W lipcu 2018 r. państwowa Agencja Rozwoju Przemysłu odkupiła 81,05 proc. akcji w Stoczni Gdańsk od ukraińskiego miliardera Serhija Taruty. Nabyła też 50 proc. akcji w innej jego spółce działającej przy stoczni – GSG Towers. Wcześniej była współwłaścicielem tych spółek i po transakcji kontroluje je całkowicie. Choć to pieniądze publiczne, ARP nie ujawnia ceny nabycia akcji.
Pisaliśmy o tym więcej: Stocznia Gdańsk wraca w polskie ręce. Kontrolę przejmuje Agencja Rozwoju Przemysłu
Jerzy Borowczak, poseł PO i były stoczniowiec zauważa, że ilekroć jako poseł próbował uzyskać tę informację, dowiadywał się, że to "tajemnica handlowa".
- Jak państwo coś kupuje, to warunki powinny być transparentne, a tutaj kupiło pod stołem i jest domniemanie, że coś zostało przykryte – mówi.
Sytuacja w obu spółkach od dawna jest zła
Cena nabycia owiana jest tajemnicą, ale można prześwietlić sprawozdania finansowe Stoczni Gdańsk i GSG Towers. Wynika z nich, że sytuacja obu spółek nie jest najlepsza i tal było już w chwili nabycia przez państwowy podmiot.
W roku 2017 Stocznia Gdańsk SA miała 36 mln zł przychodów ze sprzedaży, czyli wartość jej produkcji była dwu, trzykrotnie niższa od małych czy średnich firm zajmujących się produkcją jachtów lub katamaranów.
Strata ze sprzedaży wyniosła 2,9 mln zł, a łączna strata sięgnęła blisko 14 mln zł. Rok wcześniej było to ponad 11 mln zł.
Aby się ratować, spółka sprzedawała pozostałe jej jeszcze grunty i maszyny. Za blisko 7 mln zł kupiła je kontrolowana przez skarb państwa Pomorska Specjalna Strefa Ekonomiczna. Maszyny i urządzania za 8,8 mln zł kupiła też GSG Towers.
Księgowi wskazali, że fundusz własny (kapitał) wynosił w 2016 – 26 mln zł, zaś w 2017 r. było to już tylko 12 mln zł. Należne wpłaty na kapitał własny osiągnęły ujemną wartość 451 mln zł. Łączna strata z lat ubiegłych wyniosła 425 mln zł. Zobowiązania wzrosły do blisko 55 mln zł, w tym krótkoterminowe wynosiły blisko 35 mln zł i były w większości przeterminowane – wylicza "Gazeta Wyborcza".
Równolegle z działalnością (coraz mniej dochodową) Stoczni Gdańsk, ukraińscy właściciele rozwijali bardziej rentowną działalność w spółce GSG Towers, która działa na dawnym terenie i majątku stoczni. Jeszcze w roku 2016 sytuacja tej spółki wyglądała dobrze: 140 mln zł przychodów, 2 mln zł zysku. W 2017 r. doszło jednak do załamania. Przychody spadły do 128 mln zł, zaś strata wzrosła do 59,9 mln zł. Zatrudnienie wynosiło 421 osób. Kapitał własny po zaksięgowaniu straty skurczył się ze 114 mln do 54,5 mln zł, aktywa zmniejszyły się ze 171 do 141 mln zł.
GSG Towers nie kryje, że ma problem z utrzymaniem płynności finansowej i regulowaniem płatności. Zobowiązania krótkoterminowe wynosiły 77 mln zł, w tym nieprzeterminowanych było tylko 40 mln zł.
Gdyby przyjąć, że wycena akcji GSG Towers była zbliżona do tej, którą ARP zapłaciła w listopadzie 2015 za pakiet mniejszościowy, to agencja w lipcu 2018 r. mogła wyłożyć na przejęcie całości akcji dodatkowe 166 mln zł – zauważa redaktor "Gazety". Nie był w stanie tego zweryfikować, gdyż APR przysłała odpowiedź, że jest to informacja poufna.
W stoczni nie najlepiej się dzieje
Nowi szefowi stoczni, nominowani już przez ARP, są krytykowani przez stoczniowców za politykę kadrową. Zarząd zatrudnia „swoich”, oferując im wynagrodzenia niedostępne nawet dla długoletnich pracowników zakładu.
- Wysokie uposażenie otrzymał nowy kierowca prezesa oraz kilku niedoświadczonych pracowników. Ta sytuacja skłoniła niektórych dyrektorów i dobrych specjalistów do składania wypowiedzeń. To swoisty protest przeciwko takiej polityce kadrowej (...) Co jest powodem takiej sytuacji w polityce kadrowej? Moim zdaniem swoisty nepotyzm i "kolesiostwo", które zapanowały w stoczni"– ocenia w rozmowie z gazetą Roman Gałęzewski, przewodniczący zakładowej "Solidarności".
Wiceprzewodniczący sejmowej komisji Gospodarki Morskiej i Żeglugi Śródlądowej Tadeusz Aziewicz próbował dowiedzieć się, w jakiej kondycji są poszczególne przedsiębiorstwa. Minister nie udzielił konkretnej odpowiedzi.
- Ministrowie uciekają w mity i opowieści o przyszłych kontraktach, a rzeczywistość jest taka, że są problemy z płynnością i przetrwaniem. W mojej ocenie to jest gra pozorów, której celem jest przetrwanie sektora stoczniowego do wyborów parlamentarnych. Jeśli wygra je opozycja, to ona będzie miała kłopot, a jeśli wygra PiS, to pewnie będzie kontynuował obecne działania na zasadzie, że jakoś to będzie – powiedział Aziewicz w rozmowie z "GW".
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez * dziejesie.wp.pl*