Money.pl: PZPN szykuje się do zwolnienia Leo Beenhakkera z funkcji selekcjonera reprezentacji piłki nożnej. Pojawiły się jednak doniesienia, że za odejście będzie trzeba mu wypłacić 2 mln euro z kasy związku. Dlaczego o piłkarskiej centrali zawsze mówi się w kontekście rozrzutności, niegospodarności i korupcji?
Jan Tomaszewski, były szef Komisji Etyki PZPN i *reprezentant Polski w piłce nożnej*: **Bo zarządzają nim ludzie, którzy metody z poprzedniego ustroju próbują wdrażać w obecnych warunkach. Po przemianie nie potrafili dostosować się do zasad wolnego rynku i wypaczyli jego mechanizmy, dopuszczając do największej w historii światowego sportu afery korupcyjnej. Nie wiedzieli, co to jest marketing, reklama, sponsoring i tak trochę na wyczucie zrobili swoje wersje tych narzędzi współczesnej ekonomii.
Czyli to nieudolność?
Ale też cwaniactwo. Ten stan utrzymują z premedytacją. Niejasne powiązania, nieprzejrzyste wydatki - na tym można zarobić. Podam przykład. Od kilku lat czekam na reakcję prokuratury w sprawie sprzedaży praw do transmisji meczów eliminacji do mistrzostw świata w Niemczech. We wszystkich krajach prowizje dla firm pośredniczących w takich transakcjach wynoszą od 6 do 7 procent. Według moich informacji u nas PZPN oddał wtedy aż 29 procent!
Dlaczego w takim razie PZPN nie ponosi konsekwencji swoich pomyłek?
Bo po pierwsze trzeba odwagi, żeby się z działaczami rozprawić, na przykład wprowadzając rządowego kuratora, a po drugie, trzeba się połapać, o co w tym całym bigosie chodzi.
PZPN wyznaczył takie standardy, że wszystkie transakcje odbywają się bez przetargów, a finanse związku nie są jawne. Jego członkowie zasłaniają się tajemnicą handlową, a przecież zarządzają dobrem narodowym: reprezentacją. Wszystko powinno być przejrzyste, a nie jest - nawet dla samych działaczy. Każdy z nich ma inną wersję działania związku i każdemu wydaje się, że to on ma rację. W polskiej piłce jest straszny bałagan.
A my z tego powodu tracimy nie tylko wiele okazji do sportowych emocji, ale i pieniądze.
Właśnie. Na zachodzie Europy kluby piłkarskie działają na takich samych zasadach jak przedsiębiorstwa, czyli zarabiają pieniądze i płacą podatki. Jeśli ktoś nie odprowadza pieniędzy dla państwa, to cofa się mu licencję. U nas teoretycznie kluby też już są spółkami,ale ich budżety przybierają jakieś dziwne formy. Są nawet takie, które wydają 130 proc. swoich pieniędzy na gaże dla piłkarzy. Czyli co? Albo ktoś dokłada, albo ktoś dokrada.
Powinno być tak, że jak komuś się bilans nie zamyka, to pada?
Jasne! I wtedy piłkarze grają tylko w klubach, które rządzą się prawami wolnego rynku i zarabiają w nich legalne pieniądze. Jesteśmy czyści, zadowoleni i bogatsi. No i nie śmieje się z nas świat.
Takie reakcje wzbudzamy?
No niestety. Już nikt z zachodnich działaczy się nie oburza i nie złości - wszyscy się po prostu już tylko śmieją. Nawet pytają czasami: _ Janek, jak wy to robicie, że przy tym całym bałaganie, jeszcze gracie w piłkę. No jak? _
Ale oni nie mają swoich związków, które by ich chociaż trochę ośmieszały.
Mają związki, ale takie, które ograniczają swoją działalność jedynie do przedstawicielstwa drużyny narodowej na forum międzynarodowym. No i ich działania są przejrzyste, wszystko wiadomo o ich finansach. A u nas nawet nie wiemy, ile faktycznie zarabia selekcjoner drużyny narodowej. Wszędzie wiadomo, tylko u nas nie.
No właśnie, wracając do sprawy Beenhakkera. Pan nigdy nie był zwolennikiem jego wyboru. Czy teraz wydałby Pan te dwa miliony euro, żeby odszedł?
Tylko z własnej kieszeni. Bo jeśli PZPN wyłoży te pieniądze z kasy związku, to powinien iść w Polskę i przepraszać młodzików, że pieniądze na ich szkolenie wydaje na naprawianie swoich błędów.