Jeden z najbardziej rozchwytywanych duetów raperskich w Polsce kombinuje na podatkach - oskarżali internauci. Taco i Quebonafide, bo o nich mowa, nie mieli idealnego startu sprzedaży płyty. Wydawcy ich albumu właśnie zdecydowali, że zmienią praktyki podatkowe.
Dowód? Paragony za zakupione płyty. Jednego z internautów zainteresowało rozbicie cen poszczególnych produktów z przedpremierowego zamówienia od artystów. Układ był taki: produkt z wyższą stawką VAT miał wyraźnie niższą cenę, a ten z niższą stawką wyraźnie wyższą cenę. W rzeczywistości chodzi o płytę i dołączoną książkę.
To prosty trik - można w ten sposób zminimalizować należny podatek. Część internautów wyliczała, że duet i wydawca mieli zarobić dodatkowe kilkadziesiąt tysięcy złotych.
Problem w tym, że od dawna Ministerstwo Finansów ma na celowniku takie układanie cen w zestawach. Nie jest to wcale dopuszczalna praktyka, a próba nabrania fiskusa. Najczęściej dotyka sprzedawców jedzenia. W wielu miejscach napój ze stawką 23 proc. dodawany jest za 1 grosz, a inne produkty nagle mają wyższe (niż w sprzedaży oddzielnej) ceny.
Wydawca albumu Taco i Quebonafide najpierw odpierał zarzuty i tłumaczył, że to rynkowa praktyka, a cała sprawa jest szukaniem sensacji. Spór ucięło Ministerstwo Finansów. Efekt? Wydawcy artystów odprowadzą wyższy podatek VAT.
- Postanowiliśmy zrewidować stanowisko (...) oraz zastosować się do zaleceń Ministerstwa Finansów. Żeby uciąć spekulacje na temat wątpliwości związanych z opodatkowaniem produktu, postanowiliśmy finalnie odprowadzić 23 proc. VAT od sprzedaży - tłumaczą wydawcy albumu w oświadczeniu wysłanym money.pl. Zaznaczają, że działali w dobrej wierze i stosowali powszechną praktykę. Zapewniają, że artyści nie decydowali o tych sprawach.
O co chodzi?
Przypomnijmy: na początku miesiąca do pierwszych zamawiających dotarły albumy muzyczne duetu Taco i Quebonafide. Ich najnowsze dzieło to "Soma 0,5 mg". Dla osób, które zamawiały krążek w przedsprzedaży, wydawca przygotował niespodziankę: w paczce przychodziły dwie płyty (Soma 0,5 mg i Soma 0,25 mg) i książka ("Soma Instrukcja obsługi”). Koszt 49,99 zł plus koszty przesyłki. Do tego w paczce był paragon. I on zwrócił uwagę jednego z zamawiających i rozpętał niemałą internetową burzę.
Sprawę opisał internetowy blog "Trzy szóstki". Później ta trafiła do mediów.
Jednego z internautów zainteresowało rozbicie cen poszczególnych produktów. Płyty kosztują 10 zł, książka - 39,99 zł. Na blogu można przeczytać jasną sugestię, dlaczego akurat tak zostały podzielone koszty zestawu. Na płyty obowiązuje stawka VAT 23 proc., na książki już tylko 5 proc. Wystarczy więc, żeby produkt z wyższym VAT-em miał niższą cenę, a produkt z niskim podatkiem wysoką, by na całym zestawie zyskiwać.
Kreatywne ustawianie cen produktów w zestawie od dłuższego czasu jest na celowniku Ministerstwa Finansów. Sprawa rzuciła się w oczy, bo płyta w przedsprzedaży warta na paragonie była 10 zł, w normalnej dystrybucji już ponad 40.
Jak sugerowali autorzy posta - na takiej zamianie duet mógł zarobić kilkadziesiąt tysięcy dodatkowych złotych.
Jak to możliwe? To najlepiej pokazać na przykładzie. Klient płaci 50 zł za towar - czyli wymarzony krążek Taco i Quebonafide. Gdyby miał dostać w tej cenie samą płytę (ze stawką 23 proc.), to do wytwórni i artystów powędrowałoby 40 zł 65 groszy. Fiskus kładzie rękę na 9 zł i 35 groszach. Ale...
W tym wypadku mamy do czynienia z innym układem. "Płyta za 10 zł brutto (23 proc. VAT to daje 8,13 zł netto), książka za 40 zł brutto (5 proc. VAT, czyli 38,1 zł netto)" - wylicza autor posta, który rozpętał burzę. Optymalizacja na takim układzie? To ponad 46 zł do wytwórni, a tylko 3,77 zł dla fiskusa. Różnica? Piątka na każdej płycie. Sprzedasz 200 tys. egzemplarzy i masz dodatkowe sześć zer na koncie. Oczywiście od tego trzeba oddać podatek dochodowy, ale sześć zer jest zrobione.
Gdyby odwrócić układ - czyli płyta kosztuje 39,99 zł, a książeczka 10 zł, to do wytwórni powędrowałoby 42 zł, reszta do fiskusa. Różnica pomiędzy pierwszym a drugim systemem to 4 zł na każdym krążku. Albo dla artysty, albo dla fiskusa.
Wydawca płyty twierdził, że nie można porównywać płyt sprzedawanych w przedsprzedaży z tymi, które trafiły do sklepów w normalnej dystrybucji. A co za tym idzie - różny VAT na pozornie identyczne przedmioty - jest uzasadniony.
- Ceny będą różne, gdyż różne były nakłady i terminy tłoczenia, zupełnie inaczej przebiega konfekcjonowanie produktu będącego tylko albumem płytowym, a inaczej produktu łączącego płytę i książkę. Przy różnych terminach zleceń, zupełnie innym nakładach i zupełnie innym produkcie finalnym ceny poszczególnych składników muszą się różnić i tak jest w tym przypadku. Decyzja o wielkości marży danego produktu jest natomiast decyzją producenta i wydawcy - czytamy w stanowisku przesłanym money.pl.
I wydawało się, że to koniec historii. Właśnie dostaliśmy nowe stanowisko wydawców płyty. Zmieniają praktykę, odprowadzą wyższy VAT od całego zestawu - tak, by fiskus nie miał żadnych wątpliwości.
- Jako wydawcy projektu Taconafide, działaliśmy w dobrej wierze i błędnym, w ocenie Ministerstwa Finansów, przeświadczeniu o legalności powszechnie stosowanego na rynku wydawniczym rozwiązania. Kwestie wydawnicze nie były szczegółowo konsultowane bezpośrednio z artystami - zaznaczają wydawcy.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl