu i ministerstw zdążyli ten projekt solidnie przepracować.
Część przedsiębiorców twierdzi, że przez kolejne obciążenia podatkowe, będzie musiało przenieść swoje majątki za granicę.
- Ta danina nie zmienia ogólnego kształtu systemu podatkowego w Polsce. Ci, którzy nie czują się w obowiązku płacić podatków w naszym kraju i posuwają się do optymalizacji podatkowej na granicy prawa, robią to bez względu na to czy danina solidarnościowa będzie czy nie. Nie wierzę w to, że ze względu na te 4 proc. płacone powyżej miliona zł, ktoś ucieknie z Polski z rezydencją podatkową.
Czy ta danina i pomoc osobom niepełnosprawnym nie pociągnie za sobą lawiny roszczeń kolejnych grup społecznych i zawodowych?
- Roszczenia pojawiały się i będą się pojawiać. Nie wszystkie są jednak uzasadnione. Pewnie czekają nas różne dyskusje i pewnie państwo będzie zwiększało poziom wydatków w miarę możliwości. Te roszczenia płynące ze strony niepełnosprawnych i ich bliskich są usprawiedliwione bez dwóch zdań i to, że właśnie nimi najpierw zajmuje się państwo, jest logiczną kolejnością.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl