- Jestem bardzo nowoczesną księżniczką. Lubię pracować i byłabym bardzo zdenerwowana, gdybym tego nie robiła - tak Tamara Laura Czartoryska opowiadała o sobie dekadę temu. Właśnie wróciła na czołówki gazet. W tle jest 500 mln zł za kolekcję sztuki jej rodziny.
Jest znów znana w Polsce głównie za sprawą głośnej krytyki sprzedaży rodzinnej kolekcji dzieł, nieruchomości i obrazów rządowi PiS. Tamara Laura Czartoryska oskarża ojca o próbę wyprowadzenia pieniędzy z Polski i chęć przelania ich na własne konto. Jej ojciec odpowiada za to, że to żenujące zachowanie. A środowisko fundacji wskazuje, że to ona liczyła na gigantyczne pieniądze. I serial z zarzutami i oświadczeniami dla mediów trwa.
Jak wynika z informacji money.pl, Tamara Czartoryska w ubiegłym roku sama stworzyła fundację charytatywną. W jednym ze swoich oświadczeń nazywa ją co prawda projektem charytatywnym, ale w nazwie czarno na białym występuje słowo "fundacja". To Czartoryski Foundation, która powstała w 2017 r.
Na bardzo prostej stronie internetowej organizacji nie sposób znaleźć żadnych informacji o miejscu rejestracji i formie działalności. Jest za to cel: pomoc charytatywna w Polsce.
W sumie Tamara Czartoryska stawiać chce na trzy filary: osierocone dzieci, zwierzęta i dorośli bez pomysłu na życie. Wysłaliśmy prośbę do przedstawicieli Czartoryskiej o konkrety: jak ma działać jej projekt i skąd ma brać pieniądze. Gdy otrzymamy odpowiedź - natychmiast ją opublikujemy.
Środowisko związane z jej ojcem w nieoficjalnych rozmowach często sugeruje, że to właśnie ta działalność ma świadczyć o jej prawdziwych celach. Fundacją XX Czartoryskich miała się zainteresowąć dopiero, gdy w grze pojawiły się jakieś pieniądze. Ona sama zapewnia, że to nieprawda.
- Pani Tamara Czartoryska planowała założyć taką Fundację, na którą jej ojciec, Adam Karol Czartoryski chciał przekazać darowiznę, by ta mogła realizować cele charytatywne. Pani Tamara Czartoryska odmówiła przyjęcia darowizny, ponieważ chciała kontrolować cały majątek Fundacji XX. Czartoryskich - piszą w oświadczeniu przedstawiciele Adama Karola Czartoryskiego, ojca Tamary.
Zarabiała sprzątając stadniny
Kim właściwie jest Tamara Czartoryska? Zgodnie z dokumentami, to w zasadzie Tamara Laura Maria de los Dolores Luisa Fernanda Victoria y Todos los Santos Czartoryski y Picciotto. Tak brzmi jej pełne hiszpańskie nazwisko. W tym roku skończy 40 lat.
Tamara jest córką Adama Karola Czartoryskiego - człowieka, który zdecydował o sprzedaży kolekcji rodziny Czartoryskich. A sam Adam Karol jest kuzynem hiszpańskiego króla Juana Carlosa. Razem się wychowywali.
Tamara urodziła się w Londynie. Sporo o swoim życiu opowiedziała prawie dekadę temu w wywiadzie dla hiszpańskojęzycznego portalu plotkarskiego. Wyznała w nim, że nie była grzeczną księżniczką. Dlaczego? Nie miała ochoty na naukę, za to chciała realizować swoją pasję, czyli jazdę konną. I zresztą do dziś prowadzi w tym zakresie działalność charytatywną.
W wywiadach miała opowiadać o tym, jak dorabiała na czyszczeniu stadnin. Miała - bo udzielonego wywiadu dla magazynu "The Times" już nie sposób znaleźć w sieci. Są tylko krótkie wzmianki.
Czartoryska dopiero po latach wróciła na studia i skończyła m.in. szkołę aktorską - Howard Fine Acting Studio w Hollywood. W międzyczasie eksperymentowała z psychologią, startowała w turniejach dla gwiazd w Wielkiej Brytanii i doradzała uczestniczkom programu w USA. W show American Princess w telewizji NBC tłumaczyła, jak to jest być księżniczką. Brała udział w identycznym programie w Australii.
"Jako aktorka grała role różniące się od jej doświadczenia życiowego. Wcieliła się w rolę narkomanki i prostytutki" - pisze serwis Caras. A jak w ubiegłym roku analizował serwis Film w Wirtualnej Polsce - zagrała w bardzo nisko ocenianym horrorze. I na tym skończyła.
Dlaczego nie kontynuowała kariery filmowej? Bo jej się nie spodobała. - Zrobiłam dwa filmy, ale ponieważ nie podobała mi się ta działalność tak bardzo, jak sobie wyobrażałam, to postanowiłam zakończyć karierę aktorską. W zamian wróciłam do jednej z moich wielkich pasji, czyli skakania na koniach i uczestniczenia w zawodach - tłumaczyła w wywiadzie.
Przez pewien czas była twarzą marki sprzedającej samoopalacze. I wtedy mocniej zainteresowała się działalnością charytatywną. Jaką? Uświadamiała, jakim zagrożeniem jest zbyt długie opalanie się.
- Lata temu moja matka, pomimo ciemniejszego odcienia skóry niż moja, zachorowała na raka skóry. Został usunięty, na całe szczęście nie rozprzestrzenił się na żadną inną część ciała. Po tej sytuacji zdałam sobie sprawę z niebezpieczeństwa i zysków wczesnej diagnostyki - tłumaczyła.
Wcześnie chodzi spać, wcześnie wstaje
Jak tłumaczyła - ani w słonecznej Kalifornii (gdzie mieszkała), ani w Londynie nie prowadziła imprezowego życia.
- Wstaję przed szóstą rano, aby móc leczyć konie i ćwiczyć różne sporty, takie jak boks lub wędrówki. Wykonuję też pracę jako modelka na sesjach fotograficznych. Prawda jest taka, że o dziesiątej wieczorem jestem już w łóżku - opowiadała przed laty.
Z czego się utrzymuje? Właśnie z występów w telewizji, z sesji fotograficznych.
Co ciekawe, jeszcze dekadę temu w wywiadach często wspominała o ojcu. Tak było np. gdy odpowiadała na pytanie o macierzyństwo.
Miała wtedy 31 lat i sugerowała, że chętnie zostanie matką. "W przeciwnym razie mój ojciec zacznie się martwić" - wyznawała. Dekadę później w oświadczeniu na temat sprzedaży kolekcji Czartoryskich pisze już, że ojciec groził jej niezjawieniem się na ślubie.
Czartoryska w długim oświadczeniu zarzuciła swojemu ojcu i zarządowi Fundacji XX Czartoryskich (która sprzedała kolekcję) próbę wyprowadzenia pieniędzy. Przelew na fundacje w Liechtensteinie miał być zaplanowany na wiele dni przed transakcją. Adam Karol Czartoryski w oświadczeniu dla money.pl ripostował, że zachowanie jego córki jest żenujące. Zaprzeczał też, że pieniądze będą wydawane na jego prywatne potrzeby. Zamiast tego mają trafiać na cele charytatywne.
Jak tłumaczył w wywiadzie dla money.pl Maciej Radziwiłł, prezes Fundacji XX Czartoryskich, sprzedaży nie dało się uniknąć. Kolekcja po prostu by niszczała. Przeniesienie pieniędzy do fundacji w Liechtensteinie z kolei nie ma na celu ich ukrycia i wydania, a zabezpieczenie przed prawem w Polsce. I jak dodawał Radziwiłł - przed samowolą urzędników. W rozmowie z money.pl zapewniał, że nie boi się wizyty CBA.